Zapalmy je znowu. Latarenki adresowe czekają na drugie życie
dzisiaj, 13:49
Na elewacjach wielu warszawskich budynków wciąż wiszą podświetlane latarenki adresowe z lat 80. i 90., a niekiedy nawet przedwojenne. Choć wiele z nich nie działa, wciąż mogą dodać miastu uroku - trzeba tylko dać im drugą szansę.
Podświetlane blaszane skrzynki z nazwą ulicy i numerem posesji były pierwotnie oświetlane świeczką lub lampą naftową i zaczęły na elewacjach warszawskich kamienic pojawiać się pod koniec XIX wieku. Później były wyposażane w żarówki. Ich wygląd przez lata zmieniał się - zniknęły małe kominki odprowadzające spaliny, a adresy nie były wycinane w blasze tylko naklejane.
Latarenki adresowe - zapomniany detal z duszą
Wiele z przedwojennych oryginałów jeszcze niedawno można było oglądać na dawnych stołecznych przedmieściach. Niestety, padły łupem kolekcjonerów lub niefrasobliwych ekip remontowych. Tylko w ostatnim czasie stuletnie latarenki zniknęły z budynku przy Siedzibnej 45 na Bródnie (dom rozebrano) czy z drewnianego domku przy Modlińskiej 113 - po lampie został tylko ślad na elewacji.
Czy jest z nami elektryk?
Od kilku lat trwa chwalebna moda na przywracanie dawnych warszawskich detali. Drogowcy ustawiają wzdłuż ulic wierne repliki przedwojennych latarń gazowych i elektrycznych pastorałów, a zarządcy domów zamawiają kopie dawnych latarenek adresowych. Jednak wiele z tych zachowanych do dziś oryginalnych reliktów jest w całkiem niezłym stanie. Wystarczy przejść się po Jelonkach czy Górcach, ale też Zatrasiu, Bródnie czy Rakowcu - na wielu budynkach wiszą latarenki z lat 80. czy 90., choć oczywiście są niesprawne. Warto poddać je konserwacji i uruchomić na nowo. Wtedy klimat dawnej Warszawy będzie jeszcze bardziej zaakcentowany. Także po zmroku.
(pik)