REKLAMA

Wawer

społeczeństwo »

 

Nie jestem robotem. Misja "rozwesel Warszawę" trwa

  8 maja 2017

alt='Nie jestem robotem. Misja "rozwesel Warszawę" trwa'
Robert Chilmończyk

- Praca kierowcy polega na bezpiecznym wożeniu pasażerów z punktu A do punktu B. Poza tym w sumie nic. A ja mam inną osobowość, temperament, charakter. Nie umiem tak - opowiada Robert Chilmończyk.

REKLAMA

Zanim został kierowcą autobusu, Robert Chilmończyk długie lata pracował jako kelner. Obsługiwał gości, między innymi w El Popo przy Senatorskiej, na Starówce - u Dekerta i Magdy Gessler, w Hotelu Sobieski. Zdarzyło się, że dorabiał i w Pizza Hut. Pracował także poza krajem. Dwa sezony - każdy po pół roku - spędził w Grecji, w ośrodku wypoczynkowym dla naturystów.

- Niemal bez wyjątku gośćmi byli Niemcy. Średnia wieku koło sześćdziesiątki. Po ośrodku chodzili nago, ale na posiłki przychodzili ubrani - wspomina. Ten czas uważa ogólnie za udany. Gdy już skończył z kelnerowaniem, jednym z pomysłów na życie miało być prowadzenie szkolnego sklepiku i cateringu. Pomagała mu ówczesna żona. Przez jakiś czas to działało. Aż przyszedł gorszy rok.

- Ktoś inny wygrał kolejny przetarg, a my poszliśmy na bruk - tłumaczy. Nie było lekko, ale wkrótce żona usłyszała, że szukają kierowców autobusów w Warszawie. Po zrobieniu specjalistycznego prawa jazdy zapewniali pracę. Chilmończyk uznał, że to dobry pomysł. Zgłosił się, zrobił kurs i podpisał umowę. Kolejne lata mijały mu w nowej firmie, za kierownicą autobusu. Polubił to, a nawet, jak twierdzi - pokochał. Jednak chciał czegoś więcej.

Rozśmieszam - z różnym skutkiem

- Praca kierowcy polega na bezpiecznym wożeniu pasażerów z punktu A do punktu B. Poza tym w sumie nic. A ja mam inną osobowość, temperament, charakter. Nie umiem tak - opowiada. Przeszkadzało mu, że właściwie to jest robotem, przedłużeniem mechanizmu otwierającego i zamykającego drzwi. Jednocześnie codziennie patrzył na swoich pasażerów - rzadko uśmiechniętych, niezbyt zrelaksowanych, przytłoczonych problemami dnia codziennego. Chciał zmienić ich nastawienie, a jednocześnie do swojej pracy dorzucić nutkę czegoś lekko szalonego. I tak, jako prawdopodobnie pierwszy kierowca warszawskiego autobusu zaczął używać pokładowego mikrofonu w celu nawiązania dialogu z pasażerami.

- Witałem ich, żegnałem, komentowałem różne sytuacje, zabawiałem, rozśmieszałem. Z różnym skutkiem zresztą, ale przecież nie jestem zawodowym komikiem - tłumaczy.

O jego działalności wkrótce usłyszało pół Warszawy, w tym - rzecz jasna - przełożeni. Oprócz pochwał i ciepłych słów na ich biurka trafiły skargi ze strony pasażerów. Podobno nie było ich wiele, jednak wystarczyły, by "wesołemu kierowcy" przestało być do śmiechu. Po czterech latach pracy dla firmy usłyszał, że ich drogi muszą się rozejść. Znów wylądował na bezrobociu. Na krótko. Szczęścia spróbował w innej firmie - też podwykonawcy realizującego kursy dla komunikacji miejskiej. Zorientowali się z kim rozmawiają. Usłyszał, że do pracy przyjmą, ale pod warunkiem, że "się uspokoi". Nie uspokoił się i po trzech miesiącach okresu próbnego znów był bez zajęcia. Niezbyt długo. Przyjęła go bowiem kolejna firma przewozowa. Pracuje tam już rok. Ostatnio pan Robert najczęściej obsługuje startującą z placu Hallera linię 212, ale też kursujący do Radości 161. W maju można go też spotkać w 741, 209, 208, 305, 203 i 164. Najczęściej jeździ małymi autobusami, co mu jakoś specjalnie nie przeszkadza. Wręcz twierdzi, że to lepiej.

Kup bilet

Misja trwa

- Są bardziej kameralne niż "przeguby". Widać ludzi i ich reakcje - wyjaśnia. Nadal bowiem, niezrażony stara się wchodzić w interakcje z pasażerami. Zabawiać ich, pocieszać, skłaniać do zacieśniana relacji z innymi uczestnikami podróży. Jak twierdzi "czuje ludzi". Potrafi ocenić co i komu może powiedzieć. Pewnych tematów w ogóle nie porusza, na przykład polityki. Reakcje są różne. Z reguły przyjazne, ale często pojawia się też zaskoczenie. Zwłaszcza w przypadku tych, którzy wcześniej pojęcia nie mieli, że taki gość kursuje po mieście. Wielu jednak zdążyło już przywyknąć. Znają "wesołego kierowcę" nie od dziś. Misja "Rozweselanie" zatem trwa.

W nowej firmie, póki co problemów Chilmończykowi nie robią. Widać uznali, że taka jego uroda, a skoro pasażerom nie przeszkadza, to niby czemu miałoby przeszkadzać im.

- Jeszcze nie byłem na dywaniku. Oby tak zostało - śmieje się. I zaraz dodaje: Wiem, że trochę ryzykuję, ale uważam, że to co robię, ma sens. Staram się pokazać ludziom, że jest jeszcze jakaś normalność. Zamiast zamykać się w swojej skorupie, można - a nawet trzeba - otworzyć się na innych. Uśmiechnąć, zażartować, zagadać. Myślę, że wszyscy na tym zyskują.

(AS)

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuWawer

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024