Płoną autobusy
24 kwietnia 2009
Stojący w ogniu autobus dotychczas na ogół kojarzył się z hollywoodzkimi superprodukcjami w stylu "zabili go i uciekł". Coraz częściej staje się jednak widokiem rzeczywistym na warszawskich ulicach.
Można uznać, że to przypadek, ale wkrótce po pożarze na Łazienkowskiej w całej stolicy ruszyły kontrole stanu technicznego miejskich pojazdów. Już pierwszego dnia badań sprawdzono dziewiętnaście autobusów - dziesięciu z nich zatrzymano dowody rejestracyjne. Najczęstsze usterki to wycieki płynów eksploa-tacyjnych, ale kontrolerzy zabierali też dowody za bardziej błahe uszkodzenia: przepalone żarówki świateł drogowych (czyli popularnych "długich"), niedziałające "dzwonki na żądanie" w jednych drzwiach. Zdarzają się też poważniejsze braki, zagrażające - choćby pośrednio - bezpieczeństwu pasażerów: brakujące młotki bezpieczeństwa czy pęknięte szyby. Generalnie jednak - jak mówią sami technicy i kierowcy autobusów na forach internetowych - warszawskie autobusy są w dość dobrym stanie technicznym i częste ostatnio pożary można śmiało złożyć na karb przypadku. Co ciekawe, kiedy spłonął pierwszy Solaris, pojawiła się hipoteza, że właśnie ta marka jest felerna - do podobnych przypadków właśnie z Solarisami dochodziło w latach ubiegłych, nie tylko w Warszawie, ale też w Krakowie i na Sło-wacji. Skoro jednak w identycznych okolicznościach palą się też autobusy innych marek - przyczyna leży gdzie indziej.
Na warszawskich drogach codziennie kursuje blisko 1,5 tysiąca autobusów. Wyrywkowe kontrole na pewno poprawiają poczucie bezpieczeństwa pasażerów - jednak w sytuacji, kiedy sprawdzanych jest jedynie kilkanaście pojazdów na setki kursujących, nie można mówić, że wszystkie stołeczne autobusy są w fatalnym sta-nie technicznym.
(wt)