Mieszanka radości i smutku
27 października 2006
Kilka dni temu w słoneczne, jesienne południe wybrałem się na trzygodzinny spacer po Bródnie. Była to dość nietypowa przechadzka, gdyż wydrukowałem swoje kilkustronicowe sprawozdanie z mojej działalności jako radnego dzielnicy, które postanowiłem rozdawać napotkanym mieszkańcom.
Autor jest wiceprzewodniczą-cym rady dzielnicy Targówek |
Wręczanie sprawozdania było dla mnie doskona-łą okazją do rozmowy o problemach mieszkańców. Wiele osób bardzo pozytywnie reagowało na taką inicjatywę. Usłyszałem też miłe słowa uznania dla walki, jaką prowadzę z obecnymi PiS-owskimi wła-dzami dzielnicy o codzienne sprawy mieszkańców. Przemierzając ul. Chodecką, Krasnobrodzką, Tur-moncką, Łojewską, Suwalską i Łabiszyńską miałem jednak wrażenie, że co krok rozmawiam z ludźmi z dwóch różnych światów. Jedni dostrzegali problemy dzielnicy i opisywaną przeze mnie niekompetencję PiS-owskich włodarzy, inni z kolei bronili dzieła braci Kaczyńskich niczym największej świętości narodo-wej. Szczególnie agresywnie zaatakowało mnie kilka staruszek, emerytek w oko-licach bazaru na Krasnobrodzkiej. Krzyczały na cały "regulator", że Kaczyńscy to tacy dobrzy ludzie i tyle dobrego dla Polski zrobili, zaś tacy krytykanci jak ja, tylko im przeszkadzają dobrze rządzić. Wychodzi na to, że jak ludzie PiS-u coś psują to tylko dlatego, że ktoś źle ich rozumie, wtrąca się niepotrzebnie i rzuca "kłody pod nogi". Szczerze powiedziawszy nie miałem do tej pory "zielonego" pojęcia, że jest wokół nas aż taka grupa ludzi, którzy jeszcze wierzą nachalnej propagandzie ser-wowanej w różnych "uświęconych" stacjach radiowych i telewizyjnych. Dowiedzia-łem się nawet, że wiele "nowych" inwestycji wykonali nasi rządzący oraz o tym, że jest wreszcie czysto, miło i bardzo bezpiecznie mieszkać na Bródnie. Poczułem się tak, jakbym znalazł się nagle wśród zaczarowanych ludzi, jednakowo mówiących i niejako zaprogramowanych na powtarzanie tych samych sloganów. Po tym rozdwo-jonym doświadczeniu zmieniłem w jednej kwestii swoje dotychczasowe zdanie. Otóż do tej pory myślałem, że po tych wszystkich aferach naszych włodarzy z "jedynej słusznej" opcji politycznej nie ma już możliwości, aby obywatele wybrali ich na kolejną kadencję, nawet jeśli bardzo mało osób wzięłoby udział w głoso-waniu. Teraz wiem, że to nie jest takie proste. Jeśli bowiem nie powstanie silny, społeczny głos sprzeciwu, to zdyscyplinowane szeregi wiernych i bezkrytycznych wyznawców kultu dwóch braci nakryją niewiernych czapkami - lub wypadałoby rzec - beretami.
Sebastian Kozłowski