REKLAMA

Flashback

autor: Eugeniusz Dębski
projekt okładki: Marcin Jakubowski
wydawnictwo: Fabryka Słów
seria: Owen Yeates
kolekcja: Asy polskiej fantastyki
wydanie: Lublin
data: 22 lipca 2010
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 264
ISBN: 978-83-7574486-6

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket)  2010.07.22

Owen Yeates, cholerny, cwany... literat?

Cóż, detektyw na emeryturze czepia się najdziwniejszych zajęć, także rozwiązywania zagadek na papierze. To wygodniejsze, bardziej dochodowe i NIKT NIE ODSTRZELI CI DUPSKA. Do czasu...

Ten facet na milę śmierdział kłopotami, mafią i aspiracjami do władania światem. Ale częstował koniakiem AYO i obiecał, że bliskim Owena nie spadnie włos z głowy. Po prostu sympatyczny gość, któremu KTOŚ MIESZA W ŻYCIORYSIE.

Owen znowu pakuje się w bagno. I tylko czas mu sprzyja...

Fragment

Nabuchodonozor

Pionier łagodnie skręcił w lewo, posłuszny pulsującym zerom zawisnął na pół sekundy nieruchomo i miękko osiadł na murawie lotniska. Pilot kilkoma pstryknięciami wyłączył silnik i systemy pokładowe, potem wstał z fotela i szybko ruszył do wyjścia. Podniosłem się i ja.

- Proszę stanąć na tej płycie i zatrzymać się na kilka sekund. Wystarczy trzy, cztery, ale ja zawsze stoję dwa razy dłużej.

- Tak? - Wlazłem na miękki dywanik i pokiwałem się na stopach.

- Jak się pokażą pieski, podziękuje mi pan. Dwa bloodhoundy, doberman szybszy od błyskawicy i Nabuchodonozor, który tylko dlatego nie znalazł się w Księdze rekordów Guinessa, że nikt go tam nie zgłosił. Zaraz je pan zobaczy.

Stałem cierpliwie na dywaniku, który nasączył moje obuwie zapachem mającym zapewnić mi bezpieczeństwo w raju Guylorda.

Trzy kroki przed schodami zatrzymał się butler i skłonił głowę.

- Dzień dobry panu - powiedział uprzejmie. - Może pan zejść, już wołam psy. Muszą pana poznać. - Przycisnął prawą dłoń do piersi.

Myślałem, że powie: "Ave, Caesar", ale uruchomił tylko nadajnik. Zerknąłem na pilota, pożegnałem go mrugnięciem i zszedłem na murawę.

Zza budynku wyłonił się wąski ciemnobrązowy pocisk, który gnał w naszym kierunku, wyrzucając swoje ciało w przód i podciągając je po trzech sekundach lotu, niemal szybował z niesłychaną gracją, a połykał przestrzeń żarłocznie jak nieokrzesany pasibrzuch pasztet z Clichot. Kilka metrów przed nami zatoczył ostry łuk i ustawił się bokiem do mnie.

- Widział pan? - zawołał z tyłu podniecony pilot. - Nie pędzi na wprost, bo musiałby hamować w niewygodnej pozycji! Co za cwaniak!

- To jest Bolto - powiedział butler. - Już pana zna...

Bolto mrugnął i popatrzył na butlera. Musiał znaleźć w jego oku przyzwolenie, bo odwrócił się i wolno poszedł w kierunku cienia pod rozłożystą sosną. Nieznany mi nijaki mężczyzna podszedł do flyera.

- To Saba i Serwo. - Butler wyciągnął rękę i wskazał coś po mojej prawej.

Gnały do nas dwa wspaniałe bloodhoundy, pocieszny widok, jeśli nie jest się celem, do którego dążą piękne pieski w skórach za dużych o półtora numeru. Marszczyły im się łby, uszy fruwały wokół głowy, uderzały w szyje, niemal przeszkadzały w biegu, ale i tak nie próbowałbym wyścigu z nimi. Co prawda Bolto mógłby obiegać je wkoło i jeszcze wygrałby dowolny wyścig na dowolnym dystansie. Saba i Serwo - a może Serwo i Saba - rozdzieliły się tuż przed wyhamowaniem. Ustawiły się na wprost moich rąk, każdy wziął na siebie jedną i hałaśliwie, zupełnie inaczej niż dżentelmen Bolto, wciągnęły powietrze w nozdrza. Potem oba podeszły bliżej i podstawiły łby pod moje dłonie. Pogłaskałem je za uszami i rozejrzałem się dyskretnie. Gdzieś w pobliżu musiał być ten Nabuchodonozor. Złapałem spojrzenie butlera i popatrzyłem przez ramię. Było to bardzo potrzebne doświadczenie, wreszcie zrozumiałem, co naprawdę znaczy słowo "skamienieć".

Potwór, który stał jakieś cztery metry ode mnie, miał wzrost i wagę irlandzkiego kuca. O ile bywają takie duże kuce! Na pewno zaś nie ma tak długich. Łeb miał podobny do muzealnego okazu szefa bizoniego stada i prawie tak samo żywe spojrzenie. Patrzył gdzieś obok nas, nie trudził się obwąchiwaniem mnie, a może zrobił to wcześniej? Raczej skłonny byłem przypuszczać, że polega na swoim ogromie. Zmusiłem się do oderwania spojrzenia od mastiffa, pomogły mi w tym Serwo i Saba, niecierpliwie podrzucając łbami. Podrapałem je raz jeszcze, jednocześnie zastanawiając się, czy lubią takie rozdygotane dłonie.

- No dobrze - powiedziałem do butlera. - Będę grzeczny. Coś jeszcze?

- Proszę. - Usunął się z nieistniejącej na kobiercu z trawy ścieżki i wskazał mi ręką dom. - Bagaż za chwilę będzie w pańskim pokoju.

Zrobiłem dwa kroki w asyście nowych przyjaciół i obejrzałem się do tyłu. Nabuchodonozor stał nieruchomo, ciężkim spojrzeniem przebijając sklepienie niebios. Butler ruszył zaraz za mną, dogonił mnie i szedł po mojej lewej. Gdy zerknąłem nań nieznacznie, przechwycił czujnie mój wzrok i pozwolił sobie na leciutki uśmiech.

- Robi wrażenie?

- Widziałem już większe konie - powiedziałem. - Aportuje? A co? deski do surfingu czy podkłady kolejowe?

- Raz przyniósł wścibskiego dziennikarza.

Znudził mnie ten psi temat. Nie zwalniając, pochyliłem się i poklepałem bloodhoundy po łopatkach.

- No, chłopcy i dziewczynki! Uciekajcie!...

Natychmiast runęły do przodu, na ćwierć sekundy zostawiając za sobą skórę; jak na animowanym filmie dogoniła je dopiero po pierwszym kroku.

- Rozumiem, że był to wstęp do wykładu o zachowaniu w Veinie? - powiedziałem kwaśno. - Streść mi szybko pozostałe siedemdziesiąt dwa punkty...

- Nie przedstawiłem się, przepraszam. Proszę mówić do mnie Newell. A co do ograniczeń, to nie ma tu absolutnie żadnych. Przynajmniej dotyczących pana.

Sięgnął do kieszeni na piersi marynarki i wyjął mały koralik na krótkiej szpilce. Podał mi go w marszu.

- Wszystko tu jest - wyjaśnił. - Może pan korzystać z dowolnego pojazdu, otwiera bramę i załatwia sprawy w banku w tamtej części wyspy - wskazał dłonią za siebie, gdzie musiała znajdować się "tamta strona wyspy".

Weszliśmy w cień rzucany przez budynek. Z tyłu dogonił nas wysoki wizg rozrusznika pioniera przechodzący w dostojne buczenie niezawodnego silnika. W ogromnej szybie zobaczyłem odbicie Nabuchodonozora: obejrzał się leniwie, chwilę trwał nieruchomo, patrząc na flyera - widocznie zrezygnował z przytrzymania łapą zabawki - dostojnie odsunął się o cztery czy pięć kroków, zwalił ciężko na trawę i ignorując potężne strumienie powietrza, ułożył do drzemki w pełnym słońcu. Prawie na pewno był największym psem na kuli ziemskiej, na pewno zaś był najlepszym psim aktorem na tejże.

Newell zwolnił nieco, jednocześnie wskazując kierunek ręką.

- Tędy dostanie się pan do swojego pokoju niezależnym korytarzem - powiedział. - Drzwi otwiera tylko quide. - Pokazał palcem na moją dłoń, w której zaciskałem otrzymany przed chwilą koralik.

- Tylko?

- Tylko - powtórzył z mocą.

Jakby intonacja mogła mnie do czegokolwiek przekonać! Wsunąłem koralik do kasetki w bransolecie zegarka i podszedłem do drzwi. Nie otworzyły się. Stuknąłem w nie palcem.

- Coś jeszcze? - odwróciłem się do Newella.

- Własne hasło. - Wskazał mikrofon, wystającą ze ściany płytkę cal na cal. - Drugie drzwi, prowadzące na ogólny korytarz, mają standardowy dekonsor. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mnie wezwać. Za półtorej godziny będzie tu pan Guylord. W tej chwili jest tu tylko panna Tada Ventham. Ostatnio widziałem ją na plaży.

Odwrócił się na pięcie, zamierzając odejść.

- Hej! - zatrzymałem go. - A jeśli zmienię obuwie? Pieski zdejmą mi je z nóg razem ze stopami?

- Przepraszam, nie wyjaśniłem tego do końca. Wystarczy zrobić krok w jakimkolwiek pomieszczeniu domu. Tylko tyle.

Zrobił ze mnie durnia, as kuty! Mruknąłem powątpiewająco:

- Czy to na pewno niezawodna metoda?

- W każdym razie lepszej nie ma - uspokoił mnie i odczekawszy chwilę z pytająco przekrzywioną głową, pochylił ją w lekkim ukłonie i zniknął za rogiem domu.

Nacisnąłem przycisk na ścianie i powiedziałem:

- Banał.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA