W obronie mediów
11 maja 2006
Burmistrz Pragi Północ Robert Sosnowski (zawieszony w PiS) wypowiedział "Nowej Gazecie Praskiej" umowę najmu lokalu redakcyjnego w budynku urzędu przy Kłopotowskiego 15. Zrobił to tuż po tym, jak gazeta opublikowała artykuł na temat jego żony, która aby zostać radną Targówka, złożyła fałszywe oświadczenie o miejscu zamieszkania, podając (jako swój) adres Jerzego Raczyńskiego, aktualnie szefa klubu radnych PiS na Targówku.
Oświadczenie w podobnym tonie wydała warszawska PO. "Nowa Gazeta Pras-ka" stała się bohaterką minionego miesiąca. Trafiła do telewizji, radia i prasy centralnej. Dostała gigantyczną bezpłatną reklamę.
- Nie wiem dlaczego oni to robią - powiedział dziennikarzowi "Echa" przypa-trujący się pikiecie z drugiej strony ulicy działacz PO, radny trzech minionych kadencji. - Może nie znają prawdziwych korzeni tej gazety? Bronią złego pisma oraz złego i interesownego dziennikarstwa. Poza tym, o co im chodzi? Przecież Sosnowski nie zamknął gazety, tylko wyrzucił ją z lokalu, a pustych lokali na rynku są setki. O co więc to larum?
- Nie lubię "Nowej Gazety Praskiej", bo jest niesolidna - mówi z kolei radny PiS z Białołęki. - W sposób nieuzasadniony kreuje Ireneusza Tonderę z SLD na jedy-nego sprawiedliwego, jedyną wyrocznię i sędziego w sprawach dotyczących Pragi, a przecież to żadna tajemnica, że Tondera jako szef urzędu na Pradze Północ zlecał tej gazecie ogłoszenia w dużych ilościach, niezależnie od tego, czy były potrzebne czy nie.
Sytuacja prasy lokalnej w Warszawie nie jest łatwa. W poprzednich kadencjach większość wydawców w mniejszym lub większym stopniu korzystała ze zleceń samorządów. Podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego strumień pieniędzy dla prasy lokalnej skończył się. Ogłoszenia publikuje teraz niemal wyłącznie "Gazeta Wyborcza", a wydawcy pism lokalnych co i raz starają się znaleźć sojusznika w walce o urzędowe publikacje. Była nawet na ten temat specjalna sesja rady miasta. Bez efektu. Prasa lokalna w tej kadencji jest przez PiS celowo marginalizowana. Trudno zatem się dziwić, że PiS-owscy samorządowcy stali się niejednokrotnie obiektem nieobiektywnych ataków, bo większość pism nie radzi sobie na wolnym rynku reklam. To też z kolei nie dziwi, bo walczące o ten rynek wielkie media, obniżają ceny do granic absurdu.
Seweryn Blumsztajn w redakcyjnym komentarzu "Gazety Wyborczej" odnosząc się do sprawy wypowiedzenia umowy najmu, życzy "Nowej Gazecie Praskiej", by przetrwała bez pomocy samorządu, dając wyraźnie do zrozumienia, że mamy do czynienia z gazetą słabą ekonomicznie i zależną od samorządowych budżetów. Pisze także, że jeśli dziennikarze "Gazety" mogą jakoś pomóc, to są do dyspozycji. Zatem niech dziennikarze "Wyborczej" zajmą się wojną cenową o reklamy pomiędzy wielkimi tytułami, w której bierze także udział Agora SA. Wojną, która bardzo utrudnia działanie w stolicy małych gazet, takich jak "Nowa Gazeta Praska". Niech dziennikarze "Gazety" zajmą się tematem propozycji nie do odrzucenia, jakie dostali jakiś czas temu szefowie współpracujących z "Wyborczą" biur ogłoszeń. Mieli wybór - współpracować wyłącznie z Agorą albo za mniejszą prowizję. Wielu wybrało wyłączność i wypowiedziało umowy innym wydawcom, także małym pismom lokalnym.
Powyższe działania Agory SA są z oczywistych względów zrozumiałe. Agora broni się przed konkurencją, zwłaszcza wielkim kapitałem, który systematycznie zjada fragment naszego tortu medialnego. Tylko, że ta walka uderza w małych lokalnych wydawców. Życzę Agorze sukcesu w walce z Axelem Springerem, życzę by ta walka nie doprowadziła do bankructwa "Nowej Gazety Praskiej" i życzę dziennikarzom "Wyborczej", by umieli zająć się tematem obrony małych stołecz-nych mediów przed wielką konkurencją.
Prawdziwy problem rynku mediów lokalnych, to nie jest umowa najmu między burmistrzem a redakcją. Prawdziwy problem to stosowanie przez wielkie media zbyt niskich cen reklam, na które oni w przeciwieństwie do małych gazet, mogą sobie pozwolić. Dlatego większość wydawców lokalnych - choć wcale tego nie chcą - wikła się w samorządowe układy i odlicza czas do wyborczej porażki PiS w Warszawie.
Bartek Wołek