Zajęcia prozdrowotne, czyli zabawa polityków kosztem emerytów
17 lutego 2015
Wojna na linii ratusz Bemowa - ratusz na placu Bankowym trwa w najlepsze. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wyraziła zgody na to, by na Bemowie uruchomić cztery tysiące miejsc na zajęciach prozdrowotnych. Będzie ich o połowę mniej. - To złośliwość pani prezydent - mówią bemowskie władze. - Zygrzak i Dąbrowski nie mają pełnomocnictw i nie mogą zorganizować zajęć. Oszukują tylko mieszkańców - twierdzi pełnomocnik pani prezydent.
Organizacja zajęć prozdrowotnych i zapisy na nie w tym roku to jest kwintesencja arogancji polityków. Urządzili sobie próbę sił kosztem tysięcy zdezorientowanych emerytów. A do większości z nich nawet nie próbowali dotrzeć z rzetelną informacją o zapisach. Wszystko w imię wyższych (w ich mniemaniu) celów, czyli wzajemnego udowadniania sobie, kto jest ważniejszy na Bemowie.
Zajęcia prozdrowotne cieszyły się w naszej dzielnicy ogromną popularnością. Teraz na tę popularność kładzie się cień wojenki Hanny Gronkiewicz-Waltz z władzami Bemowa.
- Zobowiązałem się, by każdy mieszkaniec Bemowa mógł uczestniczyć w zajęciach prozdrowotnych. Nie ma znaczenia, czy będzie to tysiąc, dwa czy osiem tysięcy chętnych. Samorząd jest od spełniania potrzeb mieszkańców - mówi Krzysztof Zygrzak, burmistrz Bemowa.
Tymczasem na Bemowie nie będzie tylu miejsc, ilu chciał burmistrz. Stołeczny ratusz zdecydował, że będzie ich o połowę mniej. - To złośliwość pani prezydent. Taka liczba miejsc jest po prostu za mała - ubolewa burmistrz Zygrzak. - To zdecydowanie nie rozwiązuje problemu Bemowa. Nie można robić na złość mieszkańcom tylko dlatego, że nie lubi się burmistrza. Niezależnie od działań pani prezydent ruszamy z zapisami na zajęcia prozdrowotne. Dzięki nim poznamy prawdziwą skalę zainteresowania - mówił jakiś czas temu Krzysztof Zygrzak.
Jak się okazało - nic z tego, bo wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak zabronił urzędowi dzielnicy prowadzenie zapisów. W bemowskim ratuszu nie mają wątpliwości, że to zemsta za zorganizowanie pikiety w obronie zajęć przed ratuszem miasta. Kilkuset mieszkańców domagało się utrzymania ich w dotychczasowej formule.
Mieszkańcy czuli się zdezorientowani. Wielu zrezygnowało z zapisania się, ostatecznie nie wiedząc jak to zrobić. A jak? Pełnomocnicy pani prezydent uruchomili specjalną linię telefoniczną. Problem w tym, że z informacją o niej nie dotarli do zdecydowanej większości mieszkańców. Jakby tego było mało, linia zablokowała się na wiele godzin już pierwszego dnia. Pełnomocnicy ogłosili, że została zaatakowana przez hakerów. Tegoroczne zapisy były więc pokazem nieudolności.
Popielarz: Dąbrowski jest otłuszczony
Dlaczego stołeczny ratusz nie chciał zorganizować zajęć w wariancie proponowanym przez zarząd dzielnicy? Czemu i w imię czego doszło do tak kompromitujących wydarzeń? Grzegorz Popielarz, pełnomocnik pani prezydent dla Bemowa, nie odnosi się merytorycznie do zadanych pytań, mówi natomiast, że zarząd Bemowa nie ma pełnomocnictw do podpisania umowy z instruktorami czy obiektami sportowymi. I dodaje od serca: - Pan Dąbrowski może sobie robić aerobik dla siebie, bo jest otłuszczony, ale nie oszukiwać ludzi. Dąbrowski z Zygrzakiem oszukują bemowian - grzmi Grzegorz Popielarz.
Na czym dokładnie to oszukiwanie miało polegać i dlaczego pełnomocnicy nie zorganizowali zajęć w wariancie proponowanym przez burmistrza - trudno uzyskać wyjaśnienie, które trzymałoby się kupy.
(LARS)