Mieszkania dla wybrańców
9 maja 2008
Jeden pokój, młode małżeństwo, dziecko, teściowie za ścianą. Nic dziwnego, że młodzi zrobią wszystko, aby mieć własne cztery kąty.
Na Targówku pod koniec kwietnia kolejka osób oczekujących na mieszkanie komunalne znacznie się zmniejszyła. Wszystko za sprawą nowo wybudowanego bu-dynku komunalnego przy ulicy Oszmiańskiej. Władze dzielnicy są dumne. A prze-cież życie znamy nie od dziś. Tylko czekać, jak do garażu zbudowanego za pie-niądze podatników dla osób najbardziej potrzebujących wjadą luksusowe samocho-dy.
Czteropiętrowy budynek z garażami i piwnicami z pewnością spełni oczekiwa-nia przyszłych lokatorów. Jest 137 mieszkań o średniej powierzchni 40-50 mkw. Niektóre lokale są przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Łazienki wyposażone zostały w wanny lub brodziki i umywalki. W kuchniach są zlewozmy-waki i kuchenki gazowe. Wszystkie balkony i tarasy wyłożono płytkami PCV. Budy-nek jest ogrodzony. W środku plac zabaw dla dzieci. Wszystko na koszt podatni-ków.
- W kolejce po lokal komunalny na Targówku czekało ok. 450 osób. Oddanie nowego budynku zmniejszy zapotrzebowanie na mieszkania - twierdzi rzecznik ra-tusza Rafał Lasota.
Czy rzecznik ma rację? Z reguły tam, gdzie nie buduje się mieszkań komunal-nych, nie ma też kolejek po nie, zaś zapotrzebowanie rośnie wraz z rozpowszech-nianiem informacji o nowych budowach. Zgłoszenie się po darmowe mieszkanie nic przecież nie kosztuje.
- Nie jest to jedyna tego typu inwestycja - dodaje z dumą rzecznik Targówka. - W ubiegłym roku został rozstrzygnięty konkurs na koncepcję budowy drugiego bu-dynku komunalnego przy ulicy Ossowskiego, gdzie powstanie kolejnych 135 miesz-kań.
Do tego dochodzi budynek hotelowy przy Wincentego, który także ma być przeznaczony na mieszkania.
Teoretycznie uzyskanie lokalu komunalnego nie jest łatwe. Trzeba przejść niezbędne procedury kwalifikujące do wpisania na listę oczekujących. Jednak czego się nie robi, aby nie spłacać latami rat kredytu.
Aby zostać wpisanym na tę listę, na jednego członka rodziny musi przypadać maksimum sześć metrów kwadratowych w obecnym miejscu zamieszkania. Poziom dochodów rodziny również nie może przekraczać pewnego pułapu. Wszystkie te ograniczenia zostały wymyślone po to, aby mieszkania komunalne były przyzna-wane osobom naprawdę potrzebującym.
Tymczasem Polak potrafi. Najczęstszym grzechem jest zgłaszanie nieprawdzi-wego miejsca zamieszkania. Komisja sprawdza małe mieszkanie rodziców, gdzie rzeczywiście sześciu osobom jest za ciasno. Tymczasem młodzi od dawna wynaj-mują mieszkanie na wolnym rynku, albo mieszkają w czterech pokojach kupionych formalnie przez babcię. Oficjalnie nie mają własnego mieszkania. Zdarzają się rów-nież przekłamania w dokumentach poświadczających wysokość dochodu rodziny. Ludzie pracują na kilku etatach, a zgłaszają tylko ten z najmniejszymi dochodami. Plagą ostatnich lat są "samotne" matki, czyli kobiety żyjące w wolnych związkach. Wielu ludzi zrobi wszystko, by dostać mieszkanie za darmo.
Przez takie kombinowanie osoby, które faktycznie potrzebują mieszkania, bo np. żyją pod jednym dachem z alkoholikiem, znacznie dłużej na nie czekają. War-szawa, podobnie zresztą jak cała Polska, od lat nie ma pomysłu na budownictwo komunalne. Co kadencja to inne rozwiązania. A wszystkie w konsekwencji dopro-wadzą do jednego - uwłaszczenia lokatorów w zajmowanych przez nich mieszka-niach.
- Nie ma wątpliwości, że potrzebne są mieszkania socjalne, dla ludzi dotknię-tych przez los. Miasto musi też posiadać lokale rotacyjne, np. dla pogorzelców lub osób nagle wykwaterowywanych z powodu grożącej katastrofy budowlanej. Miasto niekoniecznie jednak samo musi budować - mówi jeden z radnych Warszawy. - Moim zdaniem władze powinny korzystać z pojawiającej się co kilka lat dekoniunk-tury na rynku deweloperskim i wówczas tanio kupować mieszkania na takie cele. Budownictwo komunalne w obecnie proponowanym kształcie jest demoralizujące. Jestem jego zdecydowanym przeciwnikiem, ale niech pani nie podaje mojego naz-wiska, bo zanim zbiorę sojuszników w radzie miasta, to mnie powieszą. Nasze władze lubią przecinać wstęgi, nawet te najbardziej bezsensowne.
Obserwując parkingi przed oddawanymi ostatnimi laty TBS-ami i budynkami komunalnymi w stolicy, można zaryzykować stwierdzenie, że przekłamania we wnioskach o przydział lokalu są drastyczne. Na parkingach stoją drogie samocho-dy, a mieszkańcy wychodzący z bloku ubrani są lepiej niż standardowo.
Dla zdecydowanej większości młodych ludzi normalna postawa to zaciągnięcie i spłacanie kredytu mieszkaniowego. Budownictwo komunalne kojarzy im się z roz-dawaniem mieszkań cwaniakom oraz krewnym i znajomym królika.
W obecnej kadencji przybędzie w Warszawie sporo nowych budynków komu-nalnych. Chyba czas, by władze miasta poważnie zastanowiły się nad fundowaniem z podatków większości - mieszkań dla leniwej mniejszości. Brak wypracowanej po-lityki weryfikacji dla naprawdę potrzebujących, kilka różnych koncepcji budowania w ciągu zaledwie czterech kadencji i wreszcie fatalne błędy popełniane przy przy-znawaniu lokali (nie mówiąc o rozdawnictwie pomiędzy rodziny radnych i urzęd-ników) stawiają pod dużym znakiem zapytania wydawanie publicznych pieniędzy na budownictwo komunalne.
W marcu wiceprzewodniczący rady Targówka pisał w "Echu" z dumą, że dzielni-ca wreszcie przejmie hotel robotniczy na Wincentego i przeznaczy go na mieszka-nia komunalne. - Rekordziści czekają bezskutecznie nawet kilkanaście lat na realizację prawa do najmu - argumentował konieczność takich inwestycji Sebastian Kozłowski.
Czy to oznacza, że przez kilkanaście lat osoby te nie znalazły takiej pracy, która dawałaby im zdolność kredytową? Nawet ostatnio, gdy gazety pełne są ofert pracy? Mało prawdopodobne. Niech komisje weryfikujące wnioski nie popadają w rutynę.
Agnieszka Pająk-Czech, Bartek Wołek