Targówek? Fajne miejsce do mieszkania
23 listopada 2012
"Lokalnie zakręceni" to cykl "Echa" prezentujący ludzi z pasją, dzięki którym szara okolica nabiera rumieńców. W tym wydaniu Jan Mencwel - człowiek przywracający kulturę dzielnicy. "Skarb Targówka" to jego dzieło.
- Urodził się Pan na Targówku?
- Od urodzenia mieszkam w tej dzielnicy. Do tego stopnia, że w trzech jej częściach. Najpierw na Targówku Mieszkaniowym, potem na Zaciszu, a teraz mieszkam na Bródnie.
- Co jest takiego w Targówku wyjątkowego?
- Zawsze miałem sentyment do tej dzielnicy. Nie zastanawiałem się, co tam jest wyjątkowego, ale teraz, kiedy pracuję w centrum Warszawy, to widzę, że ma wiele praktycznych zalet. Jest dużo przestrzeni i zieleni. Bloki, kiedyś odsądzane od czci i wiary, w tej chwili stały się atrakcyjne. Jest bliskość lokali usługowych, bazarów, straganów z warzywami, wszelkich usług. To po prostu fajne miejsce do mieszkania. No i blisko centrum.
- Pańska rodzina też wywodzi się z Targówka?
- Mieszkaliśmy na Targówku od zawsze. To bardzo stara dzielnica. Wcześniej była tu po prostu wieś. Moi rodzice mieszkają w tej dzielnicy od początku lat 70.
- Czym Pan się zajmuje zawodowo?
- Pracuję w fundacji zajmującej się badaniami społecznymi.
- Prowadzi Pan na terenie Targówka różnego rodzaju działania. Proszę o nich coś powiedzieć.
- Od jakiegoś czasu staram się działać w naszej dzielnicy, głównie w dziedzinie kultury. W zeszłym roku wraz z urzędem Targówka organizowałem akcję "Re-blok". Było to kilka różnych wydarzeń związanych z ożywieniem przestrzeni blokowisk. Zorganizowaliśmy pokaz filmu na dachu bloku. Wraz z mieszkańcami malowaliśmy obraz widoczny z dachu i tworzyliśmy pocztówki z dzielnicy. Targówek jest fajnym miejscem. To nie tylko sypialnia, ale można tam realizować się artystycznie, kulturalnie. Nie trzeba jeździć do centrum. A może mieszkańcy centrum też przekonają się, że na Targówek warto przyjechać i że staje się dzielnicą-symbolem, symbolem zmian w przestrzeni uważanej za zakazaną, do której lepiej się nie zapuszczać.
- Jakie ma Pan plany na kolejny rok?
- Planujemy z kilkoma osobami założenie fundacji, która będzie wspierać organizowanie działań kulturalnych na Targówku i sama organizować działania. Ale chcemy wciągnąć jak najwięcej mieszkańców. Nie chcemy robić festynów i koncertów tylko działać tak, aby mieszkańcy byli współtwórcami.
- Co to znaczy "chcemy"?
- Pracuję nad tym z Michałem Mioduszewskim, który jest mieszkańcem Bródna i prowadzi Domek Herbaciany w parku Bródnowskim.
- Więc to dlatego właśnie tam wystawiona została skrzynia, do której mieszkańcy Targówka mieli znosić cenne osobiste przedmioty, które potem zostały zakopane jako "Skarb Targówka". Skąd taki pomysł?
- Kiedyś powstawało wiele takich skarbów. Do dziś przetrwały mity o skarbach zakopanych przez dawne cywilizacje. Najważniejsze rzeczy są przechowywane na wypadek, gdyby zdarzyła się jakaś inwazja. Podobnie chciałem potraktować Targówek - jako mikrocywilizację. Dlaczego nie zostawić po nas takiej pozostałości potomnym?
- Co tam się znalazło?
- Na przykład prywatne przedmioty - monety, figurki. Ludzie przynosili też rzeczy związane z dzielnicą - gazetę dzielnicową z tego roku, pismo urzędowe, broszurę pokazującą, co się dzieje w dzielnicy. Były też inne rzeczy - kubek do herbaty z instrukcją, jak ją zaparzyć. Na wypadek, gdyby nasi następcy nie mieli pojęcia, jak to się robi. Cała akcja miała formę zabawy. Ja tylko dawałem pomysł, a to co ludzie przynieśli, wynikało z ich inwencji.
- Wspomniał Pan o inwazji. Czyżby były jakieś przesłanki, że mamy czego się obawiać?
- Możemy się obawiać, że mieszkańcy takich dzielnic jak Targówek przestaną myśleć o sobie jako społeczności. Dzielnice staną się tylko sypialniami, właściwie mieszkańców nie będzie nic łączyło.
- Rozumiem, że czerpanie z takiej działalności profitów nawet Panu nie przyszło do głowy?
- Działalność kulturalna może być związana ze spędzaniem czasu i nie musi się łączyć z zarabianiem. Traktuję to np. jako fajną formę spędzania weekendu w Warszawie. Nie trzeba koniecznie wyjeżdżać. Można spędzić czas ze swoimi sąsiadami, poznać ich.
- Te zainteresowania i dodatkowa działalność nie kolidują z życiem rodzinnym?
- Jestem niedawno po ślubie.
- Żona podziela pańską pasję?
- Żona przeprowadziła się z Falenicy, do której jest bardzo przywiązana. Tam relacje sąsiedzkie wyglądają lepiej. Na Targówku trochę z tym znacznie trudniej.
- Władza pomaga?
- Urząd dzielnicy zmienia się na lepsze, od kiedy pojawiły się w nim nowe osoby. Bardzo dobrze współpracuje się z wiceburmistrzem Krzysztofem Mikołajewskim, który jest osobą z energią i bardzo mocno chce stawiać na poparcie oddolnych inicjatyw. W przypadku skarbu nikt nie robił żadnego problemu, inicjatywa nawet spotkała się z zainteresowaniem. Ubiegłoroczna akcja Re-blok została zainicjowana przez dzielnicę, ale my pomagaliśmy organizować to wydarzenie. Na władze na Targówku nie można narzekać. Pewnie jeszcze sporo mogłoby się zmienić na lepsze, ale kierunek zmian jest dobry.
- Czego Panu brakuje na Targówku?
- Ucieszyłbym się, gdyby było widać więcej własnych pomysłów mieszkańców. Na przykład brakuje kawiarni, gdzie można przyjemnie się spotkać. Nie każdy musi lubić kebab. Niestety, urząd dzielnicy tego nie zapewni. Jeśli ktoś nie wpadnie na pomysł, żeby takie miejsce otworzyć, zainwestować, to się to nie zmieni. Ja oczywiście tego nie planuję, bo przekracza to moje możliwości finansowe.
Rozmawiał Maciej Weber
Znasz lokalnie zakręconych, którzy pozytywną energią zarażają i zmieniają okolicę? Zgłoś ich: echo@gazetaecho.pl, 22 614-58-28 - właśnie o nich warto pisać.