Śmieci po remontach lądują w lasach. "To efekt nowych przepisów"
23 kwietnia 2020
W Lesie Bródnowskim spacerowicze natknęli się na wielką górę odpadów poremontowych. Rzecznika Lasów Miejskich przyznaje, że problem pojawia się regularnie od pół roku.
- Czy naprawdę nie łatwiej jest pojechać do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK)? Jak widać nie. Najprościej jest zostawić śmieci w lesie, pewnie pod osłoną nocy. Od poniedziałku wszyscy cieszymy się, że możemy wyjść pospacerować do czystego lasu. Tylko czy takiego widoku oczekujemy? Płonie Biebrzański Park Narodowy - przez głupotę ludzką i wypalanie trawy. Tutaj także nikt nie pomyślał i po prostu wyrzucił śmieci, bo przecież tak jest najłatwiej - napisała na Facebooku radna dzielnicy Katarzyna Górska-Manczenko.
Z komentarzy pod wpisem radnej widać, iż problem zaśmiecania lasu materiałami poremontowymi od strony centrum handlowego M1 i ul. Radzymińskiej jest dobrze znany mieszkańcom. - Niedaleko M1 to stałe miejsce wyrzucania odpadów, często mijam tam złomiarzy. Często stoi w okolicy policja, temat ewidentnie dla straży miejskiej - komentuje pan Andrzej.
Budowlańcy podrzucają śmieci
- Proszę pojechać do PSZOK i nakazać ochroniarzowi wpuszczania wszystkich ze śmieciami takiego typu, niezależnie od tego, czy wylegitymują się wpisem uprawniającym do odbioru śmieci, czy też są z innego miasta albo są przedsiębiorcami lub budowlańcami pracującymi na czarno i jednocześnie zarejestrowanymi jako bezrobotni. Gwarantuję, że problem zniknie - skomentował pan Przemysław, który najprawdopodobniej trafił w sedno problemu.
- Problem z nielegalnymi wysypiskami odpadów remontowo-budowlanych nagminnie występuje od połowy poprzedniego roku. To wynik zmiany regulacji odbioru odpadów poremontowych. Teraz trzeba być zarejestrowanym podatnikiem, zgłosić ilość odpadu - na którego odbiór też są limity, i wtedy można bezpłatnie oddawać je do PSZOK. Dlatego śmiecą najczęściej firmy remontowe, które często pracują na czarno i nie zawsze mają papiery zezwalające na legalny odbiór odpadów. Najłatwiej i najtaniej im jest podjechać do lasu i podrzucić nam takie "niespodzianki" - komentuje wicedyrektor Lasów Miejskich Andżelika Gackowska.
Szlabany sposobem na bałaganiarzy?
Lasy Miejskie już kilkakrotnie próbowały w tych miejscach instalować kamerki, nie przyniosło to jednak spodziewanego rezultatu. - Albo nic nam się nie nagrywało, albo zapis nic ciekawego nie pokazywał. Tam akurat jest bardzo trudno zawiesić kamerę, bo gałęzi jest pełno dookoła i one cały czas się ruszają, zasłaniając jakikolwiek widok - wyjaśnia Andżelika Gackowska.
Jak się dowiedzieliśmy, zaśmiecany teren położony na skraju lasu nie należy też do Lasów Miejskich a Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. - Półtora miesiąca temu zwróciliśmy się do nich z pismem o ustawienie szlabanów na tej drodze, dokładnie od sklepu Jula na tyłach M1 i przy stacji benzynowej od strony Radzymińskiej. To by uniemożliwiło wjazd w głąb lasu z jednej i z drugiej strony - przekonuje Andżelika Gackowska.
Od początku tego roku Lasy Miejskie posprzątały 280 m3 śmieci w lasach, czego koszt już teraz przekroczył 154 z ponad 700 tys. zł przewidzianych w budżecie Warszawy na ten rok.
(DB)