Wpadka z listą
7 października 2005
Jak to możliwe, aby osoba, która głosowała w Niemczech mogła zagłosować także w Warszawie? Możliwe. Gdyby tylko zechciała wsiąść do samolotu, zrobiłaby to bez trudu.
- Jest z tym straszny bałagan - przyznaje anonimowo przedstawicielka jednego z warszawskich urzędów dzielnicy. - Do nas informacje o tym, że mamy kogoś wykreślić z listy wyborców, przychodziły nawet po wyborach.
Wygląda to tak. Na terenie kraju można na 10 dni przed wyborami zgłosić się do lokalnych władz i wyrazić chęć głosowania w wybranym miejscu. Urząd przyjmujący taką deklarację ma obowiązek natychmiast zawiadomić władze w miejscu zameldowania wyborcy.
Za granicą jest podobnie, z tą różnicą, że wyborca może się zgłosić na 5 dni przed wyborami. Faxy z ambasad i konsulatów przychodzą do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. Stąd są wysyłane do odpowiednich urzędów dzielnic.
Teoretycznie wszystko jest w porządku. Problem polega na tym, że w piątek o 16.00 urzędnicy wydziałów ewidencji ludności idą do domu. Po ich wyjściu nikt nie weryfikuje list wyborczych, mimo że wciąż przychodzą nowe zawiadomienia. Przedstawiciele wydziałów ewidencji ludności z kilku dzielnic Warszawy potwier-dzają, że w poniedziałek, a nawet we wtorek po wyborach dotarły do nich kolejne zawiadomienia. Teoretycznie te osoby mogły głosować dwa razy.
- To nie jest wielki problem w skali możliwości celowego zafałszowania wyniku wyborów, ale taka sytuacja jest faktem i jest to problem z punktu widzenia prawa - mówi anonimowo urzędniczka w jednej z warszawskich dzielnic.
bw