REKLAMA

Tam, gdzie rodzi się miłość

autor: Edyta Świętek
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 21 sierpnia 2018
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 400
ISBN: 978-83-7674719-4

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2018.08.21

Tajemniczy wróg od lat czyha na rodzinę Hajdukiewiczów. W zemście za urojone krzywdy, daleki krewny postanawia odpłacić się swojemu kuzynowi, kierując swój gniew na jego dzieci.

Daria od dzieciństwa trzymana była przez swoją rodzinę w złotej klatce. Groźba wisząca nad dziewczyną stała się jeszcze realniejsza, kiedy dwaj jej najstarsi bracia stracili życie. W obawie o jej bezpieczeństwo, rodzice nie pozwalali Darii samotnie opuszczać rodzinnej willi, za jedyną namiastkę wolności dając jej możliwość pracy w będącym ich własnością hotelu ,,Zacisze".

Przygnieciona ciągłym nadzorem Daria postanowiła wyrwać się spod rodzicielskiej kurateli. Kiedy w ,,Zaciszu" poznaje Marka - nieco tajemniczego mężczyznę, który usilnie stara się zwrócić na siebie uwagę dziewczyny - pozwala, aby głos serca stłumił rozsądek...

Daria, z powodu groźby wiszącej nad jej rodziną, od dzieciństwa trzymana była przez rodziców pod ciągłym nadzorem. Jednak kiedy poznaje Marka - nieco tajemniczego mężczyznę, który usilnie stara się zwrócić na siebie uwagę dziewczyny - pozwala, aby głos serca stłumił rozsądek...

Ekscytująca i dobrze skomponowana epicka powieść o lojalności, miłości i poświęceniu. Czyta się ją z zapartym tchem, pobudza wyobraźnię, rodzi emocje i skłania do refleksji. Serdecznie polecam!

Krystyna Meszka, autorka bloga: cyrysia.blogspot.com

Fragment

,,Zacisze"

Półtora roku później

- Daria, proszę, pomóż dziewczynom przy wydawa­niu kolacji. - Darek spojrzał błagalnie na siostrę.

- Co się dzieje?

- Totalna klęska. Wczasowicze dopisali jak mało kiedy, tymczasem Jola nie przyszła do pra­cy, Majka siedzi w kuchni i beczy, a Renata sama tego nie ogarnie. Pójdziesz? Proszę... Ja wiem, że miałaś zaplanowany na dziś tylko nocny dyżur w recepcji, ale obiecuję, że wkrótce się to zmieni i nie będziesz tak tyrać. Od przyszłego tygodnia przychodzą do pracy dwie nowe osoby, pomożesz do tej pory jeszcze trochę?

- Okej. Wisisz mi dobre wino, rudzielcu.

- Wiewióra! - Odciął się za ,,rudzielca".

Daria podeszła do bliźniaczego brata i zmierz­wiła jego kasztanową czuprynę. Darek w odwecie pociągnął ją za luźno spleciony warkocz.

- Jak będziesz mi dokuczał, to sam pójdziesz obsługiwać gości - zagroziła.

- Jesteś wielka.

- Dobre wino - przypomniała. - I przysługa - dodała asekuracyjnie, gdyż nigdy nie mogła prze­widzieć, kiedy będzie potrzebowała jego pomocy.

- Załatwi się. Dzięki, siostra! - krzyknął w stro­nę jej pleców, gdy ona pędziła już korytarzem pro­wadzącym do kuchni, rzucając mu przez ramię ża­kiet od kostiumu.

Nie mieli szczęścia do personelu - to był począ­tek sezonu, przyjeżdżało wielu wczasowiczów oraz liczne grupy integracyjne, a jak na złość brako­wało im kelnerek, pokojówek i recepcjonistki. Być może powodem tego stanu rzeczy był gang, który od lat ,,opiekował się" hotelem, ściągając haracze i płosząc przy tym pracowników. W ostatnich cza­sach rotacje personelu były zjawiskiem nagmin­nym i zazwyczaj pokrywały się z terminami od­bioru kolejnych rat. Uzbrojeni w kije do baseballu mężczyźni budzili grozę. Właściciel hotelu niejed­nokrotnie zgłaszał problem policji, lecz po każdej interwencji sytuacja ulegała pogorszeniu, a bru­talność bandytów narastała.

Daria coraz częściej musiała porzucać biuro i zamiast organizować promocje, załatwiać rezer­wacje, urządzać imprezy oraz myśleć o papierko­wej robocie, krzątała się po jadalni, przyjmowała

gości przyjeżdżających do hotelu, a nawet poma­gała pokojówkom.

Tego wieczoru również nie było jej dane zająć się własnymi obowiązkami.

Wpadła do kantorka przylegającego do stołów­ki, ściągnęła z haczyka fartuch i ciasno zawiąza­ła go sobie wokół szczupłej talii. Zawinęła włosy w luźnego koka i spięła go klamrą. Uprzytomni­ła sobie, że wraz z żakietem, rzuconym w stronę Darka, pofrunął również identyfikator, który był jednocześnie kartą otwierającą przejścia służbo­we w hotelu. Rozejrzała się bezradnie w poszuki­waniu pomocy i dostrzegła przycupniętą w kącie, zapłakaną dziewczynę.

- Maja, co się dzieje? Dlaczego płaczesz?

Odpowiedziała jej seria pociągnięć nosem i nieartykułowanych szlochów. Daria przykucnę­ła przed lejącą rzewne łzy przyjaciółką. Chciała ją pocieszyć, gdyż domyślała się, co jest powodem rozpaczy, lecz w tym momencie do kantorka wbie­gła zziajana Renata.

- Boże! Za jakie grzechy mnie tak pokarałeś? - jęknęła. Wtedy zauważyła Darię. - Niebo mi cię zsyła! Majka znowu beczy, a Jolka gdzieś zabalo­wała. Pomożesz mi z kolacją?

- Po to przyszłam. Maja, daj mi identyfikator, bo zapomniałam swojego. Później pogadamy, okej?

Dzięki plastikowej karcie z paskiem magne­tycznym na rewersie mogła przedostać się do innych pomieszczeń. System nowych zamków

i zabezpieczeń funkcjonował od niedawna - miał służyć ochronie hotelu przed gangsterami, lecz za­miast poprawić bezpieczeństwo, rozjuszył oprysz­ków.

Zapłakana dziewczyna odpięła drżącą dłonią plakietkę z logo hotelu oraz napisem:

Witaj!

Mam na imię Maja,

w czym mogę pomóc?

Daria, za nic mając fakt, że to nie jej imię się tam znajduje, przyczepiła identyfikator do fartu­cha. Było jej obojętne, jak będą zwracali się do niej goście hotelowi, zazwyczaj i tak mówili ,,pro­szę pani" lub ,,panienko".

Właściciel ,,Zacisza" był człowiekiem wymaga­jącym. Na jego polecenie każdy członek persone­lu musiał nosić służbowy uniform oraz identyfi­kator. Tylko Darii oraz Darkowi pozwalał na więk­szą swobodę, przede wszystkim dlatego, że zajmo­wali się sprawami zarządczymi, co nie zwalniało ich z konieczności pomagania w sytuacjach awa­ryjnych. W związku z tym, każde z nich przewinę­ło się przez niemalże wszystkie stanowiska. Zna­li hotel od podszewki, więc zarówno budynek, jak i specyfika pracy na poszczególnych etatach nie stanowiły dla nich tajemnicy.

Marek Michał Lesner musiał przyznać, że w ,,Za­ciszu" serwowano niezłe posiłki. Kończył właśnie kolację na ciepło i zastanawiał się nad wypiciem

dobrej kawy, lecz nie miał ochoty na oferowane przy szwedzkim stole gatunki rozpuszczalne oraz mielone. Marzył o świeżo zaparzonym espresso albo cappuccino. Wciąż jeszcze odczuwał znuże­nie po podróży, choć pretensje za ten stan rzeczy mógł mieć wyłącznie do siebie - nikt nie zmuszał go do pracy po godzinach w dniu wyjazdu.

Większość personelu firmy ,,Naft-Oil" skończy­ła już kolację. Marek przyjechał do hotelu naj­później, zdążył tylko porzucić bagaż w pokoju i od razu przyszedł coś zjeść. Uprzedzono go, że o dziewiętnastej zacznie się pierwszy etap inte­gracyjnej komedii, która została zaplanowana na weekend.

Zerknął na zegarek - miał jeszcze piętnaście minut. Przy odrobinie szczęścia mógłby wypić upragnioną kawę. Obok sąsiedniego stolika krzą­tała się kelnerka. Zbierała na tacę zbędne nakry­cia. Już miał ją zagadnąć, gdy przez okno jadal­ni wpadł ostatni promień popołudniowego słońca i zatrzymał się na dziewczynie.

Marek zamarł z wrażenia.

Z zapartym tchem patrzył, jak blask rozświetla kasztanowe włosy kelnerki, jak igra w miękkich lokach, wymykających się niesfornie z luźno zwią­zanego koka. Zauroczyły go złociste struny świa­tła, w których mieniły się maleńkie, połyskliwe drobinki kurzu, przez co obraz przed jego oczami sprawiał wrażenie mniej ostrego, nieco rozmyte­go. Czas nagle stanął w miejscu. Marek pomyślał,

że to niesamowite i dobrze byłoby w końcu zwol­nić chociaż na chwilę.

Żałował, że nie ma pod ręką lustrzanki. Gdy­by teraz wcisnął przycisk zwalniający migawkę, to zrobiłby najpiękniejsze zdjęcia w swoim życiu.

Nie widział dokładnie twarzy nieznajomej dziewczyny - była do niego zwrócona lewym pół­profilem. Zauważył jedynie zarys policzka, jedwa­bistą skórę i zgrabne, małe uszko, w którym tkwił opalizujący kolczyk. Musiała być bardzo młoda, miała wyjątkowo smukłą figurę nastolatki. Jej ubranie składało się z prostej, białej bluzki i ciem­nej spódnicy, której krawędź wystawała spod cia­sno zawiązanego, ciemnozielonego fartucha. Wy­glądała na tak nieprawdopodobnie szczupłą i kru­chą, że z powodzeniem opasałby jej talię dłońmi.

Zachwycony, nie mógł oderwać od niej wzro­ku. Czekał, aż kelnerka spojrzy w jego stronę, aby mógł sprawdzić, czy jest tak ładna, jak to sobie wyobrażał.

Dziewczyna pozbierała naczynia z sąsiedniego stolika, odwróciła się w stronę Marka i w końcu zobaczył ją w całej okazałości. Nie zawiodła ocze­kiwań - była nieziemsko piękna. Lesner omiótł ją uważnym spojrzeniem, począwszy od burzy ciem­norudych, gęstych loków, poprzez niewielki, zgrab­ny nosek, wysokie kości policzkowe, delikatnie wy­krojone usta, subtelne łuki brwi, a skończywszy na niesamowitych, najbardziej zielonych tęczów­kach, jakie zdarzyło mu się widzieć.

Nie był w stanie oderwać pełnego podziwu spojrzenia od jej twarzy.

- Mogę panu w czymś pomóc? - zapytała z uśmiechem.

Słońce wyjrzało zza jej pleców, rażąc go w oczy. Nim zamknął na moment powieki, zauważył przy­czepiony do fartucha identyfikator i odczytał imię z plastikowej plakietki.

- Maja - powiedział półgłosem, bardziej do sie­bie, niż do niej. - Śliczne imię.

- Dziękuję - odpowiedziała.

Nie zamierzała prostować nieporozumienia. Ja­kie to miało znaczenie? Był tylko gościem - jed­nym z wielu, kolejną twarzą, która zniknie, zapo­mniana. Zauroczył ją sposób, w jaki wymówił sło­wo ,,śliczne" - zabrzmiało mniej więcej jak ,,slysne". Mężczyzna nie wyglądał na obcokrajowca, praw­dopodobnie miał wadę wymowy.

Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Był w trudnym do określenia wieku, być może pomię­dzy trzydziestką a czterdziestką. Nawet gdy sie­dział, sprawiał wrażenie wysokiego. Uznała jego twarz za przeciętną, nie był ani przystojny, ani brzydki. Włosy nieznajomego miały bliżej nieokre­ślony kolor. Jedyny znak szczególny, jaki zauważy­ła, to niewielka blizna ze śladem po szyciu, znaj­dująca się po lewej stronie nad ustami. Zapewne była pozostałością po zabiegu zoperowania zaję­czej wargi - to tłumaczyłoby poniekąd jego wymo­wę - ale równie dobrze mogła być pamiątką po ja­kimś wypadku.

- Czy byłaby pani tak uprzejma i przyniosła mi filiżankę espresso? Nie lubię kawy rozpuszczalnej ani po turecku - wyjaśnił.

Faktycznie miał wadę wymowy. Seplenił, a do tego niepoprawnie artykułował głoskę ,,l". Uznała to za rozczulające. Przypuszczała, że z tego powo­du nie brylował raczej w towarzystwie i nie nale­żał do gadatliwych osób.

- Oczywiście, zaraz panu podam.

- Dziękuję.

Odeszła, a razem z nią zniknęła cała magia chwili. Marek bezwiednie wyciągnął dłoń w stro­nę, z której jeszcze przed chwilą raziły go promie­nie słońca, lecz złapał palcami pustkę.

- Pańska kawa. - Ostrożnie postawiła na stole fili-żankę.

Dłoń dziewczyny zadrżała przy tym nieznacz­nie - Daria nie miała wprawy w serwowaniu po­siłków, wolała zbierać zbędne nakrycia. Porcela­na brzdęknęła cichutko.

- A może napije się pani ze mną? - zapytał z nadzieją.

- Przykro mi, ale nie mogę - odparła. - Nie wol­no mi - wytłumaczyła krótko.

Okrasiła odmowę uśmiechem. Nieznajomy wy­glądał samotnie, nie chciała mu sprawiać przy­krości, lecz ten zakaz, podobnie jak wiele innych, wprowadził właściciel hotelu. ,,Zacisze" miało wy­soką renomę, a personel musiał zachowywać klasę.

- Szkoda - westchnął. - Miło byłoby dla odmia­ny spędzić czas z piękną dziewczyną, a nie z mę­czącymi współpracownikami.

- Pan jest zapewne z tej grupy integracyj­nej, która przyjechała wczesnym popołudniem - stwierdziła, myśląc o kilkunastoosobowej, hała­śliwej zgrai, która schodziła się właśnie do małej salki konferencyjnej.

- Niestety tak - potwierdził.

- Niestety? - powtórzyła. - Nie podoba się panu nasz hotel?

Sprawiała wrażenie zmartwionej. Lesner skar­cił samego siebie w duchu za to, że tak nieprecy­zyjnie sformułował myśl.

- Ależ nie! - Zaprotestował. - Hotel jest napraw­dę piękny, podobnie jak obsługa. - Uśmiechnął się znacząco. - Chodziło mi o to, że nie lubię tego ro­dzaju imprez. Wystarczy, że na co dzień oglądam te twarze w biurze. Wspólne spędzanie wolnego czasu to przesada. Naprawdę nie może pani wy­pić ze mną kawy?

- Naprawdę nie mogę.

- Szkoda. Już dawno nie piłem równie dobrej - pochwalił.

- Miło mi to słyszeć. Nie chciałabym pana nie­pokoić, ale pańska grupa zgromadziła się już w sali konferencyjnej. Spóźni się pan na spotkanie.

- Spotkanie... Och! Nuda, ale niestety będę mu­siał tam pójść.

- Może nie będzie tak źle? Mimo wszystko, ży­czę miłego wieczoru - powiedziała, odchodząc.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break