Nieusuwalne wraki
19 marca 2004
Marzeniem wielu posiadaczy samochodów jest zdobycie miejsca na parkingu społecznym. Zwykle jest to blisko domu, no i bardzo tanio. Problem pojawia się natomiast przy próbach usunięcia z parkingu wraków pojazdów należących do osób, które dawno zapomniały już o wnoszeniu symbolicznych opłat.
- Jeden pan ma starego zielonego poloneza, a właściwie to, co z niego zostało. Samochód stoi na trzech kołach i lewarku. Zupełny złom - pisze w liście do redakcji Czytelnik "Echa". - Z kolei inny parkujący prawie nie używa samochodu, a jedynie przechowuje w nim jakieś żelastwo. Od dawna nie płaci za parking.
- Na naszym parkingu jest 98 miejsc. Mogę potwierdzić, że mamy dwóch użytkow-ników, którzy nie wnoszą opłat, jak również nie chcą opuścić miejsc - powiedział "Echu" Henryk Walendzik, prezes zarządu parkingu społecznego przy ul. Gajkowicza 5. - Z jednym właścicielem wraka pertraktuję już ponad dwa lata, jak dotąd bez rezultatu. Druga osoba natomiast posiada samochód użytkowany rzadko, ale nie płaci za miejsce. Nie jest skora, by je opuścić.
Pozostałe dwie, ze wskazywanych nam spraw, nie podlegają zdaniem zarządu rozpatrywaniu. Chodzi tu o czasowe wykorzystywanie miejsc parkingowych. - Jeżeli ktoś płaci regularnie za parkowanie oraz uczestniczy w pełnieniu dyżurów, to wszystko jest w porządku. Nie wnikamy w to, jak często i na jak długo wyjeżdża - mówi Henryk Walendzik.
Problem ze zwolnieniem dwóch nie opłacanych miejsc jest o tyle skomplikowany, że wszystko odbywa się w gronie osób z jednego osiedla, a więc znających się nawzajem.
Interwencje w straży miejskiej nie zdają się na nic, gdyż nie można wywieźć wraku znajdującego się na terenie zamkniętym, za jaki uchodzi parking strzeżony.
Najbardziej logiczne rozwiązanie problemu, jakie się nasuwa, to skrzyknąć się w dwudziestu chłopa, wynieść wraka z parkingu i dopiero wtedy zainteresować sprawą straż miejską. Tu z kolei powstaje opór wielu korzystających z parkingu. Po co bowiem mam się w coś angażować i jeszcze ewentualnie komuś narażać, skoro mam własne miejsce parkingowe i spokój - myśli wiele osób.
- Zarząd parkingu musi sobie sam poradzić z osobami, które nie wnoszą opłat eksploatacyjnych, a korzystają z miejsc parkingowych - wyjaśnia Andrzej Kowalczyk, szef administracji osiedla Generalska. - W wypadku użytkownika, który nie płaci, a ma sprawny samochód, proponuję wymienić kłódkę do bramy po wyjeździe, a następnie miejsce wynająć innej osobie. Co do wraka, to trzeba go po prostu wystawić poza teren parkingu. Zaznaczam przy tym, że opłata za parking składa się z dwóch elementów. Pierwszy z nich, to opłata gruntowa, regulowana w czynszu. Z tej opłaty wszyscy się wywiązują. Nie wnoszą natomiast opłaty eksploatacyjnej na rzecz parkingu. Tym bardziej więc jest to problem wyłącznie zarządu parkingu - podkreśla Kowalczyk.
Najwyższą władzą nad parkingiem przy ul. Gajkowicza 5 jest spółdzielnia RSM Praga. Na pytanie, czy zajęłaby się problemem nie płacących osób, Hanna Pietrzykowska ze spółdzielni stwierdziła, że na pewno nie pozostawią sprawy samej sobie. Pracownica RSM Praga zażądała jednak zaraz autoryzacji swojej wypowiedzi. Po wysłaniu mailem dwóch prostych zdań uzyskaliśmy w odpowiedzi sformułowanie: "Tekst nie jest zgodny z naszymi wypowiedziami. W związku z tym nie wyrażamy zgody na publikację w przedstawionej przez Pana treści." Nikt ze spółdzielni nie podał natomiast treści, która byłaby zgodna z wypowiedziami. Nie wiadomo zatem, czy RSM Praga jest zainteresowana sprawą, czy też umywa ręce.
Prezes spółdzielni Andrzej Półrolniczak o sprawie problemów z parkingiem został przez redakcję "Echa" poinformowany ponad dwa tygodnie temu. Sprawę przyjął do wiadomości, ale nic nie obiecał. A szkoda, bo to RSM "Praga" jest autorem regulaminu parkingów społecznych znajdujących się na jej terenie i powinna dbać o jego przestrzeganie, zwłaszcza gdy została poinformowana o sytuacji patologicznej.
Grzegorz Ciesielski