REKLAMA

Uczeń nekromanty. Plaga

autor: E. Raj
wydawnictwo: Wydawnictwo Hm
wydanie: Wydanie 2, poprawione, Wojkowice
data: 15 sierpnia 2022
forma: e-book (epub, pdf, mobipocket)
liczba stron: 795
ISBN: 978-83-6744801-7

Inne formy i wydania

e-book (epub, pdf, mobipocket), Wydanie 2, poprawione  2022.08.15

W niezwykłym uniwersum Ucznia, na masywnej planecie otoczonej olbrzymimi księżycami, rodzą się coraz potężniejsi magowie. Ich świat przenika magia, która wciąż tworzy nowe formy, nowe istoty, nowych bogów. Jednak, jak w każdym świecie, tutaj także balans sił jest kruchy. Wszyscy w pewnym sensie - są czyimiś niewolnikami. Zwiastunem Zmiany są narodziny chłopca-nekromanty, który... wcale nie jest zbawicielem ich świata. Kim jest i kim są ludzie z jego rodu? Czy wszyscy nieuchronnie, razem z nim, podążają ku... zagładzie?

To nie Harry Potter. Próżno tu szukać klarownego podziału na dobro i zło. Bohaterowie są toksyczni, szarzy, trudni do polubienia. W tym świecie króluje egoizm, zdrada, patologia i rodowa nienawiść. Zawiłe, rodzinne relacje, nieoczywiste powiązania, niekończące się pragnienie zemsty... oto upadły świat Syllonu.

Książka przeznaczona jest dla młodych dorosłych.

CYTAT: Teraz wszystko idealnie pasowało. Świat się rozpadł? Nie - taki był już od dawna, tylko wszyscy patrzyli w drugą stronę. - Żadnych epickich elfich księżniczek! Żadnych cnotliwych królów! Żadnych wesołych krasnoludów! Żadnego walecznego bohatera! Nic, absolutnie nic nie pozostało tu święte i nieskażone! - wrzasnął na całe gardło, w przewrotny sposób radując się rozciągającym się dokoła pandemonium. - Antyfantazja - dodał pod nosem. - Ten świat to prawdziwa antyfantazja! Miał wrażenie, że wszystko, co siedziało w jego wnętrzu, wydostało się na zewnątrz, wypełzło, ożyło... zupełnie jak zombie na ulicach miasta. A przy okazji - odciążyło go. Szedł, czując się jak odurzony, upojony smakiem wolności.

Fragment

Fragment 1

***

Godzinę potem dotarli w okolice małego domku na skraju dzielnicy Handlowej. Zatrzymali się w cieniu dużego, rozłożystego wiązu, pochylającego nad ulicą. Rothgar zsiadł pierwszy i metodycznymi ruchami przywiązał konia do ułamanego konaru. Unikał spoglądania na jej niegdyś tak piękną twarz. To, co się z nią stało, to była niemal profanacja.

- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłaś, Veena? - zapytał cicho.

Usta jej zadrżały, ale nie odpowiedziała. Zamiast tego samodzielnie zeskoczyła z konia i ujęła mężczyznę za rękę, prowadząc go pod drzwi domku. Nekromanta zdecydował się nie zadawać więcej 'pytań. Otwarła zamek małym kluczem i wspólnie weszli do wnętrza domu.

Było w nim zupełnie ciemno, gdyż wszyscy mieszkańcy głęboko spali.

- To jest pokój dziecięcy - wyszeptała, zatrzymując się pod wąskimi drzwiami pomalowanymi zieloną farbą. - Starszego syna nie ma teraz w domu. Wejdziemy tam na chwilę. Czy możesz przywołać jeden z tych... magicznych świetlików, które robią magowie?

Rothgar w milczeniu zrobił to, o co prosiła, tworząc w dłoni mały, ale jasny świetlik.

Oboje cicho weszli do pokoju, w którym na wąskim łóżku spała dwójka dzieci. Mniej więcej dziesięcioletnia rudowłosa dziewczynka, o słodkiej, niewinnej twarzyczce, oraz sześcioletni czarnowłosy chłopiec. Dzieci obejmowały się ramionami, a ich ciche oddechy były jedynym dźwiękiem słyszalnym w małej sypialni.

Rothgar pochylił się lekko, wpatrując się w twarz malca.

Veena nie musiała nic mówić, nie musiała niczego tłumaczyć. Wiedział już, co było konsekwencją ich zbliżenia sprzed kilku lat.

- Na imię ma Muran.

- Jak mnie w ogóle znalazłaś? - zapytał szeptem.

- Nie było to łatwe. Szukałam cię od wielu lat, Rothgarze. - Westchnęła. - Odkąd chłopiec się urodził, moje życie zamieniło się w piekło. Mój mąż, Anessi, od razu rozpoznał, że dziecko nie jest jego... ma rude włosy. Nie ma mowy, byśmy spłodzili takie dziecko, tyle nawet on wie, mimo że nie posiada wielkiego wykształcenia. To dowódca straży w wyspowej świątyni Pana Światłości.

Nekromanta milczał, patrząc cały czas na chłopca.

- Aby cię odnaleźć, musiałam skorzystać z pomocy maga poszukiwacza. Kosztowało mnie to całe moje wieloletnie oszczędności. Poprosiłam go, by znalazł ojca tego chłopca... bo innego tropu nie mogłam mu wskazać. Ludzie, którzy wezwali mnie wtedy do rytuału wskrzeszenia, nie chcieli mi nic powiedzieć. Mag poszukiwacz odprawił rytuał i wskazał mi twój dwór. I nie pomylił się.

Veena przerwała na chwilę, by wyjąć z kieszeni małą chusteczkę.

Otarła oczy, z których bez przerwy płynęły łzy.

Rothgar był zdumiony tym, że kobieta zdecydowała się sięgnąć po tak drogi sposób, jak skorzystanie z pomocy poszukiwacza. Magowie z tej profesji byli niemal najdroższymi specjalistami na Jolinie. Ich usługi ceniono wyżej niż usługi nekromantów, uzdrowicieli i magicznych kowali. Co dodatkowo podbijało cenę to fakt, że było ich bardzo niewielu, gdyż talent poszukiwacza pojawiał się wśród uzdolnionych magicznie dzieci raz na wiele tysięcy przypadków. Musiała być prawdziwie zdesperowana.

- Nie mogłam wytrzymać już dłużej - wyszeptała. - To, że Anessi bije mnie, to jeszcze jestem w stanie znieść. Ale ostatnio zaczął też wyżywać się na chłopcu. A tego nie zniosę. Pije coraz więcej i więcej. Muran nie rozumie, dlaczego jego ojciec go nienawidzi. Nie chcę dla niego takiego życia, bo nie jest przecież winny... za moje grzechy.

Mistrz nekromancji nie patrzył na nią. Pochylił się i lekko dotknął dłonią czoła dziecka. Przez chwilę wsłuchiwał się w drobne ciałko Murana.

- Chłopiec ma silne talenty magiczne, prawdopodobnie będzie to alchemia, magiczne rzemiosło, magia wampiryczna, demoniczna, magia umysłu i może coś jeszcze - powiedział, pozornie ignorując jej poprzednie słowa.

Wyprostował się nagle i spojrzał na nią, marszcząc czoło.

- Za parę dni zaczyna się nowy semestr. Od tej pory będę opłacał dla niego naukę w Akademii. Wykształcenie takie zapewni mu w przyszłości niezależność i dobrą pracę. Może nawet utrzymanie dla ciebie i reszty rodzeństwa.

Pragmatyczne i rzeczowe podejście Mistrza zaskoczyło Veenę, ale nie skrytykowała jego pomysłu. Kiwnęła tylko potwierdzająco głową. Wyglądała na zbyt poruszoną, by okazać wdzięczność. Wysokość czesnego w Akademii była zawrotna i niewielu mogło sobie na taki wydatek pozwolić.

- Gdy ktoś zapyta, skąd masz fundusze na czesne, powiedz, że Akademia ma zawsze kilka miejsc na stypendia dla uboższych, ale utalentowanych dzieci. Tak zwana lista ,,UU".

Ponownie kiwnęła głową. Oczy miała cały czas wilgotne.

- A co do ciebie... - Zawahał się. - Gdzie on jest?

Drgnęła niemal niezauważalnie i nerwowo zwilżyła usta.

- Kto? Anessi?

- Tak.

- Śpi w pokoju obok. Jest pijany w sztok. Jak codziennie...

Rothgar chwilę milczał, rozważając coś intensywnie. Nadal nie patrzył na kobietę, tylko na czarnowłosą główkę swojego syna.

- Przyszłaś do mnie po pomoc i pomogę ci. Ale to będzie na moich warunkach. Zgoda? - spytał twardo.

Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Po chwili jednak niepewnie skinęła głową. Musiała mu zaufać, bo dotarła już do takiego punktu w swoim życiu, z którego nie widziała żadnego innego, dobrego wyjścia. Nie ośmieliła się zażądać wyjaśnień.

Nekromanta tymczasem wyminął ją i wyszedł na korytarz. Zatrzymał się tylko na chwilę, by rozjaśnić świetlik tak bardzo, że wnętrze domu zalało teraz jasne światło, pulsujące lekko w rytm bicia jego serca. Każdy świetlik pozostawał do pewnego stopnia związany z energią swojego twórcy, dlatego, o ile nie zatrzymało się go celowo, podążał za magiem jak wierny pies. Z tak imponującą iluminacją Mistrz wszedł do sąsiedniego pokoju.

Tam, na szerokim łożu, z rozrzuconymi ramionami, spał, chrapiąc donośnie, dowódca świątynnej straży.

Rothgar stanął nad nim z zimną, obojętną twarzą i chwilę mu się przyglądał. Płomiennorude włosy niemal całkowicie zasłaniały jego czerwoną, spoconą facjatę. Z uchylonych ust kapała strużka przesyconej wymiocinami śliny.

Veena także weszła do pokoju; jej posiniaczona twarz była blada i wystraszona. Nie wiedziała, co chce zrobić nekromanta, bała się - ale nie chciała o nic pytać... Zdziwiło ją tylko, że rozjaśnił świetlik, gdyż wiedziała, iż nekromanci widzą w ciemności lepiej niż koty.

Miała niepokojące uczucie, że nadmiar światła był przeznaczony tylko dla jej oczu.

Rothgar nie kazał jej długo czekać na rozpoczęcie akcji. Kopnął Anessiego w głowę z taką siłą, że mężczyzna natychmiast się obudził, klnąc i złorzecząc, na czym świat stoi. Półprzytomnie przetoczył się po łóżku i rozejrzał się dokoła, tylko po to, by zobaczyć stojącego nad sobą czarno odzianego, wysokiego maga.

Nieruchoma, spiżowa twarz przybysza nie wieszczyła niczego dobrego.

Jednak coś w tej twarzy sprawiło, że oczy dowódcy straży rozszerzyły się w krótkim błysku zrozumienia. Domyślił się, kim był obcy. Domyślił się, mimo stanu upojenia. Nie mógł mieć wątpliwości. Codziennie patrzył przecież w oczy tego koloru, na te regularne rysy twarzy, na ciemne, perfekcyjne łuki brwi, na ten sam prosty nos...

- Czego chcesz, ty śmierdzący, wszawy... - zabełkotał, ale nie dokończył.

Rothgar kopnął go ponownie, tym razem w okolice żeber. Anessi zawył jak ranny pies i skoczył w stronę maga z zadziwiającą, jak na pijanego, prędkością, ujawniając ślad swojego wojskowego przeszkolenia. Nie docenił jednak siły nekromanty.

Mistrz złapał go, dosłownie zatrzymując w powietrzu, mocnym uchwytem dłoni na gardle i rzucił na ziemię, jak szmacianą lalką. Kobieta przycisnęła ręce do ust, by stłumić okrzyk przestrachu.

Świetlik związany z sercem Rothgara pulsował teraz naprawdę tylko odrobinę szybciej niż poprzednio i być może to było najbardziej przerażające.

Tymczasem nekromanta kolanem przygniótł do ziemi wijącego się i wyjącego mężczyznę, niczym wściekłego psa, który próbuje ugryźć i musi zostać bezwzględnie spacyfikowany. A potem powiedział z lodowatym spokojem:

- Posłuchaj mnie teraz uważnie, Anessi. Jeśli jeszcze raz dotkniesz tę kobietę lub tego chłopca, zabiję cię. Proste? Jasne? A na ten moment: twoją przygodę ze sprawnymi nogami uważam za zakończoną, po to, abyś wiedział, że jestem śmiertelnie poważny.

To rzekłszy, zaczerpnął dużą porcję energii z ciała dowódcy świątynnej straży, z taką szybkością i mocą, że mężczyzna wydał z siebie przeciągły, przerażający okrzyk, niemal nieludzki w swoim brzmieniu. Dzieci w sąsiednim pokoju natychmiast zaczęły płakać i jękliwymi, piskliwymi głosikami wołać swoją mamę.

- Sprawdzę, co tu się dzieje za jakiś czas, to tak dla twojej informacji. I zobaczymy, jak sobie radzisz - dodał nieco ciszej, ale takim tonem, że Anessi uwierzył we wszystko.

A potem mag zamachnął się i z ogromną siłą uderzył rudowłosego mężczyznę w twarz zamkniętą pięścią.

Potem drugi raz.

Potem trzeci.

Potem dziesiąty.

Przestał go bić, dopiero gdy twarz jego ofiary zamieniła się w kawał rozbitego, drgającego mięsa, a krew gęsto skropiła podłogę.

Nie wiedział czemu, ale sprawiło mu to tak ogromną przyjemność, że gdyby nie obecność byłej kapłanki, stojącej w kącie niczym żywy wyrzut sumienia, zapewne nie przerwałby, aż jego pięści nie przebiłyby się przez twarz Anessiego i nie zatrzymałyby na purpurowych deskach podłogowych.

Wstał i wyprostował się.

Wziął z łóżka poszewkę na poduszkę, dokładnie wytarł swoje dłonie i wzniósł oczy na Veenę, która cały czas stała, w milczeniu patrząc na to, co się działo, nie reagując, nie przerywając. Po prostu przyjęła wszelkie konsekwencje swojej decyzji o zaangażowaniu w swoje sprawy potężnego nekromanty. Wyglądała na struchlałą, ale zdeterminowaną, by zachować pełny spokój.

- Sprawę uważam za zamkniętą - powiedział niemal urzędowo. Była kapłanka kiwnęła lekko głową; jej usta były blade i spierzchnięte.

Dzieci wciąż płakały w sąsiednim pokoju, ale żadne z nich nie przyszło zobaczyć, co się dzieje. Sceny przemocy w ich rodzinie były codziennością. Wiedziały, że nie opłaca się sprawdzać, w jakim stanie jest ich matka, bo zdarzało im się także przy okazji oberwać. Czekały więc tylko, aż wszystko ucichnie, zrozpaczone, bezradne, przerażone. Nie zdawały sobie sprawy z tego, że tym razem to oprawca, ojciec i pan domu leżał na ziemi, w kałuży krzepnącej krwi.

Nekromanta przez chwilę wsłuchiwał się w ten żałosny płacz, a potem odłożył poszewkę i uniósł lekko dłoń do skroni, jakby chciał jej zasalutować.

- Moje uszanowanie - powiedział niemal uprzejmie i wyszedł z małego domku tak samo spokojnym krokiem, jakim do niego wszedł. Świetlik, gdy wola maga uwolniła jego energię, rozpadł się na kawałki w krótkim, jasnym błysku. Przez chwilę w powietrzu unosiła się tylko chmura małych iskierek, które wolno przygasały, niczym popiół z cygaretki. Nikły zapach ozonu rozwiał się nawet jeszcze szybciej.

Rothgar odwiązał konia, który czekał na niego pod wiązem, i już chciał wskoczyć na jego grzbiet, zawahał się jednak, widząc, że Veena także wybiegła przed dom i zbliżyła do niego. Jej oczy były pełne łez. Nie wiedział, czy są wynikiem strachu, smutku czy wdzięczności. A może wszystkiego naraz?

Wyciągnęła w jego stronę rękę.

Ujął ją niepewnie, bo nie miał ochoty na przedłużanie pożegnań. Swoje obowiązki uważał za wypełnione, nie było nic więcej do dodania.

Ich relacja, krótka, przemijająca, nie miała dla niego dużego znaczenia. Fakt, że pojawiła się jej nieprzewidziana konsekwencja, nie zmieniał między nimi niczego. Dlaczego więc w ogóle tu przyjechał? Dlaczego rozwiązał jej problem? Być może dlatego, że uważał się za arystokratę. A w jego przekonaniu szlachectwo zobowiązywało.

Tymczasem Veena niespodziewanie przytuliła się do niego z całą mocą swoich szczupłych ramion. Mistrz nekromancji nie znalazł jednak w tym ciasnym uścisku ani cienia przyjemności, bo w jego umyśle pojawiły się nagle odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie mógłby jej zadać, a nawet więcej.

Kontakt fizyczny nie zawsze jest przyjemny.

Nie, jeśli było się nekromantą i telepatą w jednej osobie. Czasem można zaczerpnąć zbyt dużo niepotrzebnych śmieci. Tym razem... nie pilnował swojej blokady, a jej umysł był jak otwarta księga, którą bezmyślnie odczytał.

Tego dnia w umyśle swojej niegdysiejszej kochanki Mistrz zobaczył obraz twarzy...

... swojego największego adwersarza (a nie był to pierwszy raz).

I bynajmniej nie był to dowódca świątynnych strażników.

Fragment 2

Nie narzekał tu na nadmiar rozrywek.

Co miał poza tym? Długie godziny nauki ze swoim guwernerem, ślęczenie nad książkami, okazjonalne spacery po mieście i jeszcze rzadsze uczestnictwo w obchodach świąt państwowych, które organizowano parę razy do roku. No i obowiązkowe wyprawy na elfickie święta w towarzystwie Rothgara i księcia Fenrila, podczas których szyja bolała go od gapienia się na kolorowe fajerwerki, a szczeka... od ziewania. Milcząca, nudna służba, nieprzyjemne, hałaśliwe dzieci sąsiadów oraz sporadyczne podglądanie pokojówki kopulującej z marynarzem w składziku pod schodami.

Jego życie było pasmem prawdziwie ,,fascynujących" przygód...

Na półpiętrze nieoczekiwanie przystanął i nadstawił uszu.

Ktoś schodził z drugiego piętra, donośnie tupiąc butami. Chłopiec od razu wiedział, że nie jest to nikt z domowników. Zza zakrętu wyłoniły się dwie sylwetki.

Pierwszy szedł olbrzymi mężczyzna koło czterdziestki, o twarzy niezwykle podobnej do twarzy Rothgara, ale bez cieni pod oczami i z dużo bardziej rumianą cerą. Chłopiec rozpoznał go z miejsca. Był to książę Narel, według plotek służby - kuzyn Mistrza, który sporadycznie odwiedzał ich dwór w Wenderlendzie.

Jednak tym razem nie przybył sam. Kilka kroków za nim postępowała szczupła postać jakiejś dziewczynki, w wieku około dwunastu, może trzynastu lat, w białej sukience do połowy kolan. Co było jednak niezwykłe, to... że ciągnęła za sobą lalkę!

Norgal zamarł, przypatrując się tej dwójce.

Narel mijając go, kiwnął mu tylko lekko głową z niewielkim uśmiechem w kąciku ust. Skierował się ku wyjściu. Dziewczynka też zauważyła chłopca, jednak jej spojrzenie wbiło się w niego z nienaturalną intensywnością. Szare oczy zmrużyły się, zwolniła. Szła teraz krok za krokiem, dwie stopy stawiając na jednym stopniu.

Głowa lalki stukała rytmicznie.

Stuk. Krok, krok.

Stuk. Krok, krok.

Głowa ta wykonana była z porcelany i do tego pęknięta nad czołem. Czarne włosy ciągnęły się po ziemi na długość jednego metra, brudne i skołtunione.

Norgal wpatrywał się w ten obrazek jak zahipnotyzowany. Nie przypuszczał, że dziewczynki w takim wieku ciągle jeszcze bawią się lalkami.

Jej twarz tymczasem zbladła i dziwnie się ściągnęła. Zbliżała się do niego z każdym krokiem, a jej oczy zwężały się coraz bardziej...

Stuk. Krok, krok.

Stuk. Krok, krok.

Nagle... znalazła się tuż obok. Chłopiec miał wrażenie, że dokoła niego zrobiło się ciemniej, zimniej. Mógłby przysiąc, że słyszy wiatr. Wyjący, jękliwy, napełnił cały dwór.

W ułamku sekundy wszystko stało się monochromatyczne, szare, czarne, zgaszone.

Chłopiec zamarł, czując przenikliwy chłód.

Jej oczy... Jak punkt centralny całego widowiska także stały się czarne. Mrok rozrósł się na stalowe tęczówki. I rozrósł się na całą gałkę oczną jak plama smoły, a potem... zaczął wspinać na powieki, na policzki...

Wkrótce cała twarz dziewczynki była czarną, pulsującą otchłanią...

- LICZĘ SIĘ TYLKO JAAAAAAAAA!!!

Ten wrzask niemal rozsadził mu bębenki w uszach.

Norgal opadł na ziemię, kuląc się jak robak, przyciskając dłonie do głowy. Zamknął powieki. To nie mogło dziać się naprawdę! To musiał być sen, chory sen! Koszmar.

Stuk. Krok, krok.

Stuk. Krok, krok

Chwilę później dziewczynka znalazła się na dole schodów. Chłopak dopiero wtedy odważył się spojrzeć. Wychodziła właśnie głównym wejściem, ale jeszcze raz obróciła się w jego stronę. Twarz wykrzywiła w pogardliwym uśmiechu. Dopiero wtedy zauważył, że na jej białych rajstopach wystających spod sukienki widniała smuga krwi.

A potem dwójka gości Rothgara zniknęła.

Wypuścił powietrze z płuc. Uff.

Tak, zdecydowanie. To musiał być sen. Tak, z pewnością.

Jeden z tych, które nigdy nie wracają. Był o tym absolutnie przekonany.

Mylił się jednak pod każdym względem.

Nie mógł jednak udać się teraz do gabinetu Rothgara. Musiał wymienić przemoczoną bieliznę. Kałużę moczu na podłodze zostawił jednak do posprzątania służbie.

Fragment 3

(dla twojej informacji, zapis kursywą jest komentarzem pewnej istoty, która żyje we wnętrzu chłopca-nekromanty... ale nie zdradzam kto to, bo byłby to zbyt duży spoiler, w każdym razie to nie są zapisy myśli bohatera, tylko kogoś innego, kto obserwuje jego poczynania z wnętrza jego głowy, postać ta robi przez całą książkę serię ironicznych i złośliwych komentarzy pod adresem bohatera)

Norgal obrócił się na wznak, odwracając wzrok od powierzchni rzeki i popatrzył na ciemne niebo, czując przy tym, jak wilgotne łodygi rzecznej trawy łamią się pod jego ciężarem.

- Samotność - westchnął cicho Norgal - była mi pisana od zawsze jak piękna oblubienica...

Mimo że wciąż nie znał swoich rodziców, nie wiedział, kim jest i skąd pochodzi, wierzył, że życie, jakie prowadzi, oferowało mu najlepszą sposobność do osiągnięcia jego celu: mistrzostwa w magicznej sztuce nekromancji. Chciał być potężnym! Przerażającym! Wzbudzającym trwogę i samodzielnym!

Może nawet mógłby kiedyś zostać liczem?

Najpotężniejszym nieumarłym, władcą abominacji, co było wszak ukoronowaniem kariery każdego potężnego i ambitnego nekromanty? Rothgar często opowiadał mu o mocy liczów. Byli prawdziwie niepokonanymi magami... A ich ścieżka była bardzo samotna!

- Do cholery, samotność jest piękna! I daje ogromny potencjał! - mruknął zadziornie pod nosem, kontynuując swoje naiwne marzenia, a nawet dorzucając do nich na okrasę kilka snutych na jawie snów o potędze. Widział w nich siebie jako wielkiego nekromantę, który przywraca tę profesję światu, który idzie na przedzie zmian prowadzących do legalizacji nekromancji i oficjalnego powrotu jej nauczania do Akademii Magii. Sam przeciw zabobonnemu ludowi Syllonu, a po jego stronie tylko szczupła garstka takich jak on, nekromantów z podziemia, ludzi zadedykowanych sprawie...

- Ech, z kim ja muszę spędzać czas. Ratunku!

Po chwili zadumy Norgal zrezygnował jednak z tego pomysłu. Przecież ich nie potrzebował! Głupie, podziemne, tchórzliwe szczury. Z pewnością potrafi zmienić świat zupełnie w pojedynkę. Bo czemu by nie? Działasz samotnie? Tym więcej chwały przypadnie tylko tobie...

- Właśnie dlatego, gdybyś był bohaterem książki, nikt by cię nie polubił Twój patetyzm wywołuje raka mózgu!

Jako potężny licz mógłby przecież dowodzić całą armią nieumarłych i byłby całkowicie niezależny od wszelkich Podziemnych Kręgów - kontynuował swoje dumania młody uczeń.

Nie różnił się aż tak bardzo od wielu innych ponurych nastolatków, toczących epicką - w ich mniemaniu - wewnętrzną walkę. Miał tego śladową świadomość, ale z całych sił wierzył, że nadawał owej walce znacznie ciemniejszy koloryt oraz oczywiście bardziej praktyczny wymiar.

Zmrużył oczy, przyglądając się porowatej powierzchni Czerwonego Księżyca.

Jego myśli oddaliły się na chwilę od nieprzyjemnych kwestii, a napięcie z wolna opadało.

Tymczasem na powierzchni rzeki zamajaczył jakiś ciemny, duży kształt, który wyłonił się z mroku, sunąc po wodzie ociężale i bardzo powoli. Norgal nie musiał go widzieć, by mieć świadomość, że się pojawił. Serce chłopca zabiło odrobinę żywiej. Na to właśnie czekał!

- Nareszcie! Już myślałem, że odkryłeś sposób jak się mnie pozbyć. Jeszcze godzina słuchania tych urojeń i sam bym od ciebie uciekł.

Jego wytrenowane zmysły wyczuwały obecność istot żywych nawet na duże odległości. Dlatego właśnie wiedział, że na tej łodzi... ich nie znajdzie. Uśmiechnął się pod nosem i na powrót położył się na brzuchu. Wzrok skierował w stronę drugiej łodzi, przycumowanej w niewielkiej rzecznej zatoczce, która utworzyła się na skraju rozległego ogrodu Mistrza. Zamknął powieki i sięgnął umysłem w stronę tego, co siedziało na drugiej łodzi.

Sam wymyślił ten sposób - Mistrz nie musiał go niczego uczyć.

Animowane jego magią ciało nieboszczyka poruszyło się gwałtownie. Do tej pory pozbawione życia, najpierw niepewnie zakołysało się, porażone mocą nekromanty, zadrżało i pochyliło do przodu, ale bardzo szybko kontrola jego stwórcy wzmocniła się i ustabilizowała.

Nekroenergia popłynęła między nimi wartkim nurtem.

Wychudłe ręce trupa pochwyciły wiosła...

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA