Nie przyniesie już pierwszych czereśni
29 października 2004
Te słowa wypowiedziane wiosną tego roku nad trumną prof. Zdzisława Żygowskiego przez dyrektorkę Liceum im. Władysława IV, dla wielu, którzy go pamiętają są zapewne słowami w pełni oddającymi człowieka dobrego, uspołecznionego, bez granic oddanego młodzieży. Człowieka, który niemal całe swoje życie spędził w murach Liceum i Gimnazjum im. Władysława IV na warszawskiej Pradze.
Profesor Żygowski miał cechy prawdziwego pe-dagoga - nie był postrachem dla uczniów, nie groził ocenami niedostatecznymi, był nauczycielem życzli-wym dla młodzieży, wręcz gołębiego serca - a wyniki w nauczaniu osiągał dobre. Potrafił zainteresować swoim przedmiotem, o czym świadczą sukcesy jego uczniów w olimpiadach biologicznych (są wśród nich laureaci i finaliści).
Według opinii wychowanków szkoły był dobrym, prawym człowiekiem. Intuicyjnie wręcz wyczuwał moment, kiedy młodzież przestaje podczas lekcji przyswajać program, choć zachowanie uczniów na to nie wskazywało. Wówczas robił przerwę na opowiadanie kawałów i anegdot.
Profesor Żygowski był nauczycielem uspołecznionym, rozumiejącym potrzeby szkoły - wielokroć pomógł dyrekcji w trudnych sytuacjach kadrowych, czy opiekuń-czo-wychowawczych. Na przykład jak trzeba było, podjął się nauczania chemii, potem przez wiele lat prowadził zajęcia z przysposobienia obronnego, w pewnym okresie (lata 70-te) zgodził się pozostawać trzy razy w tygodniu po lekcjach w szkole, żeby zapewnić opiekę młodzieży pragnącej pograć w piłkę, został opiekunem sekcji ping-ponga SKS, sam grywał z uczniami w tenisa stołowego.
Na zawsze pozostanie w naszej pamięci i w powojennej historii Gimnazjum i Liceum im. Władysława IV. Jego wkład w dorobek naszej szkoły jest znaczący i trwały.
Zmarł 10 kwietnia 2004 roku. Władysławiaków, którzy chcieliby w zbliżających się dniach odwiedzić jego mogiłę, informuję, że pochowany został w Starych Babi-cach.
Henryk Sowiński