Zamach w przedwojennej Falenicy. Komuniści chcieli zabić dawnego kolegę
4 marca 2022
"Wyrok śmierci w imieniu partii" - tak gazeta "Dzień Dobry" zatytułowała artykuł o dramatycznych wydarzeniach z 1934 roku.
Czytając opracowania poświęcone historii warszawskiej dzielnicy Wawer można odnieść wrażenie, że przedwojenna Falenica była sielską osadą, w której Żydzi, Polacy i Niemcy żyli w pokoju a letnicy z Warszawy wypoczywali wśród sosnowych lasów. Rzut oka na teksty z epoki rozwiewa ten obraz.
Jaka była przedwojenna Falenica?
W latach 30.
Oto prawdziwy faleniczanin. Jak wyglądał jego świat?
Warto to sobie uświadomić i powtarzać: jeszcze 80 lat temu przeciętny mieszkaniec Falenicy był Żydem.
ubiegłego wieku Falenickie Wille liczyły około ośmiu tysięcy mieszkańców, ale w sezonie wypoczynkowym przebywało w nich dodatkowo sześć tysięcy wczasowiczów. Około połowę zabudowań stanowiły domki letniskowe a prawdziwą dumą gminy były ciekawie zdobione, drewniane wille w stylu świdermajer. W latach 1928-1929 roku w Falenicy otwarto podstawówkę noszącą imię Stanisława Jachowicza oraz drewniany kościółek Najświętszego Serca Jezusa.
Znaczną część mieszkańców Falenicy stanowili wówczas Żydzi, do których należały cheder (szkoła religijna), uczelnia talmudyczna Dej Harmitaż przy Krótkiej, szkoła talmudyczna Talmud Tora i kilka bóżnic, czyli synagog. Do dziś przetrwał dawny dom modlitwy przy Bambusowej, który po II wojnie światowej został podwyższony i przekształcony w mieszkalną kamienicę.
Sensacje dawnej Warszawy
28 kwietnia 1934 roku tematem wydania warszawskiej gazety "Dzień Dobry" była "niebywała katastrofa" w alei Jerozolimskiej, jak nazywano wówczas dzisiejsze Aleje Jerozolimskie. Jedna osoba została ranna, gdy zarwała się podłoga w popularnej cukierni Lardellego, znajdującej się w kamienicy ("willi Marconiego") przy skrzyżowaniu z Marszałkowską. Zdecydowanie mniejsze zainteresowanie redakcji wzbudziła sprawa krwawych porachunków w Falenicy, znajdującej się wtedy poza granicami Warszawy.
"Moszek Rotsztajn należał kiedyś do związku młodzieży komunistycznej a następnie wystąpił z organizacji" - czytamy w gazecie. - "Po wystąpieniu z organizacji na Rotsztajna zapadł wyrok partyjny skazujący go na śmierć. Do Falenicy, gdzie Rotsztajn zamieszkiwał, przyjechał młody komunista, występujący pod pseudonimem Majer i zgłosił się do Rotsztajna po odbiór bibuły komunistycznej. Namówił przytem Rotsztajna, by ten poszedł z nim razem do komunisty, imieniem Franek, gdyż ma on do zakomunikowania ważne wiadomości."
Aż polała się krew
Moszek Rotsztajn, Majer i Franek musieli być członkami lub sympatykami Komunistycznej Partii Polski, będącej oddziałem Międzynarodówki Komunistycznej i nawołującej do podboju naszego kraju przez ZSRR. W sanacyjnej Polsce rządzonej przez marszałka Józefa Piłsudskiego działalność w KPP była nielegalna i karana więzieniem. Komunistyczna organizacja działała wówczas jak połączenie sowieckiej agentury z gangiem, z którego można było wystąpić na dwa sposoby: umierając lub ginąc z ręki współtowarzyszy.
"Gdy przybyto do owego Franka, ten zaprowadził Majera i Rotsztajna za miasto, opodal bóżnicy, gdzie znów jacyś inni komuniści mieli oczekiwać z ważnemi papierami" - relacjonowało "Dzień Dobry" (pisownia oryginalna). - "W chwili, gdy wszyscy znaleźli się u celu, rzeczywiście wyszło z ukrycia jakichś dwuch izraelitów, którzy zasypali Rotsztajna strzałami. Mimo otrzymania sześciu ciężkich postrzałów, Rotsztajn przewieziony do szpitala wyleczył się z ran i następnie pomógł w prowadzeniu śledztwa, dając rysopisy napastników oraz Majera I Franka. Zdołano odszukać tylko tego ostatniego, jak się okazało Franciszka Święcickiego, w którym Rotsztajn rozpoznał kategorycznie komunistę, współdziałającego z wyrokiem partji."
Surowy wyrok dla komunisty
Święcicki został zatrzymany, ale nie przyznał się do winy. Dowodem w sprawie była znaleziona przy nim chusteczka ze śladami krwi, ale przeprowadzona analiza nie dała jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy była to krew Rotsztajna. W poszlakowym procesie sąd skazał Święcickiego na osiem lat więzienia za usiłowanie zabójstwa i trzy za członkostwo w partii komunistycznej. Zgodnie z ówczesnym kodeksem karnym wyroki zsumowały się do dziewięciu lat więzienia i pozbawienia praw publicznych na sześć lat.
Dominik Gadomski
.