REKLAMA

Tamta strona świata

autor: Eugeniusz Dębski
projekt okładki: Marek Okoń
wydawnictwo: Fabryka Słów
seria: Owen Yeates
kolekcja: Asy polskiej fantastyki
wydanie: III, Lublin
data: wrzesień 2008
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7574009-7

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka, III  2008.09

Owen Yeates... Cholerny, cwany twardziel... Nieważne, czy nazywa się Rick Deckard i poluje na androidy, czy może Garret albo właśnie Yates... Ich rozpoznaje się z daleka: borsalino, prochowiec, spluwa zdolna zatrzymać szarżującego tyranozaura, niewyparzona morda i smykałka do pakowania się w niewyobrażalne kłopoty... Zwykle na kacu i bez fajek w kieszeni... Prywatny detektyw. Z prywatnym biurkiem w norze, która - choćby stanął na głowie i wdzięcznie podskoczył - zawsze śmierdzieć będzie pieprzonym antykwariatem. W tę sprawę wszedł tak, jak wskakuje się do pędzącego pociągu. Bez biletu, bez pojęcia jak się wszystko zaczęło, z perspektywą przyśpieszonego zgonu zanim cokolwiek się wyjaśni. Ludzie zmieniają się w sadystyczne bestie. Każdy trop urywa się w ryku detonacji. Ci, którzy mają coś do powiedzenia milczą. Z gardłem rozharatanym od ucha do ucha niewygodnie się konwersuje. Więc rusz tyłek zanim ci go odstrzelą!

Fragment

Skierowałem się prosto do długiej klatki z Grookim. Chodził po prawej jej części od ściany do ściany, lewą część, w zasadzie jej fragment, składaną ruchomą klatkę w klatce, zajmował teraz Karl, który przesuwając małą klatkę na szynach, mógł bezpiecznie sprzątać klatkę właściwą. Przy czym słowo ,,bezpiecznie" nie pasowało mi do tej scenerii - ja nie wszedłbym do niej sam nawet za tuzin butelek GrooVyne'a. Karl czyścił podłogę drapakiem, miotła stała oparta w kącie, obok niej na podłodze leżał zwinięty wąż z ciśnieniową końcówką. Podszedłem bliżej i stanąłem przed częścią, w której było zwierzę.

Czarny tygrys Grooki, mutant, jedyny i zapewne ostatni egzemplarz na Ziemi, przystanął i spojrzał na mnie. Zupełnie zlekceważył apetycznie pachnącą torbę, wiedziałem, że w jego oczach jestem kąskiem dużo smaczniejszym, bo żywym, a Grooki niczego tak nie uwielbiał, jak zabijać, i tym różnił się od wszystkich pozostałych znanych zwierząt. Dlatego nie miał braci ani sióstr - żadne inne zoo nie miało chęci ani możliwości karmienia żywym mięsem tygrysa, nawet jeśli wart był trzy miliony. Bez codziennego morderstwa czarne tygrysy zdychały, zupełnie jakby wyciągały z żywego stworzenia jakąś ID, tajemniczą substancję niezbędną do własnego istnienia. Grooki obejrzał mnie dokładnie, lecz nie odwracał wzroku, powtarzał przegląd jeszcze raz i jeszcze, jakby już samo przymierzanie się do mnie sprawiało mu wielką przyjemność.

- Gdyby mógł, stopiłby kraty spojrzeniem, ale wcale by się do ciebie nie śpieszył, co to, to nie. Widziałem kilkaset razy, jak zabija: smakuje strach, liże go i wącha, jak długo się da, i pilnuje, by ofiara nie umarła zbyt szybko. Idealnie wyczuwa, kiedy może sobie pozwolić na więcej, tak żeby nie stracić okazji do mordu, a jednocześnie wyssać cały możliwy lęk. - Karl stał patrząc na mnie, drapak trzymał w prawej ręce, od strony klatki z Grookim. - To największy potwór, jakiego widziałem w życiu. Po znajomości z nim nie boję się widzenia z samym diabłem. A zresztą sądzę, że jako bliski znajomy tego bydlaka nie muszę się bać piekła.

- Cześć. - Oderwałem się od tygrysa i podszedłem do Karla. - Pomóc?

- Jak chcesz - wzruszył ramionami i pokazał kciukiem drzwi z tyłu.

Okrążyłem klatkę, przeszedłem za jej tylną ścianę, murowaną, i znalazłem drzwi prowadzące do ruchomej klatki na szynach. Pokryte były ostrzegawczymi napisami. Największy głosił: ,,Zastanów się! Twoje dzieci będą się źle czuły w sierocińcu". Pchnąłem je i znalazłem się w wąskim korytarzu z pasem okien na całej długości. Co kilka metrów monotonię ściany przerywały wąskie drzwi. Odszukałem te do klatki z Karlem, zostawiłem mięso na korytarzu i wszedłem. Karl odwrócił się i uśmiechnął. Uścisnęliśmy sobie dłonie i od razu drapak wrócił do prawej ręki, tej od strony tygrysa. Udałem, że tego nie widzę, i zapytałem:

- Można już zamiatać?

- Jasne, ale stój za mną.

- Uhu. - Złapałem miotłę i zacząłem nią machać.

Cały kwadrans pracowaliśmy w milczeniu. Karl czyścił podłogę, ja zamiatałem, potem Karl odblokowywał zapadkę i przesuwał klatkę w kierunku Grookiego, zostawiając mu coraz mniej miejsca. Zawsze ustawiał się tak, by być między nim i mną. W pewnej chwili, manipulując przy blokadzie szyn, mruknął coś.

- Do mnie mówisz? - zapytałem.

- Nieee... Zawleczka się złamała, żeby ją cholera! - wytarł ubrudzoną w smarze rękę o spodnie. - Pójdę po nową.

- Jak będziesz wracał, weź tę cielęcinę z korytarza. Może kotek raczy zjeść.

Odkręciłem zawór i zacząłem spłukiwać wodą oczyszczony kawałek podłogi, wąska struga z sykiem uderzała o beton, odbijając się o kraty, potężnie szumiała, więc dopiero po zdjęciu palca ze spustu usłyszałem jakiś dziwny dźwięk dochodzący od strony Grookiego. Z wężem w ręku odwróciłem się zdziwiony. Grooki stał niedaleko dzielącej nas kraty i śpiewał. Z gardła wydobywał mu się cienki zawodzący pisk, zaczynał się na jakiejś bardzo wysokiej nucie, a potem opadał kaskadami, za każdym razem niżej.

- Co ci... - przerwałem, widząc zaskakującą zmianę w jego bladożółtych zazwyczaj oczach. Zawsze przecinała je cienka pionowa kreska źrenicy. Teraz jego oczy były całkiem czarne.

Podszedłem o krok. Chciałem obejrzeć go z bliska. Grooki podjął kolejną zwrotkę swojej pieśni, kończyła się teraz długim gardłowym pomrukiem. Niesamowicie rozszerzone źrenice wciągały jak dwa tunele. Zrobiłem jeszcze krok zahipnotyzowany niesamowitą melodią i tymi bezdennymi czarnymi krążkami. Bulgot w gardle Grookiego urwał się nagle i w tej samej chwili usłyszałem gdzieś z tyłu:

- Uważaj!

Szarpnąłem się słabo, w ślepiach tygrysa zobaczyłem żółty błysk i Grooki wyprysnął w moim kierunku. Odzyskałem kontakt z rzeczywistością, uzmysłowiłem sobie, że atak nie był bezmyślnym skokiem na kratę. Grooki uderzył w pręty barkiem, cała klatka przesunęła się nieblokowana złamaną zawleczką, jej ruchoma ścianka-drzwi zbliżyła do mnie i wtedy Grooki uderzył jeszcze raz, wsuwając między pręty przednie łapy z potężnymi pazurami tnącymi przestrzeń przede mną. Sekundę wcześniej zacząłem odskakiwać, w pełni świadom powolności swego ruchu, działaliśmy jakby w różnych czasach, ja i Grooki, on był ze trzy razy szybszy ode mnie, łapy z kilkunastocentymetrowymi pazurami zbliżały się jakoś potwornie prędko, podczas gdy ja dopiero uginałem nogi w kolanach, odchylałem się w pasie do tyłu i zacząłem wyciągać ręce do przodu. Mimowolnie zacisnąłem palce i wtedy z węża strzeliła mocna struga wody w szyję tygrysa. Zaskoczony targnął się i spudłował. W tej samej chwili klatka wskoczyła w kolejny występ i zatrzymała się, ja zaś już odskoczyłem, uderzając plecami w przeciwległą ściankę. Byłem poza zasięgiem szponów Grookiego, a strumień wody świadomie teraz kierowany uderzał w pysk zwierzęcia. Z tyłu dobiegł tupot nóg Karla, poczułem mocne szarpnięcie za ramię. Ledwo ustałem po tej niepotrzebnej w gruncie rzeczy interwencji, lecz nie odwróciłem się nawet. Zdjąłem w końcu palce ze spustu węża i odrętwiały patrzyłem na Grookiego.

Szaleństwo i furia, które go opanowały, nie poddawały się kontroli zmysłów - tak się zwijał i rzucał po klatce, tak gwałtownie zmieniał kierunek skoków, że wydawał się raczej smugą niż dwustukilogramowym zwierzęciem. Wszystkie ściany, sufit i chyba nawet betonowa podłoga jęczały pod uderzeniem pazurów, nieustanny wrzask na jednej, bardzo wysokiej nucie świdrował w uszach jak zgrzyt ostrego noża po szkle. Nagle Grooki przestał się miotać, stanął pyskiem do nas i po raz pierwszy uległ bez reszty ślepej, bezmyślnej furii - skoczył na dzielące nas kraty i zaczął je szarpać i gryźć. Grube pręty zazgrzytały w zębach, rozdzwoniły się słabo pod uderzeniami łap.

- Jest wściekły. Piękny widok, co? - Karlowi głos drżał i trzęsły się ręce. - Wydał na ciebie wyrok i o mało go nie wykonał. Nie znam człowieka, który byłby tak blisko śmierci i przeżył. Zobaczysz, on to odchoruje.

- Rzeczywiście - wymamrotałem.

Pomyślałem, że wybrałem słowo zbyt trudne do wymówienia, trzeba było powiedzieć: ,,A!". Być może wyszłoby lepiej. Chrząknąłem i odwróciłem się do Karla.

- Damy mu te cielęcinę? - zapytałem.

- Wiesz, co z nią zrobi? - skrzywił się i pokiwał głową. - Już to przerabiałem, widziałem, jak przeżywa chybiony atak. Potraktuje żarcie jako naszą zemstę, naigrywanie się z jego niepowodzenia, i kompletnie je zignoruje. Zaatakował mnie kiedyś podobnie i też mu się nie udało. Dostał potem na obiad kozę, która żyła w jego klatce cztery dni. W końcu żal mi się jej zrobiło i wyciągnąłem ją. Zupełnie w tym nie przeszkadzał. A koza zdechła po kilku minutach na wybiegu. Chodź.

Wyszliśmy z pawilonu, zabierając miotłę, drapak i wąż, który trzymałem w ręku, gdy Karl uruchomił mechanizm przesuwający naszą klatkę w drugi koniec. Widzieliśmy, jak oszalały tygrys skacze na nią i szarpie konwulsyjnie pręty nienapawające otuchą na przyszłość. Czułem, jak od mojego żołądka odrywają się małe kawałeczki lodu i dzięki temu przestaje mi ciążyć martwo.

Wyszliśmy w ciepły słoneczny dzień, zegarek wskazywał wpół do trzeciej. Mój info sprzężony z telefonem biurowym powiadamiał o trzech zgłoszeniach. Cały trawnik za budynkiem-klatką zapełniony był królikami.

- Kilka z nich zawdzięcza ci życie, a przynajmniej parę dni życia - Karl machnął ręką w stronę wybiegu. - Napijesz się czegoś mocniejszego?

- Nie, dziękuję. Mam już w sobie co nieco, sądzę, że jakoś paradoksalnie mnie to osłabia. - Wciągnąłem głęboko w płuca dziwne miejsko-parkowe powietrze z zapachem spalin i jakichś kwitnących nieopodal krzewów. - Pójdę. Ucałuj kotka, jak się uspokoi. - Zasalutowałem wskazującym palcem i poszedłem wzdłuż królikarni do wyjścia.

Wracałem inną drogą, nie wychodząc przed klatkę z czarną furią.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy