Mandat na P+R Płudy. "Urząd robi to celowo?"
28 marca 2019
Potrzebny na wczoraj parking nie może powstać, bo... Warszawa dostała od kolejarzy dwa wiadukty, ale chce jeszcze kilkunastu milionów w gotówce.
Przed nami remont linii średnicowej, łączącej dworce Wschodni i Zachodni. PKP PLK zapowiadają "sprawny przejazd koleją na dziesiątki lat". Rezultat jest taki, że każdy skrawek terenu pod wiaduktem i w okolicy zamienia się w dziki parking.
- Miasto zachęca wszystkich do zostawiania samochodu i przesiadki do SKM, ale nie zapewnia parkingów - krytykuje mieszkanka Białołęki Dworskiej, która poprosiła o odświeżenie tematu. - Kiedyś dostałam tu mandat za parkowanie na piachu, czyli na "trawie". Przecież to jest skandal. Mówią ludziom, żeby zostawiali samochody przy stacji, a potem wysyłają tam straż miejską? Urząd robi to celowo czy sam nie wie, że przy większości stacji nie ma parkingów?
Cztery lata debaty
Rozwiązaniem problemu miał być parking P+R, taki jak przy stacjach Wawer, Anin czy Ursus-Niedźwiadek. Żeby wyjaśnić, dlaczego nie został zbudowany, musimy cofnąć się do momentu budowy wiaduktu w ciągu Klasyków-Bohaterów. Przed jego powstaniem tereny wokół stacji należały do warszawskiego samorządu, ale na mocy specustawy zostały przejęte przez PKP Polskie Linie Kolejowe. Żeby zbudować parking, ratusz musi je odzyskać, co byłoby równoznaczne z przyjęciem na siebie kosztów utrzymania infrastruktury.
- Od 2015 roku PKP PLK prowadzi z przedstawicielami miasta rozmowy w zakresie przejęcia przez samorząd wiaduktów w ciągu Klasyków-Bohaterów oraz Mehoffera, a docelowo przeniesienia praw do nieruchomości - pisze wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel. - Zorganizowane zostały liczne spotkania, prowadzona była korespondencja, w tym w zakresie uzgodnienia treści porozumienia. Pismo w tej sprawie PKP PLK wystosowała do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz 7 listopada 2016 roku i do chwili obecnej nie otrzymała odpowiedzi.
Za darmo to za drogo
PKP PLK chce oddać teren za darmo, ale w zamian domaga się rezygnacji z odszkodowania za jego przejęcie. Innymi słowy: warszawski samorząd dostał w prezencie dwa potrzebne mieszkańcom wiadukty, jednak chce jeszcze kilkunastu milionów w gotówce.
Białołęcki radny Piotr Gozdek poprosił, by ratusz odniósł się do zarzutów ministerstwa i kolejarzy. W odpowiedzi Biuro Polityki Mobilności i Transportu nadesłało do urzędu dzielnicy pismo z urzędniczym bełkotem, z którego nic nie wynika.
- Miasto analizuje zasadność rezygnacji z należnego odszkodowania za grunty w zestawieniu z wysokością nakładów finansowych, poniesionych przez stronę kolejową na wybudowanie planowanych do przekazania naniesień w pasie drogowym - czytamy w piśmie.
(dg)
.