Kurorty ledwie wytrzymują dziki najazd turystów. "Jesteśmy pod tym względem szaleńcami"
Tegoroczne wakacje w Polsce trwają aż 72 dni, jednak miliony Polaków zdecydowały się na wypoczynek właśnie podczas długiego weekendu sierpniowego. Pod Tatrami przebywają setki tysięcy wczasowiczów, co oznacza korki, kolejki na szlakach, w restauracjach, a nawet braki chleba w sklepach oraz spadek szybkości internetu.
- My narodowo chyba lubimy promocje - śmieje się Dominika, turystka z Warszawy. - Skoro 15 sierpnia wypada święto, to biorąc jeden dzień w pracy, można odpoczywać aż cztery. To taka "urlopowa promocja". Tylko sama nie wiem, czy to się naprawdę opłaca - dodaje.
Dawid, właściciel gospodarstwa agroturystycznego w Czarnej Górze, opowiada, że od zeszłego poniedziałku do środy 14 sierpnia miał 130 połączeń telefonicznych z pytaniem o wolny pokój na najbliższy weekend. - Wszystkim dzwoniącym i piszącym musiałem odmówić. Na ten termin wszystkie pokoje miałem wynajęte już od dawna. Wielu spośród tych, co dzwonili, było zaskoczonych. Słyszałem od nich, że byli pewni, że uda im się zarezerwować coś na ostatnią chwilę.
Podobne relacje można usłyszeć od innych kwaterodawców z Podtatrza. Region jest wypełniony po brzegi, a do niedzieli pełny będzie praktycznie każdy obiekt noclegowy, niezależnie od standardu i ceny.
Ogromną liczbę gości w regionie potwierdzają również drogowcy, sklepikarze oraz pracownicy spółek komunalnych. - Mamy monitoring na ujęciu i mogę zdradzić, że normalnie poza sezonem mamy dzienne zużycie wody w granicach 80 m sześc. Od początku wakacji ta liczba wynosiła około 120 m sześc. Tymczasem już w środę wzrosła do 250 m sześc. na dobę! - mówi prezes spółki wodnej w jednej z turystycznych miejscowości pod Tatrami.
Turystów jest tylu, że w całym regionie znacząco spadła też prędkość internetu. - My natomiast nauczeni doświadczeniem z minionych lat zatowarowaliśmy się w środę rano dosłownie pod sufit - mówi kierownik jednej z podhalańskich Biedronek. - Mimo to do wieczora brakowało nam już piwa, kiełbasy na grilla, chipsów i oczywiście chleba.
O ogromnych korkach, jakie tworzyły się na Podhalu, donoszą drogowcy. W środowe popołudnie samochody jadące z Krakowa do Zakopanego pokonywały tę trasę w około 4 godziny, zamiast standardowych 1,5 godziny. W czwartek już po godz. 9 rano ogromne korki tworzyły się na dojeździe do parkingów przed szlakiem do Morskiego Oka. Niewiele dalej, 8-kilometrowy korek utworzył się w Jurgowie.
- Ja tego nie rozumiem - mówi Dawid, mieszkaniec Zakopanego. - Wakacje mają ponad dwa miesiące i szczególnie w tym roku mieliśmy już naprawdę dużo dni z piękną pogodą. Tymczasem wszyscy uparli się, by jechać na urlop właśnie w ten długi weekend. Rozumiem, że przez wolny czwartek można mieć cztery dni wolnego, biorąc w pracy zaledwie dzień urlopu. Ale czy taka "oszczędność" jest warta tego, by jechać godzinami w korkach, a na miejscu cały czas przebywać w dzikim tłumie i stać godzinami w kolejkach do dosłownie wszystkiego? Gdzie tu przyjemność? My Polacy jesteśmy pod tym względem szaleńcami - dodaje ze śmiechem.
Także wielu turystów już po dotarciu pod Giewont szybko pojmuje, że wyjazd w góry właśnie w tym terminie był błędem. - Ja wrócę w poniedziałek do pracy bardziej zmęczony niż gdybym został w domu - mówi Dominik, górnik ze Śląska.
Od kiedy w grudniu 2022 r. otwarto tunel ekspresowej zakopianki, branża turystyczna pod Tatrami dostała doskonałe narzędzie do badań statystycznych. Drogowcy dzięki systemowi kamer liczą bowiem każdy pojazd, jaki danej doby przejeżdża przez tunel.
- Ogółem przez siedem tygodni tegorocznych wakacji przeprawą pod Małym Luboniem przejechało prawie 1,5 mln samochodów. Dla porównania w analogicznym okresie ubiegłorocznych wakacji z tunelu skorzystało niewiele ponad 1,3 mln pojazdów. Ruch w tych dwóch porównywalnych okresach wzrósł więc o 8,5 proc. - wylicza Kacper Michno, rzecznik prasowy krakowskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Zdaniem części osób żyjących na Podhalu z turystyki, to koronny dowód na to, że Polacy wcale "nie obrazili" się na odpoczynek w polskich górach. - Generalnie turystów jest zapewne więcej niż rok czy dwa lata temu - mówi Marian, właściciel domków na wynajem w Witowie. - Ale ludzkie narzekanie słychać. Dzieje się tak dlatego, że w ostatnich latach bardzo powiększyła się baza noclegowa, gastronomiczna i liczba wszelkiego możliwego rodzaju atrakcji.
- Do tego dochodzi fakt, że kiedyś popularne było tylko Zakopane i najbliższe okolice - zauważa poseł Andrzej Gut-Mostowy, były prezes Małopolskiej Organizacji Turystycznej i wiceminister sportu i turystyki w rządzie PiS. - Teraz goście w polskich górach mają bardzo wiele atrakcji na bardzo szerokim pasie terenu od Krynicy aż po Babią Górę. Wszędzie są świetne hotele i pensjonaty, super restauracje i masa atrakcji. Goście więc się rozjeżdżają.
Źródło: onet.pl