"Okręt tonie, system walczy o życie". Rząd zetnie pensje lekarzy? Chce załatać dziurę w budżecie NFZ
Polski system opieki zdrowotnej stoi w obliczu poważnych wyzwań finansowych. Narodowy Fundusz Zdrowia boryka się z ogromnym deficytem, który już teraz wynosi 14 mld zł, a w przyszłym roku może wzrosnąć do 23 mld zł. Eksperci ostrzegają, że konsekwencje mogą być dramatyczne - zarówno dla pacjentów, jak i dla pracowników służby zdrowia.
Problemy finansowe NFZ są coraz bardziej odczuwalne w całym kraju. Brak środków na rozliczenie nadwykonań oraz zagrożenie realizacji zakontraktowanych świadczeń stawiają pod znakiem zapytania dostępność usług medycznych. Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda zapowiada jednak reformę szpitalnictwa, która ma dostosować placówki do zmieniających się potrzeb demograficznych. W planach są także zmiany w koszyku świadczeń gwarantowanych, w tym ocena zasadności niektórych procedur medycznych.
Podczas spotkania prezydium Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia, które odbyło się 27 października, Ministerstwo Zdrowia przedstawiło propozycję ustalenia maksymalnych stawek wynagrodzeń dla lekarzy na poziomie 36,5 tys. zł miesięcznie, z możliwością podniesienia tej kwoty do 48 tys. zł w uzasadnionych przypadkach. W rozmowie z Medonetem Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich, współprzewodniczący zespołu, podkreśla jednak, że nawet najlepsze ustalenia nie przyniosą natychmiastowych efektów.
Wiśniewski nie kryje obaw: "System walczy o życie, a efekty ustaleń przyjdą dopiero za 12-18 miesięcy. Obywatele nigdy nie oceniali systemu dobrze, ale nawet ta mizeria będzie wspomnieniem w porównaniu z tym, co nadchodzi". Ekspert dodaje, że od lat ostrzegano decydentów przed zbliżającą się katastrofą, jednak te głosy były ignorowane. "Skala problemu jest ogromna. Bal się skończył" - mówi z goryczą.
W rozmowie z Medonetem dr Mateusz Kowalczyk, specjalista medyczny, zwraca uwagę na nieefektywność zarządzania budżetem w ochronie zdrowia. "Ogromne pieniądze są przepalane na dublowanie zleceń, badań i procedur. Przy lepszej cyfryzacji szpitali można zaoszczędzić gigantyczne kwoty" - ocenia. Lekarz krytykuje również brak kompleksowych reform i podejście do zarządzania systemem zdrowotnym, które określa jako "jakoś to będzie".
Narodowy Fundusz Zdrowia, który przez lata pokrywał koszty nadwykonań, teraz nie ma na to środków. Eksperci obawiają się, że nawet zakontraktowane świadczenia mogą być zagrożone. "Planowe operacje, przyjęcia do AOS-u czy realizacja programów lekowych stoją pod dużym znakiem zapytania" - ostrzega Wiśniewski, dodając, że pacjenci mogą odczuć negatywne skutki tej sytuacji.
Ministerstwo Zdrowia rozważa także zmiany w wynagrodzeniach medyków, w tym wprowadzenie górnych limitów zarobków. Zdaniem Wiśniewskiego, takie rozwiązanie może wywołać dodatkowe problemy: "Każdy medyk zarabiający poniżej górnego pułapu będzie oczekiwał podwyżki, licząc na refundację przez NFZ". Ekspert apeluje o większą przejrzystość w zarządzaniu funduszami, zamiast wprowadzania sztywnych ograniczeń.
Dr Kowalczyk podkreśla, że dyskusja o wynagrodzeniach lekarzy często jest uproszczona i pomija istotne aspekty ich pracy, takie jak liczba godzin spędzonych w szpitalu czy poziom umiejętności. "Nie mówimy, że nam jest źle finansowo. Mówimy, że źle działa system. Przepływ pieniędzy w ochronie zdrowia wymaga reform" - zaznacza.
Ustalenie górnych limitów zarobków dla lekarzy budzi kontrowersje. "To próba pokazania, że lekarze będą bardziej równi z resztą społeczeństwa. Tylko że to niczego nie uzdrowi. System dalej będzie się palił i walił" - komentuje dr Kowalczyk, dodając, że takie działania nie rozwiążą problemów organizacyjnych ani nie skrócą kolejek do specjalistów.
Czas na reformy w polskiej ochronie zdrowia ucieka. Strona pracodawców przygotowała swoje stanowisko w sprawie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu dla medyków i kontraktów, ale negocjacje wciąż trwają. Wiśniewski ostrzega, że jeśli porozumienie nie zostanie osiągnięte do końca roku, ustawa w obecnym kształcie zacznie obowiązywać w połowie przyszłego roku. "Jeśli powiedziałem, że bal się skończył, to w połowie przyszłego roku można zamykać kram" - podsumowuje.
Eksperci są zgodni: bez dodatkowego finansowania NFZ nie uda się uniknąć załamania systemu w nadchodzącym roku. "Czeka nas terapia szokowa, coś na kształt planu Balcerowicza, ale na mniejszą skalę. Intensywna terapia, która wywoła duży niepokój społeczny, ale stworzy warunki do stabilizacji" - podkreśla Wiśniewski.
Źródło: www.medonet.pl









































