Pisz do urzędnika
28 stycznia 2005
Mimo iż na wielu warszawskich osiedlach stoją kontenery na ekologiczne odpady, wydaje się, że wiele osób do ochrony środowiska jeszcze nie dojrzało. Nieliczni, którym ekologia leży na sercu, starają się apelować do tych, którzy problemu nie widzą. Miejmy nadzieję, że skutecznie.
- Nie rozumiem, dlaczego kontenery do segregowania odpadów nie mogą stać przy głównym śmietniku, tylko usytuowano je naprzeciwko naszego bloku. Na tej wysepce jest gorzej niż na śmietniku - żali się jeden z mieszkańców bloku przy ulicy Smoleńskiej 75. Jednocześnie podkreśla, że wiele osób bezdomnych czy bezrobotnych przewraca te śmietniki, aby wydobyć z nich zebraną makulaturę lub szkło i sprzedać zdobyty towar. - Stan kontenerów i śmietnik wokół nich nikogo już nie obchodzi. Prosiliśmy o pomoc administrację osiedla i straż miejską, ale bezskutecznie. Nie wiemy, do kogo możemy się zwrócić w tej sprawie - mówi bezradnie mężczyzna. Jedno jest pewne, za lokalizację ekologicznych kontenerów na tym terenie odpowiada wydział ochrony środowiska Urzędu Dzielnicy Targówek. - Jeżeli mieszkańcy bloku przy ulicy Smoleńskiej wystosują do nas oficjalne pismo w tej sprawie, na pewno zareagujemy i kontenery zostaną przestawione w okolice głównego śmietnika - zapewnia Dariusz Raus, inspektor wydziału ochrony środowiska.
To jednak nie jedyny problem, który wiąże się z segregacją. Nasi czytelnicy są przekonani, że widzieli, jak papier, plastik i szkło wrzucano do jednego samochodu. - Po co w takim razie my segregujemy odpady w domach, jak one są przewożone razem? - pyta jedna z mieszkanek Targówka. Ewa Ilczuk z wydziału ochrony środowiska podkreśla, że na terenie Warszawy działają przynajmniej dwie firmy, które są odpowiedzialne za stan kontenerów i za wywożenie segregowanych odpadów. Sprawdziliśmy, że za kontenery przy ulicy Smoleńskiej jest odpowiedzialne MPO. - Dbamy o segregację odpadów. Samochód, który od nas wyjeżdża ma zbierać jeden asortyment, na przykład papier. Pracownicy natomiast są różni, więc i takie niewłaściwe zachowania mogą mieć miejsce - tłumaczy Dorota Misielusz z MPO. Jednocześnie zapewnia, że na ten problem zwróci szczególną uwagę.
Ezet
* * *
Kiedy po raz kolejny czytam "proszę do nas napisać oficjalne pismo, a na pewno problemem się zajmiemy", to brzuch mnie zaczyna boleć. Dlaczego bez pisma urzędnik nie zareaguje? Bo urzędnik, jak wiadomo, siedzi za biurkiem i ma ręce pełne roboty. Pracy ma tak dużo, że nie masz co petencie dzwonić. Rzadko odbiera telefon, bo pracuje. Poza tym nawet, jak z Tobą pogada, to z nawału pracy i tak zaraz zapomni. Lepiej pisz. Papier to papier. Bez pisemnego zaproszenia urzędnik chodzi tylko na imieniny do innych urzędników.
Marek Horn