Wolniej na Zaciszu. I bardzo dobrze!
15 października 2014
W zeszłym miesiącu na Jórskiego i Gilarskiej zostały zamontowane wyspowe progi zwalniające.
Już od lat, z powodu braku ulicy Nowo-Trockiej, ciąg Jórskiego - Samarytanka - Gilarska służy za szybki przejazd z Bródna i Białołęki do Radzymińskiej i w przeciwnym kierunku. Samochodów jest tak dużo, że natężenie ruchu na osiedlowych jezdniach jest porównywalne ze Śródmieściem. Każdy przejazd ciężkiego samochodu czy autobusu oznacza drżenie szklanek i talerzy w okolicznych domach, niektóre mają już pęknięcia. Dodatkową uciążliwością dla mieszkańców, którzy chcą po prostu wyjechać ze swojej posesji, z garażu, jest brak pewności, czy ten wyjazd nie skończy się stłuczką. W ostatnich dwóch latach policja zanotowała już takie kolizje: zderzenia boczne, nieudzielenie pierwszeństwa, potrącenie pieszego...
Jednak nie te statystyki zdecydowały o montażu spowalniaczy ruchu, a bezpieczeństwo dzieci i rodziców przemierzających te ulice w drodze do placówek oświatowych. Kierowcy pędzący swymi pojazdami nie zwalniają nawet na łuku skrzyżowania ulic Jórskiego i Samarytanka, gdzie trzeba było zamontować specjalne bariery ochronne.
W czerwcu rozpędzony passat wpadł na chodnik ulicy Samarytanka, potrącił jedną z mam wracającą ze swoją pociechą ze szkoły (dziecku nic się nie stało), a następnie wpadł na przystanek autobusu linii 120. Ulice zaciszańskie to nie obwodnica miasta, dzielnicy, ale uliczki osiedlowe, które tymczasowo muszą spełniać rolę dróg wielkomiejskich, do czasu rozbudowy ulicy Wincentego, budowy Nowo-Trockiej i innych. To dało konkretny impuls do działania władzom dzielnicy. Kilkaset podpisów pomogło uzasadnić decyzję, choć odpowiedzi na wcześniejsze wnioski spotykały się z odmową.
Moje pierwsze interpelacje w tej sprawie zostały złożone już trzy lata temu, a niebezpieczeństwie w tym rejonie pisałem na łamach "Echa" kilkakrotnie. Wtedy odpowiedź brzmiała: "Nie da się", ponieważ "ulica Gilarska stanowi szybką drogę ewakuacji z tego rejonu". Późniejsze propozycje także zbywano dalszymi analizami wypadków na tych ulicach.
Krytyka
Gdy jednak progi pojawiły się na drodze, poza głosami popierającymi, pojawiły się także krytyczne: "poszkodowani w karetce z uszkodzonym kręgosłupem będą mieli ubaw po pachy", "bzdurne, niszczą zawieszenie samochodu", "prywata, daję Panu czas na ich zdjęcie!", "niech Pan udowodni, że tam ludzie łamią przepisy..", "progi nie rozwiążą problemu. Dopóki kierowcy i piesi będą bez żadnych konsekwencji łamać przepisy, nic się nie zmieni. Po progach zwalniających przejechałam przed chwilą i uważam, że one właśnie mogą być zagrożeniem, bo widziałam, jak samochody próbują jechać środkiem".
Z częścią argumentów nie da się polemizować. Jeśli dla kogoś ważniejszy jest samochód niż dziecko, człowiek, to nie ma na to argumentów. Gdy ktoś mówi, że kierowcy jeżdżą przepisowo, to zapraszam na skrzyżowanie ulic Gilarskiej i Samarytanka ok. 8.00 i 17.00. Niech spróbuje przez nie przejść, najlepiej z trójką dzieci. Teraz gdy przy skrzyżowaniu jest jeszcze zlokalizowana filia Szkoły Podstawowej nr 52 z klasami zero, bezpieczeństwo musi być zapewnione!
Zaciszańskie ulice to nie obwodnica miasta, dzielnicy, ale uliczki osiedlowe, które tymczasowo muszą spełniać rolę dróg wielkomiejskich, do czasu rozbudowy ulicy Wincentego, budowy Nowo-Trockiej i innych.
Z perspektywy dwóch tygodni uważam, że zamontowanie progów było jak najbardziej uzasadnione. Ruch na ulicach się uspokoił. Kierowcy przyzwyczaili się już do nowej sytuacji. Część z nich chyba zmieniła trasę i samochodów jest jakby mniej. Rodzice czują się bezpieczniej, prowadząc swoje pociechy do szkoły. Gdyby wszyscy przestrzegali przepisy, tak drastyczne środki w postaci progów nie byłyby potrzebne, ale skoro inaczej się nie da...
Jędrzej Kunowski
radny dzielnicy Targówek