Zatoki przystankowe to przeżytek?
10 grudnia 2014
Kto powinien mieć priorytet w mieście: samochody czy piesi? Zdaniem coraz większej liczby osób, a także strategii transportowej Warszawy, odpowiedź jest prosta: piesi. Dlaczego więc zwężamy chodniki tam, gdzie pieszych jest najwięcej?
Jakie jeszcze argumenty, poza ograniczaniem miejsca na przystanku, stawiają przeciwnicy zatok? Chodzi m.in. o spowalnianie autobusów, którym łatwiej jest wjechać do zatoki, niż z niej wyjechać (nie wszyscy kierowcy reagują na włączony w autobusie lewy kierunkowskaz). To także dodatkowe koszty budowy ulic, tworzenie miejsc zachęcających do nielegalnego parkowania (i dalszego blokowania autobusów) i stwarzanie zagrożenia na drodze. Zatoka zachęca bowiem kierowców do szybkiego przejeżdżania obok stojącego w niej autobusu, zza którego może nagle wyjść pieszy. I nie wynika to z samobójczych tendencji pieszych, ale tego, że ludzie w naturalny sposób wybierają najkrótsze drogi do celu. Warszawskie przystanki zazwyczaj - inaczej niż w innych dużych miastach Europy - są dostępne tylko z jednego końca.
W Warszawie zatok przystankowych nie buduje się praktycznie tylko tam, gdzie nie ma na nie miejsca, a przystanki są bardzo często zdecydowanie za wąskie: tramwajowe w al. Jana Pawła II i Al. Jerozolimskich albo autobusowe przy stacji Politechnika to przykłady sztandarowe. A gdzie problem ten występuje w naszej okolicy? Prosimy o nadsyłanie przykładów: redakcja@gazetaecho.pl.
DG