Legionowska "Leśniczówka". Czar leśnego bajorka
13 lipca 2016
Kiedyś było tam miło. Bajorko w środku lasu, wokół drewniane wiaty. Dziś śmietnik, syf a zamiast bajorka trochę większa, zarośnięta kałuża.
Wokół (nie pamiętam dokładnie kiedy, ale musiało to być jakoś w połowie lat 70.) ustawionych zostało kilka drewnianych wiat z masywnymi ławami do siedzenia, stołami i spadzistymi dachami. I to miało sens, bo nad bajorko w weekendy przychodziło sporo ludzi. Legionowska namiastka plaży z prawdziwego zdarzenia... Całkiem fajnej, dzikiej, a wiaty idealnie się na pikniki nadawały. Wokoło było trochę drewnianych przyrządów do prostych ćwiczeń, równoważnie, huśtawki... Słowem fajne miejsce nazywane dość powszechnie, nie wiedzieć czemu, "leśniczówką".
Mekka i własność wszystkich
Z czasem na ścianach wiat, na stołach, ławach, przybywało "znaków istnienia" rytych nożem, drapanych czym się dało albo wypisywanych węglem drzewnym, o który trudno nie było, bo odkąd pamiętam paliło się tu ogniska. Pewnie nielegalnie, ale kto by się tym przejmował. Lubiłem czytać te napisy: mówiły, że ktoś kogoś kocha albo że ktoś jest taki czy owaki. Ale większość pozostawionych tu napisów po prostu informowała o tym, że ktoś w tym miejscu był i kiedy. Swoista kronika i księga pamiątkowa.
Jak nieco podrosłem, nie przestałem tam chodzić. Tu pierwszy raz zapaliłem papierosa, wypiłem pierwsze piwo, tu też pierwszy raz się całowałem. Tak na poważnie, bo i na randki się tu często przychodziło. Byłem na kilku leśnych ogniskach. To miejsce było mekką i własnością wszystkich. Organizowali tu zbiórki harcerze, spotykali się hippisi i punki z Legionowa i okolic. Słowem działo się. Tylko wiaty nieremontowane niszczały, rozpadały się, w końcu kompletnie zniknęły.
Marzenie podszyte nostalgią
Dziś to kultowe bajorko zrobiło się malutkie, niemiłosiernie zarośnięte, żaby smętnie milczą, spacerowicze owszem zachodzą, ale najczęściej tylko po to, by odejść po chwili z niesmakiem. Przy brzegu walają się kilogramy śmieci - butelek, resztek jedzenia, jakieś szmaty. Kto je zostawia? Wieczorni i nocni balangowicze. Niby można się cieszyć, że tradycja w narodzie nie ginie. Spotykają się, zapalą jak dawniej ognisko, o czym świadczą świeże ślady, wypiją to czy tamto, zakąszą. I dobrze. Tylko dlaczego tak śmiecą? A to, czego nie zostawią na brzegu, wrzucają do wody. Wszedłem tam kiedyś - istny skład wszelakich śmieci.
A gdyby tak przywrócić temu miejscu czar? Zagospodarować, urządzić, ustawić z powrotem te wiaty? Chyba marzenie ściętej głowy, podszyte durną nostalgią. Bo i po prawdzie nie bardzo jest gdzie, bo leśnicy na ich miejscu posadzili zagajnik. Ale bajorka szkoda, może chociaż ono mogłoby się doczekać jakiejś rekultywacji i stać się miejscem uroczym i fajnym jak kiedyś, a nie odstraszającym jak dzisiaj.
(wk)