Pustki w komunikacji miejskiej. "Czuję się w jak domu wariatów"
9 czerwca 2020
Dużo zawieszonych biletów i niskie zapełnienie pojazdów - z warszawską komunikacją miejską dzieje się coś dziwnego.
Choć na pierwszy rzut oka życie w Warszawie toczy się już normalnie i nic nie świadczy o obowiązującym stanie epidemii, w komunikacji miejskiej sytuacja wciąż jest daleka od normalnej. Przyciski samodzielnego otwierania drzwi i klimatyzacja pozostają wyłączone, pierwsze miejsca za kabiną kierowcy lub motorniczego - wygrodzone, pasażerowie mają na twarzach maseczki a frekwencja jest wciąż niska, bynajmniej nie z powodu rządowych limitów.
Pasażerowie poznikali
W piątek 5 czerwca w autobusach odnotowano tylko 43% pasażerów z typowego dnia, zaś w metrze - zaledwie 38%.
Wrócił problem z wejściówkami do metra. "Korzystajcie z kodów QR"
Jak dostać się na peron metra z biletem kupionym w autobusie? Pasażerowie ciągle zgłaszają problem.
W weekend frekwencja w podziemnej kolei wahała się w granicach 47-52%, a w autobusach - 57-59%. Pasażerów jest zaskakująco mało.
- Wrócę do korzystania z komunikacji miejskiej, kiedy zniknie przymus zakrywania twarzy, zajmowania co drugiego miejsca i ludzie zaczną się zachowywać normalnie, bo jadąc w takich warunkach, czuję się w jak domu wariatów - komentuje nasz czytelnik. - Na razie karta miejska jest zawieszona, a ja jeżdżę samochodem, a na bliższe dystanse rowerem.
- Moje koleżanki boją się przyjechać do mnie komunikacją miejską a nie mają samochodów - dodaje czytelniczka. - Do tej pory nie bały się w autobusie żadnej choroby, ale skoro w telewizji mowa o koronawirusie 24 godziny na dobę, to są i efekty.
Według danych Zarządu Transportu Miejskiego bilety zawiesiło w tym roku ok. 220 tys. pasażerów, ale na razie tylko 40 tys. spośród nich zdecydowało się wrócić do komunikacji miejskiej. Przekroczenie rządowego limitu osób w pojeździe jest notowane ekstremalnie rzadko; nie dochodzi już także do zatrzymania z powodu nadmiaru pasażerów.
(dg)
.