REKLAMA

Wśród spalonych osad

autor: Tomasz Kruczek
wydawnictwo: Replika
seria: Młodzi Wojowie
wydanie: Poznań
data: 30 lipca 2024
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 256
ISBN: 978-83-6786784-9

Wielka przygoda w czasach wczesnopiastowskich

Bniński gród, gdzie mieszkają młodzi Kaśka i Gniewosz oraz ojciec Jan zostaje ograbiony i spalony. Aby dokonać upragnionej zemsty, najpierw trzeba wyswobodzić się z lochów i niewoli

Czy bohaterom uda się uwolnić i odnaleźć pośród zgliszczy osad Wielkopolski?

Mroczna opowieść sprzed tysiąca lat o szaleństwie, zemście i nadziei, która zafascynuje młodego czytelnika.

Tomasz Kruczek - autor książek dla dzieci i młodzieży publikowanych w Polsce, USA, RPA i Brazylii. Bard, poeta, twórca piosenek i tekstów satyrycznych. Z wykształcenia i powołania pedagog mediów. Od lat zajmuje się nauczaniem alternatywnym. Pasjonat historii. Wieloletnia przygoda z rekonstrukcją historyczną w grupie ,,Jaźwiec" stała się inspiracją do powstania serii ,,Młodzi Wojowie".

Spis treści

Wstęp o 5

Na polanie wśród bagien o 15

Straszne przebudzenie o 24

Leśna dzieciarnia o 36

W spalonym grodzie o 51

Co wydarzyło się na Ostrowie o 58

Jeńcy o 71

Jezioro o 81

Na wolność o 98

Zima o 111

Poznań o 120

Osada o 132

Tur o 139

Ojciec Jan o 153

Wyprawa o 173

Czas wolności o 182

Co wydarzyło się na bagnach o 211

Zapomniany o 227

Epilog o 233

Słowniczek wyrażeń dawnych i informacji ciekawych o 233

Fragment

Wbiegli do wody. Jeńcy, wtajemniczeni w plan Kaśki i Bogny, nie stawiali oporu, też skoczyli do wody i zaczęli pomagać w ratowaniu wozów, byleby tylko odwrócić uwagę od dzieci. Tymczasem belka po belce tratwa rozpadała się, a wóz ze skarbem nieodwołalnie zsuwał się w otchłań. Nikt już nie zwracał uwagi na dzieci zostawione na brzegu. Skarb był zbyt cenny, by można go było stracić. Na to tylko czekali Ziemek i Kaśka. Dzieci po cichutku, krok za krokiem wycofywały się na brzeg polany, znikały w lesie i biegły na pagórek. Tam dopadły lisich nor i schowały się szybko. Kaśka i Ziemek zacierali ślady po każdym małym uciekinierze. Po dłuższej chwili miejsce wyglądało tak, jakby nikt tu nigdy nie przechodził.

-- A my? -- spytała Kaśka, która nagle zdała sobie sprawę z dziury w ich wspaniałym planie.

-- A my na tamten dąb! -- krzyknął Ziemek.

Młodzi wspięli się na gałęzie wielkiego dębu i schowali w dziupli. Czekali.

Nie minęło wiele czasu, a z oddali dobiegł ich rwetes pogoni. Grupa pachołków z psami biegła przez las, zaglądając pod każdy krzak. Nagle psy jakby oszalały. Rzuciły się do przodu, omal nie przewracając właścicieli.

-- Są! -- ryknął zbrojny biegnący na czele pogoni. -- Nie wymkną się nam.

Wbiegli do wąwozu i stanęli zdumieni.

-- Lisie nory -- mruknął zawiedziony Josz. -- Cała masa lisich nor! A ty myślałeś, Jaro, że już na nasze wyszło! Przecież to jasne, że psy zwariowały. Śmierdzi tu lisami, aż się niedobrze robi.

-- A może by posprawdzać, czy dzieciaki tam nie wlazły?

-- Aleś ty głupi! -- Westchnął Josz. -- Myślisz, że te dzieciaki miałyby tyle odwagi, żeby tam wejść? A zresztą zobacz! Nie ma śladów.

-- No właśnie -- wtrącił się jakiś młodszy pachołek. -- Nie ma śladów, a wszystko pozamiatane jak miotełką.

-- Bo wy się na lisach nie znacie -- powiedział trzeci. -- Ojciec mi opowiadał, że

lisy to mądry lud! Same potrafią za sobą zacierać ślady!

-- Bajki ci opowiadał!

-- Najprawdziwszą prawdę mówił -- obraził się łowca. -- Jak nie chcesz wierzyć w mądrość mojego ojca, to zaraz możesz oberwać.

-- Przestańcie! -- krzyknął dowódca. -- Tu nam dzieciaki pouciekały, a wy stoicie jak te kolumny w pałacu i się kłócicie. Idziemy dalej. Tam w stronę wielkiego dębu na końcu jaru. Coś mi się wydaje, że tam ich znajdziemy.

-- Skąd wiesz?

-- A gdzie się, ciołki, ukrywaliście, jak byliście mali? Hę?

Poszli w kierunku drzewa. Nagle psy znowu zaczęły być niespokojne. Kręciły się pod drzewem, powarkiwały.

-- Widzicie? -- Zaśmiał się łowca. -- Ja zawsze potrafię wytropić zwierzynę. A czasem i dzieciak to zwierzyna.

-- Złazić mi na ziemię, ale już! -- krzyknął, składając ręce w trąbkę.

Odpowiedziała mu głucha cisza.

-- Może tam nikogo nie ma? -- szepnął ten, na którego wołano Jaro.

-- Są! Są, tylko udają, trzeba ich stamtąd wykurzyć.

-- Jak?

-- Podpalimy drzewo!

Kaśka w dziupli zamarła z przerażenia.

-- Oni nas tu spalą żywcem.

-- Nie! Nie dadzą rady. Żeby podpalić taki dąb, trzeba by naprawdę dużo drewna. Jest mokro, a to żywe i twarde drewno. Najwyżej zrobią trochę dymu, licząc, że wystraszą dzieciaki.

I rzeczywiście, ognisko pod dębem z wielkim trudem zdołało osmalić kawałek pnia.

-- Nic z tego nie będzie -- mruknął Josz.

-- Pewnie, jakby tam były dzieciaki, to już by się pokazały, bo by się ognia przestraszyły.

-- Masz rację, ale psy! Psy coś czują! One się nie mylą. To trzeba sprawdzić.

-- Ej ty, mądralo. -- Wskazał na tego, którego wołali Jaro. -- Wykaż się teraz, wleź na drzewo i sprawdź, czy kogoś tam nie ma.

-- Co teraz? -- spytała Kaśka. -- Teraz to już na pewno nas odkryją.

-- Mam jeszcze coś w zanadrzu. -- Zaśmiał się Ziemek.

-- No wyłaź, Iskra, mały łobuzie!

Mały oswojony żbik niechętnie opuścił torbę. Iskra była zła, że wyrwano ją ze słodkiej drzemki i syczała gniewnie.

-- Co to, kot?

-- Pół kot, a pół żbik -- wyjaśnił chłopak szeptem. -- Dziki żbik nie siedziałby w torbie tak spokojnie. Ale Iskra to mieszaniec.

Fragment rozdziału Jezioro

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024