Tarchomin - Białołęka Dworska
2 grudnia 2005
Podróż prawie sentymentalna, część 1.
Autor jest sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska, historykiem zawodowo zwią-zanym z Instytutem Pamięci Narodowej. |
To chyba pozytywne, że w pamięci potomnych można się zasłużyć rzetelną, codzienną pracą, a nie tylko czynami heroicznymi. Mało kto już o tym pamięta, ale cmentarz ten ma dwuwyznaniową historię - po wojnie do istniejącego już cmentarza katolickiego przyłączono obszar dawnego cmentarza ewangelickiego. Przypomina o tym jeszcze galeria kilku ewangelickich nagrobków.
Skręcamy w Mehoffera, z tyłu, prawie przy Wiśle, zostaje kościół św. Jakuba Apostoła - zawsze mnie intrygowało, jak to się stało, że mimo tylu powodzi on przetrwał. Zdaje się, że nasi poprzednicy świadomie umieszczali wszystkie ważniejsze obiekty - cmentarze, kościoły - na wzgórzach, żyjąc bez wału na terenie zalewowym. Mimo, iż jest to właściwie kościół mojego dzieciństwa - przez ponad półtora roku uczęszczałem do prowadzonego przez siostry przedszkola na Tarchominie Kościelnym - tak naprawdę dopiero niedawno zacząłem doceniać jego wartość architektoniczną. Stylów architektonicznych - poza może gotykiem i barokiem - nie nauczyłem się rozróżniać nawet na studiach historycznych, tylko już jakiś czas po nich, kiedy wraz z żoną odkryliśmy dla siebie turystykę krajową, zaczęliśmy jeździć po Polsce, zwiedzać - i innym okiem spojrzeliśmy na Warszawę i najbliższe otoczenie. Dziś mogę docenić udaną regotyzację tego kościoła z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, barokowe, przechodzące w klasycyzm ołtarze i jedną z renesansowych kopuł.
Kiedy jedziemy ulicą Mehoffera, przejeżdżamy przez nowe rondo - jedni je zauważają, inni nie... Doczekało się już nieformalnej nazwy, wymalowanej sprejem (być może ktoś chciał uczcić znak zodiaku) "Rondo Barana". Widać już budynek Fabryki Mebli - to tu powstał okrągły stół - a może raczej Okrągły Stół - który wpłynął na przyszłość zarówno Polski, jak i samej fabryki.
Skręcamy w prawo, i jadąc w stronę Klasyków mijamy budynek posesji przy ul. Modlińskiej 257. Obecnie stoi nieużywany - ale w czasach mojego dzieciństwa swoją magię zawdzięczał niezwykłemu wyglądowi i funkcji sklepu z AGD, przede wszystkim zaś drewnianym schodom, które tak skrzypiały, jakby zaraz miały się rozlecieć. Zapamiętałem piękne kolorowe ocieplane kalosze - niestety, mama nie mogła mi ich kupić, gdyż były dostępne tylko na talony (?) dla ludności rolniczej.
Wtedy jeszcze nie znałem dramatycznej historii tego budynku, którą ostatnio przybliżył Edward Figauzer w swoim szkicu w "Historii Białołęki". Przed wojną miały tam siedzibę siostry Samarytanki, które opiekowały się dziewczętami i kobietami zmuszonymi biedą i bezdomnością do prostytucji. Siostry kontynuowały swoją działalność charytatywną podczas okupacji niemieckiej, a między innymi lęk, jaki mieli okupanci niemieccy przed chorobami wenerycznymi powodował, że miejsce to było dobrym ukryciem dla innych osób - m.in. dlatego wśród podopiecznych ukrywały się również Żydówki, osoby poszukiwane przez gestapo, a także był tam ukryty skład broni AK. Ze względu na osobę matki przełożonej, niegdyś dobrze zapowiadającej się aktorki, bywali tam również pisarze i dramaturdzy. W 1943 roku odbyła się tam prapremiera "Pastorałki" Leona Schillera, był na niej obecny późniejszy noblista, Czesław Miłosz, dla którego właśnie to przedstawienie ze względu na kontekst miejsca i czasu stało się kwintesencją sztuki teatralnej: "Tak więc teatr jest - czy powinien być - celebrowanym świętem ludzkiej wieloposta-ciowości i plastyczności, który sprawia, że każdy i każda nosi w sobie całą skalę doznań i uzdolnień - od najwyższej cnoty - do powszechnego zła".
Zbliżamy się do skrzyżowania z ul. Klasyków. W tle widać Aromę i okalający ją park. Kiedyś podobno jej poprzedniczką były zakłady octowe Spiessa. Rzecz jasna, nie pamiętam tych czasów, z Polleną wiąże mi się wspomnienie pożaru, który wybuchł w niej w połowie lat 80. i o którym informowały ówczesne radio i telewizja. Mnie najbardziej zawsze inspirował park przy Pollenie - zapuszczałem się tam w szkole podstawowej (bez wiedzy rodziców) - zadawałem sobie pytanie, po co ktoś stworzył tam park, gdy wokół tyle zieleni. Dziś, kiedy zieleni jest zdecydowanie mniej, a Modlińska raczej stoi niż jedzie, zastanawiam się, czy twórcy tego parku przed kilkudziesięciu laty to wszystko przewidzieli...
W ogóle poprzednicy dzisiejszych mieszkańców Białołęki mieli chyba dużo wyobraźni i poczucia humoru... Choćby w nazwie ulic: Klasyków, Poetów, Bohaterów - bez wskazywania, czy chodzi tu o klasyków wiedeńskich, czy klasyków pewnego prądu filozoficznego w drugiej połowie XIX wieku, który tak zaważył na losach ludzkości... ale te nazwy zawsze pozostaną aktualne.
Krzysztof Madej