REKLAMA

Zmowa topielców

autor: Marian Kurzawa
wydawnictwo: Rozpisani.pl
wydanie: Warszawa
data: 30 stycznia 2017
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 143 × 205 mm
liczba stron: 132
ISBN: 978-83-9073866-6

Chcę w tym miejscu zagrać z Tobą, Czytelniku, w otwarte karty: owszem, pragnę Cię zachęcić do przeczytania mej Zmowy topielców, ale nie tak, jak się to zazwyczaj robi - zaklinając się na wszystkie świętości, że to książka wspaniała, wyjątkowa, no - wybitna. Może ona taka jest, ale może nie. Ja chcę postąpić najprościej i zarazem najuczciwiej jak się da w sytuacji autora zachęcającego. Czyli - przedstawić Ci, Czytelniku, reprezentatywny katalog postaci, zdarzeń, sytuacji, ba - nawet przedmiotów, które w mej powieści występują, ale i tych, których w niej nie znajdziesz. Zapoznaj się, proszę, z poniższym wykazem, podumaj przez chwilę nad jego nieodpartym urokiem i - podejmij jedynie słuszną decyzję.

Oto Zmowa topielców w optyce zero-jedynkowej: występuje/nie występuje, tak/nie.

- On i Ona, zakochani w sobie po uszy: TAK

- Ona piękna, niekiedy naga, On - chroniczny nauczyciel: TAK

- Zdrady miłosne: NIE

- Rozstanie, okupione niewyobrażalnym cierpieniem: TAK

- Przyjaźń: TAK

- Prezes: NIE

- Preześ: TAK, z kotem swym

- Osobnik o wzroście ponad dwa metry: TAK, z jeszcze wyższym synem

- Pani Minister Edukacji: TAK, ogniście perorująca

- Topielcy: TAK, liczni

- Pan Bóg: TAK, nienachalnie, tylko w okolicach Konina, więc w wersji rozrzedzonej

- Oddolna, brawurowa reforma polskiego szkolnictwa: TAK TAK TAK!

- Zielone ludziki: TAK, pod Gołdapią

- Broń krótka: NIE

- Pełen znaczeń kij: TAK

- Wariat ze swą studnią: TAK

- Nasz Antoniusz, Niezłomny, Zbir, leśne mokradła: TAK

- Pełny skład Rady Ministrów: NIE, pod żadnym pozorem

- Rzeka: TAK, Warta

- Australia: TAK, w postaci wygłodniałych smoków

- Polska na przełomie lat 2015/2016: TAK

- Lata 90. w Koninie: TAK, dość realistycznie

- Średniowiecze: NIE, jeśli nie liczyć jednego obcięcia głowy( bez detali, pod koniec powieści).

Fragment

Już po przejechaniu żychlińskiego lasu, tuż po ostatnim dość ostrym piaszczystym podjeździe, Renacie zachciało się siku. Zostawiła więc rower na poboczu drogi i weszła w knieje, ale nie-zbyt głęboko, wiedziała bowiem, że partner kocha ją nawet wtedy, gdy sika, a przecież żadną miarą nie chciała, przez zbytnie oddalenie, pomniejszać jego miłości. Tego, co za chwilę się tu stało, nie zrobiła jednak specjalnie, to musiało zajść bezwiednie... niespodziewanie bowiem wstała, z niepodciągniętymi majtkami- zasłuchana w eksplozję nagle rozśpiewanego, tuż nad jej głową, słowika. A nie trafiło tym razem na artystę zdawkowego, który właśnie daje prze-lotny koncercik, nie, bynajmniej, ten występ trwał i trwał, i końca nie było widać; słowik naj-wyraźniej przeżywał prawdziwie dogłębne oczarowanie urodą świata i to, co na początku wy-dawało się być tylko krotochwilą, krótkotrwałym wybuchem euforii, stopniowo przechodziło w niemilknącą, błogosławiącą życie, cudowną kanonadę. Przez ten czas Gilgi, mając stojącą do niego tyłem żonę w odległości czterech kroków, jak zahipnotyzowany patrzy i słucha, słucha i patrzy. W końcu nie zdzierżył, pada na kolana. Słowik natychmiast odfrunął, ale Renata nie, ona, z obnażonymi pośladkami, jeszcze trwa w tym swoim roznegliżowanym oszołomieniu.

- Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś odfrunęła z tym gościem, gdzie ja bym znalazł tak wartą modlitwy pupę jak twoja. Moja religijność by uschła.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe