Obronili popularny warzywniak na Woli. Nie na długo
6 października 2020
Jabłka, gruszki, marchewki czy winogrona, miła obsługa i zawsze świeży towar tuż pod blokami mieszkańców ul. Siedzikówny "Inki". Już niedługo może się to jednak zmienić, pomimo sprzeciwu lokalnej społeczności.
Do 15 października wolski warzywniak prowadzony przez panią Halinę Rojek miał zostać zlikwidowany. To efekt uchwalonego w 2009 roku miejscowego planu zagospodarowania dla rejonu Ulrychowa. Zakłada on likwidację tymczasowych naniesień, które funkcjonują w okolicy, dotyczy to także wspomnianego pawilonu.
Mieszkańcy protestują
Po dwudziestu latach właścicielka musi zmienić miejsce swojej pracy, z czym nie zgadza się wielu okolicznych mieszkańców.
- Zostawcie ten kiosk w spokoju. Nikomu to nie przeszkadza, a i tak nie ma tam miejsca na budowanie czegokolwiek. Dajcie kobiecinie spokojnie pracować - mówi pani Sylwia. - Mieszkałam w tych okolicach, na Księcia Janusza, od 1978 roku i pamiętam, że zawsze była ta budka z warzywami. Jest ona bardziej potrzebna w tym miejscu niż pizzeria czy inny sklep i naprawdę nikomu nie przeszkadza jej położenie - zaznacza pani Janina. - Zamiast likwidować dobrze prosperujący punkt ze świeżym towarem i przemiłą obsługa niech ratusz pomyśli o zagospodarowaniu placu pomiędzy blokami "Inki" 3a a Górczewską. Skoro tak chcą "gospodarować", to może zamiast tworzącego się "bezpańskiego" parkingu zbudują plac zabaw, bo dzieci bawią się na klatkach i grzebią patykiem w brudnym piachu - dodaje pani Magdalena.
Są także mieszkańcy, którzy zwracają uwagę, że właścicielka miała jedenaście lat na to, aby znaleźć sobie nowe miejsce.
- Wystarczyło pięć minut, żeby sprawdzić ogólnodostępne dokumenty, z których wynika, że właścicielka od 2009 roku wiedziała, że ten obiekt może funkcjonować jedynie do 2020 roku - pisze nie kryjąc zaskoczenia pan Mateusz. Nie zgadza się z tymi stwierdzeniami sama właścicielka, która ma też jeszcze jedną wątpliwość: - O likwidacji dowiedziałam się nie w 2009 roku, a w 2018, kiedy to podpisywałam kolejną umowę. Wtedy usłyszałam, że ja i obiekt obok mojego kiosku idziemy do likwidacji. Teraz dowiedziałam się, że tylko ja idę do likwidacji, a obiekt obok zostaje. Ja zajmuję 20 m2, a obiekt obok 60 m2, więc dlaczego tylko ja? Dlatego walczę.
Rozwiązanie tymczasowe
Po awanturze na Facebooku burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski postanowił wziąć warzywniak w obronę. - Rozumiem, że dla lokalnej społeczności takie miejsca są bardzo ważne, dlatego wprowadzane są bardzo długie okresy przejściowe przeznaczone na zmianę lokalizacji. Będziemy wspierać panią Halinę w znalezieniu nowego miejsca do prowadzenia działalności. Jesteśmy już po rozmowach z wolskim ZGN-em, który będzie szukał rozwiązań alternatywnych - deklaruje włodarz dzielnicy w mediach społecznościowych.
Burmistrz Strzałkowski zwrócił się również do prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego i przewodniczącej rady miasta z wnioskiem o wszczęcie procedury zmiany planu miejscowego w zakresie dotyczącym wyznaczonego terminu utrzymania budynków i obiektów podlegających tymczasowemu zagospodarowaniu, w tym sklepu pani Haliny. Jednak takie zmiany procedowane są miesiącami, a czasem nawet latami, a tyle czasu w tym wypadku nie ma. W zeszłym tygodniu odbyło się spotkanie w sprawie warzywniaka w wolskim Zakładzie Gospodarowania Nieruchomościami.
- Dziękuję bardzo wszystkim za wsparcie, za cudowne i brzydkie wpisy. Zostaję. Na razie zostaje do końca roku, co do przyszłego roku dzielnica i ZGN będą szukać rozwiązania. Idzie to w dobrym kierunku. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za tak ogromny odzew w mojej sprawie - mówi Halina Rojek, właścicielka warzywniaka.
(mk)