Nocne SKM i metrobusy dla Białołęki. "Na prawym brzegu też jest Warszawa"
16 października 2018
Rozmowa z Janem Artymowskim, kandydatem SLD do Rady m.st. Warszawy.
21 października odbędą się wybory samorządowe. To dobra okazja do podsumowania tego, co przez ostatnie lata działo się w Warszawie. Czy sprawy naszego miasta idą w dobrym kierunku?
Z jednej strony Warszawa przez ostatnie lata bardzo intensywnie się rozwijała. Nowe inwestycje powodują, że w mieście żyje się lepiej i wygodniej. W ciągu ostatnich 30 lat bardzo wiele zmieniło się tu na lepsze. Jest wiele sukcesów, z których możemy być naprawdę dumni.
Jednak z drugiej strony problemem stolicy jest to, że rozwój nie następował równomiernie. Tak bardzo potrzebne zmiany nie dzieją się w całym mieście, ale tylko w jego części. Mamy uprzywilejowane centrum lewobrzeżnej Warszawy, które najbardziej skorzystało z dynamicznego rozwoju miasta, a z drugiej strony Wisły wciąż borykającą się z brakiem metra, szkół i przedszkoli Białołękę. Niestety polityka władz w ostatnich latach tylko pogłębia te nierówności. Politycy często traktują prawobrzeżną Warszawę jako miasto drugiej kategorii. To się musi zmienić.
Jakie sprawy uważa Pan za najważniejsze dla naszej części miasta?
Prawdziwą udręką mieszkańców Białołęki jest komunikacja, słaba sieć żłobków, przedszkoli i szkół. Dojazd do centrum, gdzie większość pracuje, jest prawdziwym koszmarem. Sytuację poprawiłoby oczywiście doprowadzenie na Białołękę metra, ale to rozwiąże tylko część problemów. Metro nie dotrze przecież w pobliże wszystkich osiedli. Potrzebny jest sprawny transport, który połączy ze stacjami metra ludzi mieszkających dalej od stacji podziemnej kolejki. Stąd moja propozycja specjalnych metrobusów, które będą bardzo szybko dowoziły mieszkańców do metra i z powrotem. Metrobusy powinny dowozić pasażerów także do stacji kolejowych, zaś linia Warszawa Gdańska - Legionowo powinna być wykorzystywana znacznie lepiej niż do tej pory. Pociągi SKM muszą jeździć częściej, zapewniając prawdziwą alternatywę dla komunikacji samochodowej, a w weekendy nawet przez całą noc.
Wspomniał Pan o problemach z dostępem do edukacji.
To jest prawdziwy horror. Miejsce w przedszkolu czy żłobku jest luksusem, a szkoły są tak małe i niedoinwestowane, że dzieci uczą się w systemie zmianowym do późnego wieczora. Wiele młodych rodzin boryka się z tym problemem. Młode matki nie mogą wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim, bo nie mają z kim zostawić dzieci. Miejsc w żłobku brakuje, opiekunki są zbyt drogie, a dziadkowie też nie zawsze mogą pomóc. To jest problem na dużą skalę, którym przede wszystkim zajmę się w Radzie Warszawy.
Wielu obwinia za to reformę edukacyjną PiS.
Reforma PiS przyniosła w szkołach dużo chaosu, ale i bez niej nie było dobrze. Miasto nie nadąża z budową szkół i przedszkoli. To jest też kwestia planowania przestrzennego. Decydenci przegapili moment, w którym takie dzielnice jak Białołęka intensywnie się rozwijały. To wtedy, już dawno temu, wraz z nowymi osiedlami trzeba było zaplanować budowę nowych szkół, przedszkoli i żłobków oraz wymusić na inwestorach zadbanie o odpowiednie przestrzenie publiczne. Niestety nikt o tym wtedy nie pomyślał, a dziś płacimy za to wysoką cenę. Tu także trzeba bardzo sprawnej organizacji i specjalnych funduszy, żeby w ciągu dwóch lat nadrobić te zaległości i zbudować nowe placówki oświatowe, tak żeby przestało to być problemem.
Rysuje Pan bardzo ambitne plany. Myśli Pan, że uda się je zrealizować w trakcie jednej kadencji?
Plany są ambitne, ale prawobrzeżna Warszawa zbyt długo była ignorowana, by teraz zadowolić się planami w rodzaju "tu się zbuduje plac zabaw, a tam wyremontuje dziurawy chodnik". To ostatni moment, by pozszywać nasze miasto, żeby mieszkańcy Białołęki i innych dzielnic po tej stronie Wisły poczuli wreszcie, że ich problemy są tak samo ważne, jak mieszkańców dzielnic lewobrzeżnych. To wymaga zdecydowanych działań i sporych pieniędzy. Pieniędzy, które Warszawa ma. Trzeba tylko je odpowiednio wykorzystać z pożytkiem dla nas wszystkich.
Rozm. jp