Mandaty za dym. Większość to wynik donosów
16 grudnia 2019
Sezon grzewczy w pełni. Strażnicy miejscy, wyposażeni w "smogowóz" i drony kontrolują jakość powietrza w stolicy.
Każdego dnia jakość powietrza, którym oddychamy, sprawdza kilka patroli. Wśród nich są funkcjonariusze poruszający się tak zwanymi smogowozami. Do walki z kopciuchami posłane zostały też drony, a także inny specjalistyczny sprzęt.
Zajrzyjmy za ogrodzenie
Smogowozy to charakterystyczne samochody wyposażone w nowoczesny sprzęt pomiarowy. Strażnicy mają pięć takich pojazdów. Są one wyposażone w aparaturę, która pozwala zlokalizować miejsca zwiększonego zanieczyszczenia powietrza. Na dachach smogowozów zamontowane są także wysuwane 3,5-metrowe maszty z kamerami. Kamera pozwala zajrzeć za ogrodzenie posesji, by znaleźć dymiący komin i ocenić, czy spalane są tam przedmioty emitujące szkodliwe substancje. Smogowóz jest też wyposażony w komputer połączony z siecią, zaawansowany sprzęt do pomiaru skażenia wody, analizator gazów i pyłomierz.
W powietrzu... dronyJak twierdzą strażnicy, wiele zgłoszeń od mieszkańców okazuje się bezzasadna.
Do walki z kopciuchami używa się też specjalistycznych dronów, które monitorują budynki. Jedno z urządzeń wyposażone jest w wysokiej czułości kamerę termowizyjną, która z łatwością zlokalizuje miejsce wylewania nieczystości ciekłych do wód. Drugi z dronów mierzy poziom zanieczyszczenia pyłami PM 2,5 i PM 10. Wykrywa również związki chemiczne, które powstają podczas spalania odpadów. - Nasze czujniki mierzą także pył o nazwie PM 1, który wnika przez płuca bezpośrednio do krwiobiegu i to jest najniebezpieczniejszy rodzaj pyłu zawieszonego ze względu na jego wielkość. Tylko należy sobie uświadomić, że nie na podstawie stężenia cząstek pyłu interweniujemy na danej posesji. Bo w dymie zawsze występują cząsteczki pyłu. Tutaj bardziej chodzi o wykryte związki chemiczne, które świadczą o tym, że palone są śmieci czy też inne substancje niedozwolone - informuje Sławomir Smyk ze Straży Miejskiej. Strażnicy wyposażeni są też w podręczne wilgotnościomierze. Urządzenie po przyłożeniu do powierzchni drewna, w ciągu kilku sekund wyświetla jego wilgotność - musi mieć poniżej 20 procent, żeby można było nim palić.
300 osób ukaranych
Jak mówią strażnicy, większość interwencji to wynik zgłoszeń od sąsiadów. Jeżeli funkcjonariusze zauważą, że właściciele posesji łamią zakazy, grozi im mandat do 500 zł. Strażnicy mogą też pobrać próbkę popiołu z pieca i wysłać ją do laboratorium na specjalistyczne badania, za które też zapłaci właściciel. Kosztują one od 400 zł do nawet 5 tys. zł. - Kontrole spalania są wykonywane nie tylko przy użyciu dronów. Od początku sezonu grzewczego warszawscy strażnicy miejscy w związku z podejrzeniem spalania odpadów w instalacjach do tego nieprzeznaczonych odnotowali już ponad 1000 zdarzeń. Ukaraliśmy ponad 300 osób i skierowaliśmy do sądu jeden wniosek o ukaranie - wyjaśnia Sławomir Smyk. Dodaje jednocześnie, że wiele zgłoszeń od mieszkańców okazuje się bezzasadna.
(DB)