Rabusie na Kondratowicza. "Policja jechała godzinę"
4 listopada 2019
Przed kilkoma dniami grupa włamywaczy próbowała za pomocą wytrychów dostać się do mieszkań na Kondratowicza. Zaalarmowana o zdarzeniu policja przez ponad godzinę nie była w stanie dotrzeć na miejsce.
- Kondratowicza 11, klatka A. Po klatce chodzą ludzie i wsadzają coś w zamki, kręcą tym czymś, zachowują się dziwnie. Prawdopodobnie wytrych. Do naszego mieszkania nie włamali się tylko dlatego, że siedziała tam przerażona przyjaciółka, która bała się ruszyć z mieszkania. Powiadomiłam policję, a w słuchawce usłyszałam "jest dużo interwencji, nie wiemy kiedy się ktoś zjawi" - napisała na facebookowej grupie dla mieszkańców Targówka pani Agnieszka.
Wezwana policja w końcu dotarła na miejsce i wszystko sprawdziła, jednak pozostaje otwarte pytanie - czemu tak długo trwał dojazd do zgłoszonej interwencji i czy często tak to wygląda? - W godzinę sprawni włamywacze są w stanie splądrować kilka mieszkań - przekonuje jeden z mieszkańców.
"Czasami trzeba dłużej poczekać"
- Zgłoszenie na numer alarmowy jest przekazywane do odpowiednich służb - np. policji. I załoga, która jest wolna w danym momencie, czyli nie realizuje żadnych innych interwencji, jest kierowana od razu do zgłoszenia. Ale zdarza się, że wszystkie załogi zmotoryzowane mają interwencje w tym samym czasie. Wtedy trzeba niestety chwilę poczekać - wyjaśnia podkomisarz Paulina Onyszko.
Jak się dowiedzieliśmy, na Targówku jest na stałe kilka patroli, jednak bywa tak, że załogi są zajęte interwencjami lub są pilnie przekierowywane do sąsiedniej dzielnicy. Wówczas trzeba czekać lub ściągać policjantów z innych dzielnic, np. Pragi Północ czy Białołęki. - Czas dotarcia na miejsce interwencji zależy od kilku czynników, np. odległości do pokonania czy korków. Często też wysyłamy dzielnicowych, żeby osoby zgłaszające zbyt długo nie czekały na funkcjonariuszy - dodaje Paulina Onyszko.
(DB)