Zlikwidowali zatokę dla autobusów. "Będzie miejsce dla wszystkich"
10 lipca 2018
Rzadkie zjawisko na warszawskich ulicach. Podczas budowy drogi rowerowej przesunięto przystanek autobusowy kosztem fragmentu pasa ruchu.
Zatoki autobusowe wymyślono w latach 30. ubiegłego wieku, by upłynnić ruch na ówczesnych drogach szybkiego ruchu. W naszym mieście zrobiły tak zawrotną karierę, że budowano je - i buduje się nadal - nawet na wąskich, lokalnych drogach a wielu warszawiaków nie wyobraża sobie, by autobus mógł zatrzymywać się bezpośrednio na pasie ruchu.
Zatoki przystankowe to przeżytek?
Kto powinien mieć priorytet w mieście: samochody czy piesi? Zdaniem coraz większej liczby osób, a także strategii transportowej Warszawy, odpowiedź jest prosta: piesi. Dlaczego więc zwężamy chodniki tam, gdzie pieszych jest najwięcej?
Tymczasem w Europie Zachodniej standardem są przystanki bez zatok, zwłaszcza w centrach miast. Dzięki temu piesi mają więcej miejsca a kierowcy komunikacji miejskiej - ułatwione zadanie.
Zmiany na Towarowej
W Warszawie każda zlikwidowana zatoka to póki co ciekawostka. Ostatnio znikła ta na przystanku przy rondzie Daszyńskiego, obok powstającego wieżowca Generation Park. Autobusy linii 105 i 190 zatrzymują się teraz na prawym pasie ruchu.
- Pozwoliło to na wygospodarowanie miejsca na drogę rowerową, osobny chodnik oraz peron przystanku autobusowego - piszą pracownicy biura Łukasza Puchalskiego, pełnomocnika rowerowego prezydent Warszawy. - Zatoka nie była w tym miejscu niezbędna, biorąc pod uwagę szerokość jezdni. W związku z budową drogi rowerowej dodatkowo stanowiłaby problem, ponieważ zatoki "wcinają się" w chodnik zajmując miejsce, które mogłoby być przeznaczone na inne funkcje. Co do zasady zatoka wymaga dodatkowych manewrów ze strony kierowcy autobusu, tzn. podjazdu pod krawędź peronu. Nierzadko też strumień aut jadących na wprost uniemożliwia sprawne opuszczenie zatoki, mimo że już zakończyła się wymiana pasażerów.
(dg)
.