Trzecia pora dnia
autor: | Alina Staneczek |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Poznań |
zapowiedź: | 21 października 2025 |
forma: | książka, okładka miękka |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 304 |
ISBN: | 978-83-6856032-9 |
Józefina zwana Finką, znana fotografka, wiedziona impulsem postanawia odejść od narcystycznego Gustawa. Wyrusza do rodzinnych Gliwic, gdzie spędziła szczęśliwe dzieciństwo z babcią Isabelle i przyjaciółką Elzą. Los podrzuca jej w prezencie możliwość zorganizowania wystawy opartej o swoje pierwsze fotografie, robione ukochanym nikonem, któremu zawdzięcza całe życie zawodowe. Szukając tematów do wystawy, spaceruje śladami swojej młodości, ale także śladami matki Olgi, babki Isabelle, prababki Joséphine. Postanawia odszukać mamę, z którą wskutek kłótni straciła kontakt. Odwiedza ważne dla niej i dla matki miasta: Paryż, Rzym, Pietrasantę - ukochane miasteczko wielkich rzeźbiarzy. Czy odnaleziona przyjaźń pomoże naprawić relację z mamą oraz poddać się nowej miłości?
1. FINKA
Grudzień 2012, Gliwice
- Następna stacja: Gliwice.
Głos zapowiadający kolejne stacje wydawał się coraz bardziej
znużony, w przeciwieństwie do Finki, w której nazwa rodzinnego
miasta wywołała nieśmiałą ekscytację. Poprawiła się
w fotelu i wróciła do spoglądania przez okno, starając się przygotować
na powitanie przykurzonych wspomnień. Dzień powoli
odchodził, tracił kolory, lecz to odcienie szarości dodawały
teraz mistyki. Błogość ogarniała jej ciało. Nagły błysk lampy
oświetlił przedział i intrygujący widok zniknął. Poderwała się
z miejsca, znalazła wyłącznik. Powrócił przytulny mrok. Szczęśliwie
cały przedział należał do niej, nikomu nie będzie przeszkadzać
półmrok, pasażerowie stopniowo wykruszali się na trasie.
Z przyjemnością wtuliła się w fotel. Uwielbiała ten moment
dnia, gdy drzewa traciły wyrazistość, a przedmioty kształty. Horyzont
zanikał, rozmywał się jak farba na akwareli, która samoczynnie
rozlewa się po papierze, aż osiągnie pożądany kształt.
Szara godzina. Chwila przejścia, gdy człowiek jest świadkiem
magii, która dzieje się na jego oczach. Czemu tak rzadko ją zauważa,
pozwala jej minąć? Zanurzony w swych banalnych działaniach,
niedających grama zachwytu. A ona? Ilu chwilom pozwoliła
przemknąć niezauważanie, skupiona na czymś, co nie
było warte nawet spojrzenia?
Obrazy zniknęły, choć oczy próbowały jeszcze wydobyć
z mroku poszczególne elementy. Spojrzała na zegarek, jeszcze
ze dwa kwadranse i pewnie światła miasta znowu pozwolą na
rozpoznawanie szczegółów. Łagodny stukot pędzącego pociągu
nadawał rytm: ,,masz czas, masz czas, masz czas...". Czas był
sprzymierzeńcem, jak nigdy. Nie pamiętała, od kiedy czuła nieograniczoną
swobodę. Igor powtarzał, że kiedyś i ona to doceni.
Znajdzie miejsce, gdzie nie będzie się spieszyć. W końcu nie
musiała się tłumaczyć, kiedy wróci, gdzie idzie, dlaczego wychodzi
i z kim. Szkoda, że nie może podzielić się z Igorem tą wiadomością.
Napisze, może uda się wyjaśnić, dlaczego tak długo
zwlekała. Dlaczego wcześniej wydawało jej się, że nie da rady,
że nie może niczego zmienić. Dopiero tamten wieczór zburzył
poukładany świat. Jak kruchy musiał być... Z tego też nie zdawała
sobie sprawy.
A Gustaw? Przymknęła oczy. Czy on wiedział?
Wspomnienie zabolało. Dotknęła policzka. Jeszcze wczoraj
rano czuła pulsującą tkankę. Dziś był chłodny. Czy to możliwe,
że ciała wychładzają się tak szybko? Chłód pojawia się bez
ostrzeżenia. Otuliła się jedwabnym szalem, choć tym razem
bardziej przydatny byłby wełniany pled.
Ile trzeba czasu, by serce przestało przyspieszać na dźwięk
czyjegoś imienia?
Ciotka Camille powtarzała, że łopoty serca, zwiewne jak obłok,
kruche jak dym, to stanowczo przeceniany stan.
,,Masz czas, masz czas, masz czas..." - rytm serca został nieoczekiwanie
zgrany z rytmem pociągu. Odetchnęła. Powinna
częściej podróżować koleją. Samoloty są przereklamowane.
Złudną oszczędność czasu, którą obiecują, i tak nie daje się wykorzystać
sensownie. A i lotniskom daleko do klimatu dworców.
Te ostatnie odwiedzała od dzieciństwa, nawet gdy nie wyruszała
w podróż. Wchodziła na perony, przyglądała się podróżnym,
zatrzymując w duszy, a potem w obiektywie, nostalgiczne kadry.
Gdy w ciemni pochylała się nad kuwetą z fotograficznym roztworem,
szukała światła, które odda zapamiętany klimat. Czasem
bywała zadowolona. Zbyt rzadko.
- Zbliżamy się do stacji: Gliwice. Pociąg kończy bieg.
Pociąg kończy bieg, a jej podróż dopiero się zaczyna. Rozsunęła
drzwi przedziału, na końcu korytarza sylwetka kolejarza
podającego walizkę. Żadnego czekania przy taśmach i wypatrywania
bagażu. Powinna częściej podróżować koleją.
Peron drugi, ulubiony. Tutaj z babcią Isabelle czekały na powrót
mamy. Gdy pociąg się spóźniał, szły do kiosku i kupowały
po bułce z serem. Smakowały jak żadne inne, może dlatego,
że niosły obietnicę rychłego spotkania z mamą. Potem wracały
do domu, we trójkę, ona w środku, ściskając mocno dłoń mamy.
Gdy miały szczęście, zatrzymywały się jeszcze przy sklepiku
z bagietkami. Mama mówiła, że gliwickie są nawet lepsze niż te
z Paryża. Wtedy nie wątpiła w jej słowa, przecież tutaj wszystko
jest najlepsze.
Czy faktycznie uda się odnaleźć zapomniany smak dzieciństwa?
Czy miasto pozwoli jej jeszcze raz na nowo poukładać
życie, jak kiedyś jej babci?
Nagła decyzja o uciecze, o której teraz myślała raczej jak
o powrocie, wydała się najrozsądniejszym rozwiązaniem, na
które wpadła, zresztą w ostatniej chwili. Pakowała się w pośpiechu,
chciała zdążyć przed powrotem Gustawa. Dorzuciła
najważniejsze rzeczy do walizki, której nie zdążyła jeszcze porządnie
rozpakować, i wybiegła z mieszkania. Planowała jechać
na lotnisko, ale w taksówce zmieniła zdanie. Gare de l'Est zawsze
obiecywał ekscytującą podróż, nieprzypadkowo stąd ruszał
Orient Express. Gdy usłyszała zapowiedź pociągu do Wiednia,
uznała to za znak. Dopiła espresso i kupiła bilet. W Wiedniu
nie czekała długo. Po kilku godzinach była na miejscu. Tylko,
czy na właściwym? Czy o to jej chodziło?
Pomyśli o tym jutro. Zajrzała do torebki - w środkowej
przegródce czekał mosiężny klucz. Ostatnie zadanie na dziś
to sprawdzić, czy nie zawiedzie. Plan wykonany, Elza byłaby
zadowolona.
***
Pisk. Wyrwana ze snu Finka usiadła na łóżku. Tak, wie, zaraz
wstawi kawę. Kawa nie może czekać, tego skutecznie nauczył ją
Gustaw. Odkąd zamieszkali razem, niezmiennie dbała, by, zanim
on się obudzi, filiżanka espresso czekała przy łóżku. Gorąca,
bo nie znosił innej. Pamiętała poranek, kiedy zabrakło kawy.
Zwyczajnie zapomniała kupić. ,,O niczym nie pamiętasz! Taka
prosta rzecz! Powtarzam, zawsze, ZAWSZE!, zapasowa paczka
ma być w szafce! Czy twój mały mózg nie może tego ogarnąć?"
Oparła się o ścianę, schowała twarz, chciała się ukryć. Zniknąć.
Potem przepraszał. To robił z wdziękiem. Ogromny bukiet wstawił
do wazonu, tuż przy szafce, jakby starał się zasłonić wstydliwe
miejsce. Płatki opadły następnego dnia. Widać nawet one
nie miały siły, by tu przetrwać.
Kolejny przenikliwy pisk. Rozejrzała się w poszukiwaniu
źródła i odetchnęła. Przecież teraz ona była daleko. Miała nadzieję,
że wystarczająco daleko. Jak dobrze, że nigdy nie podała
mu adresu. Nawet nie pytał, po co miałby wybierać się do Gliwic.
Z taką pogardą wymawiał tę nazwę.
Podniosła telefon. Domagał się ładowania, wydając z siebie
ostatni szept energii. I tak dawał z siebie więcej, niż obiecywano.
Znajome skrzypienie parkietu. Nawet nie zdawała sobie
sprawy, jak jej tego brakowało. Weszła do kuchni. Kiedy ostatnio
ktoś parzył tutaj kawę?
Gwizd gotującej się wody przyspieszył poszukiwania. Znalazła
herbatę i szklaną buteleczkę. Odkręciła. Zapach czarnego
bzu uderzył w nozdrza. Chyba takie rzeczy się nie psują? Zresztą,
co miała do stracenia?
Wróciła do sypialni. Mimo wczesnej pory nie czuła potrzeby,
by łapać resztki snu. Może w końcu polubi wczesne wstawanie?
Gustawowi to by się podobało. Zagryzła zęby. Nie chce o nim
myśleć, nie chce przywoływać. Gówno ją obchodzi, co by mu
się spodobało. Gówno, gówno, gówno! ,,Skąd te słowa, przecież
dama nie używa takich słów". ,,Ależ ciotko! Ja nie jestem damą".
Nigdy nie była i nie chciała, choć Gustaw chciał.
Kurwa! Znowu Gustaw. Pieprzony Gustaw. Od tego momentu
za każde przywołanie tego imienia kara - musi zrobić dziesięć
podskoków albo skłonów, albo lepiej dwadzieścia. To dobry
pomysł, nigdy nie lubiła ćwiczyć, nie była Elzą, ale nie lubi
łamać danego słowa, zwłaszcza danego sobie.
Oparła poduszkę o zagłówek. Wyciągnęła nogi. Poranek
z herbatą z sokiem z czarnego bzu wydał się zaskakująco owocny.
Jedno celne postanowienie i od razu życie nabiera właściwego
kierunku. Już wczoraj wiedziała, że lepszej decyzji nie
mogła podjąć.
Kubek nadal trzymał ciepło. Ostrożnie upiła łyk. Babcia Isabelle
przygotowywała dokładnie taką samą. Popijały ją obie, zanim
wyruszyła do szkoły. Zimą jej ciepło rozgrzewało na długo.
Choć Finka marzyła, by czasem przygotowała ją mama. Albo
nawet nie musiałaby nic robić, wystarczyło, aby tylko była tu,
na miejscu, w tym swoim gniazdku, które przecież tak uwielbia.
Wcale tego nie mówiła. Ale Finka to czuła, od początku.
To mieszkanie sprawiało, że mama nabierała łagodności. Była
zupełnie inna niż tam, na Sikorniku, w mieszkaniu taty, co podkreślała.
Finka kiedyś zauważyła, jak mama głaszcze klamkę.
Zdziwiło ją to, ale bała się poruszyć temat. Kiedyś zapytała
babcię. ,,Przywidziało ci się. C'est pas possible". Jak niemożliwe?
Wcale się nie przywidziało, choć z pozoru wydawało się głupie.
Podświadomie czuła, że mama kocha to mieszkanie, obdarza
większą czułością niż ją czy babcię. Ale z upływem czasu nauczyła
się nie pytać. No chyba że Elzę. Ona jej nie zbywała. Tyle
lat, a wspomnienie jej śmiechu trwało niezmiennie, bez zniekształceń.
Razem nieustająco próbowały wyjaśniać zawiłości
świata. A nabyta umiejętność niepytania przydała się, zwłaszcza
w kontakcie z...
No okej, nie będzie oszukiwać. Czas na podskoki. Bez uników
i migania się.
Ufff, koniec. Usiadła, nie wiedząc, ile ich wykonała, ale na
pewno przekroczyła dwudziestkę. Zresztą chwilowa zadyszka
okazała się całkiem przyjemna. Kiedyś kochała skakanie przez
skakankę, jedyna dyscyplina, w której wygrywała z Elzą. Może
skakankę uda się odnaleźć? Pewnie kurzy się w którejś z szuflad.
Ciekawe, co się dzieje z Elzą.
Elza, znowu Elza. Skąd nagle w jej głowie, po tylu latach?
Dziś już któryś raz przywołała to imię.
Dzwonek telefonu rozerwał ciszę. Rzut oka na wyświetlacz.
Musi zablokować numer. Albo lepiej - sprawić sobie nowy.
To zdecydowanie uprości życie. I koniecznie musi napić się
kawy. Rozejrzy się po okolicy. Znajdzie przyjemną kafejkę
i zrobi plan. Własny osobisty plan na najbliższe dni, a może
i tygodnie. Poza kupnem telefonu i odszukaniem skakanki miała
jeszcze kilka rzeczy do zaplanowania. Ale po kolei. Sans hâte,
bez pośpiechu. ,,Masz czas, masz czas, masz czas..." - serce samo
odnalazło wagonowy rytm.
W spokoju z przyjemnością dopiła herbatę. Łyk za łykiem.
Grudzień zapowiadał się pogodnie.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Nasze odzyskane miejscaAlina Staneczek
-
[ książka, e-book ]Tamten utracony światAlina Staneczek
-
nowość[ audiobook, e-book ]Dzieci wierzbyMałgorzata Stasiak
-
nowość[ książka, e-book ]Złodziejka listówAnna Rybakiewicz
-
nowość[ książka, e-book ]Jeszcze będzie przepięknieAgnieszka Olejnik
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Światło gwiazdKrystyna Mirek
-
nowość[ książka, audiobook ]Daisy i cesarz. Wszystkie namiętności księżnejDorota Ponińska
-
nowość[ audiobook, e-book ]Czerwony Ptak. Kamienica MrukovaMaja Kołodziejczyk
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Do trzech razy miłość!Krystyna Mirek
-
nowość[ książka ]Leśna obietnica. Część 2. Żywia i synPatrycja Żurek
-
nowość[ książka ]Czerwony Ptak. Kamienica Mrukova (barwione brzegi)Maja Kołodziejczyk
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Za maską wrogaAnna Rybakiewicz
LINKI SPONSOROWANE