REKLAMA

Switch

autor: Christian Bieniek
wydawnictwo: Powergraph
kolekcja: Fantastyczne Czytanie
wydanie: wydanie 1, Warszawa
data: 29 lipca 2007
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 120 × 195 mm
liczba stron: 224
ISBN: 978-83-9214666-7

Marvin wciąż rozmyśla. O gwiazdach, o życiu, no i oczywiście o dziewczynach. Jak każdy... Do czasu, gdy SWITCH! i znajduje się w ciele swojego nauczyciela historii. Co dorośli wyczyniają na randkach? Jak prowadzi się lekcje we własnej klasie? No i co zrobić, kiedy SWITCH! i wskakuje się w ciało fajnej koleżanki?

Oj, będzie się działo!

Książka rozpoczyna serię "Fantastyczne Czytanie". W tym cyklu Wydawnictwo Powergraph proponować będzie młodym czytelnikom wartościowe powieści, które zachęcą do czytania nawet najbardziej niechętne książkom nastolatki.

Fragment

W lodziarni naprzeciwko siedzi mężczyzna, który wygląda jak pan Weber. Pali papierosa, patrząc przy tym w zamyśleniu przez okno. Przed nim stoi filiżanka, obok leży komórka. Ma na sobie granatowy garnitur i biały golf. Dokładnie taki sam, jaki dziś rano w szkole miał nasz nauczyciel historii. Gasi papierosa w popielniczce, popija łyk kawy. Dopiero teraz dostrzegam, że to rzeczywiście pan Weber.

Czego on tu szuka?

Oparł się łokciami o stół i splótł palce. Teraz trzyma brodę na dłoniach. Na zajęciach jeszcze nigdy go takim nie widziałem.

Chcę się odsunąć od okna, zanim mnie zauważy, ale moja ciekawość jest zbyt duża. Wygląda na to, że pan Weber na kogoś czeka. Może na żonę? Nie mam pojęcia, czy jest żonaty. Albo czy ma dzieci. W ogóle nic o nim nie wiem. Poza tym, że kiedyś grał w koszykówkę i podobno był w tym bardzo dobry.

Co chwila drapie się w tył głowy. Pan Weber wydaje się zdenerwowany. Dlaczego? Czy zaraz pojawi się ktoś, kto chce go pobić? Czy nie ma pieniędzy, żeby zapłacić rachunek? Niespokojnym wzrokiem patrzy na ulicę. Nie ma wątpliwości: kogoś wypatruje. Ale kogo? Bardzo chciałbym wiedzieć, co on teraz kombinuje. Pan Weber, który nie spaceruje niedbale po klasie, jest dla mnie kimś zupełnie nieznanym.

Gdy rozlega się głos Nicoletty, wzdrygam się przestraszony.

- Na pewno dziś będzie jeszcze padać - mówi.

Odwracam się i potakuję głową. Potem znów wyglądam przez okno.

Chwileczkę!

Wyglądam przez okno. Przez okno lodziarni. Patrzę na swoje ręce. Są owłosione. Przede mną leży nieznana mi komórka. Obok stoi filiżanka cappuccino. Do połowy pełna. Spoglądam do góry. Na czwarte piętro szarego budynku naprzeciwko. Gdzie jestem ja?

Nie ma po mnie śladu. Czy nie siedziałem przed chwilą na parapecie?

Zniknąłem.

Jestem w lodziarni.

Ja?

To nie moja komórka. To nie moje dłonie.

To nie mój garnitur. To nie moje ciało.

To nie jestem ja. To pan Weber.

Jestem panem Weberem.

---

Chce mi się krzyczeć. Chce mi się śmiać. Mam ochotę trzasnąć filiżanką o ścianę.

Nie mogę się ruszyć. Mogę oddychać, to wszystko.

---

Jeszcze jedno spojrzenie na szary dom naprzeciwko. Czwarte piętro. Nie ma mnie. Jestem tutaj. W lodziarni. Szaleństwo!

To jakiś sen. Odebrało mi rozum. Zwariowałem.

---

Przede mną stoi Nicoletta, uśmiecha się.

- Już gdzieś pana widziałam. Nie pracuje pan w aptece przy Karlsplatz?

- Nie - odpowiadam. Głosem pana Webera. Nicoletta mówi dalej. Nie słucham jej. Wsłuchuję się w obce brzmienie swojego głosu. Głosu pana Webera.

Co się stało?

Wszystko wokół mnie wiruje. Krzesła i stoły, młoda parka w rogu, Nicoletta. Drżą mi dłonie. Moje owłosione dłonie. Dłonie małpy. Zamieniłem się w orangutana.

To wszystko nieprawda! To nie może być prawda! Jestem na górze w swoim pokoju. Na pewno siedzę teraz przy biurku i próbuję uruchomić komputer. Ale dlaczego nie widzę przed sobą ekranu, tylko Nicolettę?

Z przerażeniem spoglądam po sobie. Golf. Garnitur. Adidasy.

Czy mogę się poruszać? Czy ciało pana Webera jest mi posłuszne?

Powoli sięgam prawą ręką po filiżankę, podnoszę ją, zbliżam do ust, upijam łyk.

Tfu!

Wypluwam to ohydztwo na obrus.

Nicoletta robi zagniewaną minę.

- Nie smakuje panu nasze cappuccino?

- Smakuje - mówię szybko. - Tylko się zachłysnąłem.

Ostrożnie odstawiam filiżankę. Nicoletta znika za barem. Parka w rogu szepcze między sobą. Spoglądam na zegarek. Nie ma sekundnika.

Zamykam oczy, głęboko oddycham. Otwieram oczy. I co widzę? Zegarek pana Webera. Dłonie pana Webera. Filiżankę cappuccino.

Nie, to nie jest sen! To obłęd!

---

Dzwoni komórka. Na wyświetlaczu czytam: "Barbara". Waham się. Kim jest Barbara? Dzwonek staje się głośniejszy. Odbieram telefon.

- Tak?

- No, gdzie się podziewasz? - pyta dźwięczny kobiecy głos. - Jesteś jeszcze w szkole?

- Nie, w kawiarni.

- Myślałam, że dziś masz wywiadówkę z rodzicami.

- A skąd!

- Przecież wczoraj tak mówiłeś.

Milknie. Najwyraźniej pan Weber ją okłamał. W jednej chwili zaczynam rozumieć, że mogę wprowadzić niezły zamęt w jego życie.

Jego życie? Moje życie!

- Tak, dziś był dzień wywiadówki - kłamię. - Ale prawie nikt z rodziców nie przyszedł. Dlatego nie jestem już w szkole.

- To kiedy się zobaczymy? Mogłabym być u ciebie o wpół do siódmej.

- Aha.

- Cieszę się! To na razie!

Barbara posyła dwa całusy przez telefon i rozłącza się.

O wpół do siódmej ta Barbara mogłaby u mnie być. Po co? I gdzie jest to u mnie? Skąd mam wiedzieć, gdzie mieszka mój nauczyciel historii?

Pospiesznie przeszukuję kieszenie. Znajduję tylko paczkę papierosów, srebrną zapalniczkę, pęk kluczy, używaną chusteczkę higieniczną i pieniądze. Kładę je na stół, żeby przeliczyć. Sto dwadzieścia euro w banknotach i kilka monet.

- Chce pan zapłacić? - pyta Nicoletta.

Kiwam głową. Cappuccino kosztuje dwa euro. Daję pięćdziesiąt centów napiwku, chowam wszystko, co leży przede mną na stole i wstaję. W szatni dostrzegam płaszcz pana Webera. Wkładam go i idę w stronę drzwi.

- Do widzenia - mówi Nicoletta.

- Do widzenia.

Zanim wyjdę z lodziarni, jeszcze raz się rozglądam. Żadnych trupów na krzesłach, żadnych płonących stołów, żadnych tajemniczych znaków na ścianach, żadnych diabelskich szponów u dłoni Nicoletty, żadnych fruwających serwetek, które przemieniają się w srebrzyste ptaki. Nic nie wskazuje, że to sen.

---

Już na ulicy zatrzymuję się i spoglądam na swoje okno. Jest zamknięte. Mam zadzwonić do drzwi i sprawdzić, czy jeszcze istnieję?

- Przepraszam!

Rudowłosa kobieta rzuca mi się na szyję i mocno się do mnie przytula. Jej perfumy niemal zwalają mnie z nóg. Najpierw całuje mnie w szyję, potem w usta. Kiedy spotykają się nasze języki, krew zaczyna mi żywiej krążyć i uderza nie tylko do głowy.

- Był wypadek tramwajowy, dlatego tak się spóźniłam - wyjaśnia. - Chciałam do ciebie zadzwonić, ale wyczerpała mi się bateria.

- Aha.

- Przykro mi, że musiałeś tak długo czekać.

- Znowu całuje mnie w usta. - Idziemy?

- Dokąd?

Śmieje się. Ruszamy, idąc ramię w ramię. Kobieta jest o pół głowy niższa ode mnie i o wiele młodsza od pana Webera. Ile on właściwie ma lat?

- Co się z tobą dzieje? - pyta. - Jesteś zły, że tyle się spóźniłam?

- Nie.

- To dlaczego nic nie mówisz?

- A co mam mówić?

- Nie chcesz wiedzieć, czy dostałam zlecenie od tej agencji nieruchomości z Hamburga?

- Chcę.

Bez przerwy mówi. Nie rozumiem ani słowa. Chodzi o jakieś stare hale fabryczne, które mają zostać wyburzone.

W zasadzie wcale nie jest tak źle być panem Weberem. Mam sto trzydzieści euro. Zniknął ból zębów. Całowała mnie piękna kobieta. Inna kobieta chce się ze mną spotkać o wpół do siódmej. A Marvin? Siedzi teraz przed zepsutym komputerem, czekając na kolację. Dlaczego miałbym chcieć się z nim zamienić?

Nagle ruda zatrzymuje się. Przy białym oplu pana Webera.

A niech to!

- No, rusz się! - ponagla mnie. - Otwieraj!

- Nie mam kluczyków.

Śmieje się. Potem zagłębia obie ręce w kieszeniach mojego płaszcza i wyciąga kluczyki od samochodu.

Co teraz? Powiedzieć jej prawdę?

Sorry, niestety nie mam prawa jazdy. W rzeczywistości nie jestem wcale panem Weberem, tylko jednym z jego uczniów. Musiałem jakoś sfrunąć z parapetu prosto do lodziarni i wylądować w ciele pana Webera. Miłego dnia i do widzenia!

Otwieram drzwi i siadam za kierownicą. Prowadzenie auta to nic trudnego. Mam już za sobą tysiąc wyścigów Formuły 1. Na wszystkich torach wyścigowych świata. Różnica między PlayStation a prawdziwą kierownicą nie może chyba być taka duża, prawda?

Kobieta zdejmuje płaszcz i wsiada do samochodu. Ma na sobie liliowy kostium i białe rajstopy. Spódnica nie jest szczególnie długa.

- Na co czekasz? - pyta zniecierpliwiona. - Jedź wreszcie. A może coś piłeś?

- Tak. Lepiej ty prowadź.

Zamieniamy się miejscami. Włącza silnik.

- Dziwny z ciebie facet, Hendriku - stwierdza, kręcąc głową, i jednocześnie wyjeżdża z miejsca parkingowego. - Dlaczego od razu nie powiedziałeś, że nie możesz prowadzić?

Hendrik? Co za idiotyczne imię! Przynajmniej teraz wiem, jak się nazywam. Hendrik Weber. A zaraz się dowiem, gdzie mieszkam.

Nic podobnego!

Zaledwie kilkaset metrów dalej kobieta hamuje przy krawężniku. Wprost przed drogerią.

- Pospiesz się - mówi. - Stoję na zakazie zatrzymywania się.

- Co mam kupić?

- Jak to co? Prezerwatywy! Dziś rano zużyliśmy ostatnią.

Wysiadając, rzucam spojrzenie na jej nogi. Spojrzenie pożegnalne.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024