Ślepe służby, ślepe urzędy
23 maja 2008
Rudera aż kłuje w oczy, ale służby miejskie jej nie widzą.
- Przejeżdżam tędy codziennie i nie mogę patrzeć na ten śmietnik. Zastana-wiam się, czy ten bajzel kiedyś zniknie. Jeżeli nikt nie zrobi z tym porządku, może dojść do jakiejś tragedii. Albo ktoś to dla zabawy podpali, albo kiedyś wszystko runie na przechodniów - mówi Czytelniczka "Echa".
Straż miejska twierdzi, że nic nie wie o problemie. - Dziwne, że nikt z miesz-kańców nie zgłosił tego bezpośrednio do straży. Po zgłoszeniu patrol pojechałby na miejsce i ocenił sytuację - mówi Agnieszka Kubicka, rzeczniczka straży miejskiej. - W takich przypadkach zawsze szukamy właściciela terenu i kierujemy do niego wniosek o uprzątnięcie posesji. Właściciel zazwyczaj ma na to tydzień. Po tym terminie jest karany mandatem.
Rudera kłuje w oczy, ale Sanepid też nic o niej nie słyszał. - Ściśle współpra-cujemy ze strażą miejską. Jeżeli dostajemy od nich sygnał, że na danym terenie występuje zagrożenie wybuchu epidemii lub może ono stwarzać niebezpieczeństwo dla zdrowia lub życia, wtedy wkraczamy do akcji - mówi Wiesław Rozbicki z warszawskiego Sanepidu. - Dokonujemy oględzin miejsca i pobieramy próbki. Szczury to problem całej Warszawy. W mieście zawsze jest ich więcej, ponieważ mają tu mnóstwo pożywienia. Zarządcy i właściciele terenu są zobowiązani do wy-kładania trutek na gryzonie. Jeżeli tego nie robią, są karani mandatami.
Niby wszyscy wiedzą, co trzeba robić, a rudera wciąż straszy. Aż kłuje w oczy, ale przecież nikt oficjalnie nie zawiadomił.
Po prostu straż miejska, policja i straż pożarna tamtędy nie jeździ. Nie prze-chodził też w pobliżu żaden pracownik Sanepidu, żaden urzędnik dzielnicy, żaden radny. Nikt, oprócz jednego urzędnika, który jednak odwrócił głowę, bo go ktoś zawołał, i nie zauważył bajzlu. No zwyczajny pech.
Agnieszka Pająk-Czech