Słup zabójca czy strzelec wyborowy?
6 grudnia 2011
Mieszkańcy alarmują - przepięcia na słupie doprowadzają do śmierci ptaków. Przedstawiciel RWE jest innego zdania - do ptaków ktoś strzela.
- Rozmawiałem z sąsiadami, okazało się, że nie tylko ja zauważyłem coś niepokojącego. Tygodniowo pada tu nawet kilkanaście ptaków. Na pewno to wina przepięć na słupie. Zaczęliśmy interweniować w zakładzie energetycznym. Niestety, nie zmieniło się nic - opowiada jeden z mieszkańców.
Ponieważ interwencje nie odniosły żadnych skutków, ludzie zwrócili się o pomoc do radnego Marcina Korowaja.
- Mieszkańcy skarżyli się, że przy słupie regularnie znajdują martwe ptaki, również te, które są pod ścisłą ochroną, a ich interwencje telefoniczne w zakładzie energetycznym nie przynoszą pożądanego efektu, gdyż słup teoretycznie działa prawidłowo, dostarcza prąd, nie stanowi zagrożenia dla ludzi.
Zapytaliśmy w RWE o słup nr 4305 i poprosiliśmy o sprawdzenie, czy faktycznie to usterka na nim powoduje śmierć ptaków.
Okazuje się jednak, że energetycy wykluczają taką możliwość. Po dokładnych kontrolach nie stwierdzili żadnych usterek na słupie. - Sprawdziliśmy działanie sieci elektrycznej w rejonie ulic Głównej i Łącznej przy pomocy odpowiednich urządzeń pomiarowych. Technicy RWE Stoen Operator nie stwierdzili nieprawidłowości w działaniu połączeń kablowych (przepięć), ani też występowania łuków elektrycznych, które mogłyby być przyczyną śmierci ptaków w tym rejonie - twierdzi Daniel Moczulski z RWE.
Skąd zatem tak dużo martwych ptaków w okolicy słupa? Nieoficjalnie udało się nam ustalić, że prawdopodobną przyczyną ich śmierci są strzały z wiatrówki. Według relacji jednego z okolicznych mieszkańców czasem słychać nawet odgłosy wystrzałów. Straż miejska nic o tym nie wie, nikt nie zgłaszał funkcjonariuszom tego problemu.
Po naszej interwencji policja obiecała zająć się sprawą.
- Przeprowadzimy dochodzenie, sprawdzimy te informacje. Jeśli się potwierdzą, to osobie, która zabija ptaki zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt grozi grzywna oraz kara ograniczenia lub nawet pozbawiania wolności do roku - mówi Monika Brodowska, oficer prasowy rejonowej policji.
Anna Sadowska