Światło Wschodu
autor: | Adam Heller, Izabela Stanek |
wydawnictwo: | I się wydało |
wydanie: | Warszawa |
data: | 1 maja 2024 |
forma: | książka, okładka miękka |
wymiary: | 148 × 210 mm |
liczba stron: | 215 |
ISBN: | 978-83-8245890-9 |
Jest to pierwsza część trylogii Światło Wschodu. Akcja powieści rozgrywa się w 99% w Ukrainie w latach 2004- 2005 rok. Jest to opowieść o facecie, który wymyślił sobie, że czas najwyższy zmienić swoje życie z tego nieuczciwego na uczciwe i zgodne z tym co mu zaleca jego serce i dusza.
Jednak czy Ukraina to dobry kraj do takich zmian, do takich decyzji? A to dopiero początek.
Co zrobisz, kiedy w swojej zacisznej uliczce zobaczysz uciekającego człowieka? Uciekinier, z rozczochraną głową, ma na sobie poszarpany garnitur. Ścigająca go grupa - nienaganne mundury,nieznane żadnej ziemskiej formacji. Możesz uchylić furtkę i otworzyć uciekinierowi szansę ocalenia, możesz podstawić mu nogę i oddać w ręce goniących. Jeśli podstawiłbyś mu nogę, kończąc tragiczny pościg, nie czytaj tej książki. Twoje wyobrażenie o świecie jest bowiem zasadniczo inne, niż wyobrażenia przedstawionego w niej bohatera.
Jeśli uchyliłbyś uciekinierowi furtkę, możesz bez lęku zacząć lekturę. Spotkasz się bowiem z człowiekiem, który wie, że droga może być celem, a sama wędrówka stanowić sens istnienia, lecz przeciwko takiemu pojmowaniu życia nieustannie buntuje się, szukając oparcia w Bogu. Na każdej z dróg, które przemierza, na krętych ścieżkach i szerokich autostradach, w zaułkach ukraińskich miast i na rozległych przestrzeniach stepu, w holach wielogwiazdkowych hoteli Lwowa i na przaśnych bazarkach prowincjonalnych Czerkasów, przy więziennym murze kijowskiej ciurmy i na wyzwolicielskim placu kijowskiego Majdanu - stara się dążyć do swojego trwałego celu, nadać mocny sens przebywanej drodze. Modli się jak mnich i klnie jak szewc, kłamie jak z nut i śpiewnie głosi kult prawdy, docenia erotyczny profesjonalizm dziwek, ale chce żyć z madonną w uduchowionym związku. I - co najważniejsze - nie podstawia nogi uciekinierom, raczej szeroko uchyla furtkę, wierząc w moc chybotliwej wolności, nie w spokój zamrożonego zniewolenia.
W tle szeroka, wbrew pozorom mało znana, panorama społeczna i polityczna Ukrainy początku XXI wieku. Musora i wory w zakonie, Zakarpacki koniak i trudno dostępna gandzia, patrioci nazywani faszystami, pederasty polityczni i mafijni pryncypałowie, narodowe sentymenty i europejskie złudzenia; reminiscencje wołyńskiej rzezi i wielkiego głodu, żydowskiego Krymu, skażonego Czarnobyla. Kawał historii widziany oczami swojskiego bratuszki, nawracającego się na uczciwość byłego aferzysty.
Jeśli uchylisz furtkę pierwszemu tomowi trylogii - sięgniesz po drugi...
WSTĘP - 7
POCZĄTEK ODYSEI - 9
CZERKASY - 33
W GOŚCINIE U WASYLEWNEJ - 53
PODRÓŻ W CZASIE - 69
JESTEM SZALONY, SZALONY... - 89
JEDNONOGI REZYDENT - 103
MARSZRUTKĄ - 121
DO NOWEJ PRZYSTANI - 143
WIOSNA NAD DNIEPREM - 163
BRATUSZANIE Z ZACHODU - 175
JAMKI LUKSUSU - 195
TARNOPOLSKA GOŚCINNOŚĆ - 209
SKŁADANIE KAŁASZA NA CZAS - 223
WYCIEKAJĄCE KRANY - 235
SZYBKI DYM - 253
NA STARYCH ŚMIECIACH - 265
KIJOWY INTERES - 275
CHWILOWA BIEDA - 289
PRZEDZIAŁ POŻARNIKÓW - 289
A JA NA MORE - 305
WYBORY DUŻE I MAŁE - 321
PROWOKACJA NA GRANICY - 341
MĄDROŚĆ KLANU GREGOROWICZÓW - 361
ODNALEZIONE DUSZE - 375
GDY WIEJE WIATR HISTORII - 389
SPOTKANIE NA SZCZYCIE - 403
KONIEC ODYSEI - 415
POCZĄTEK ODYSEI
Stoi na stacji lokomotywa, Ciężka, ogromna i pot z niej spływa.
Pociąg, który stał przede mną, rzeczywiście wydawał się bardzo ciężki i ogromny. Był szerszy niż polskie pociągi. Później dowiedziałem się, że na Ukrainie używają szerszego rozstawu osi, przez co na granicy czeka się dobrych parę godzin, aż przełożą podwozia. Nasze polskie ciuchcie wyglądają przy nich jak tramwaje do poruszania się z dzielnicy do dzielnicy. Ukraińskie pociągi były większe, wyższe, szersze. Skonstruowane do podróży po bezkresnym wschodzie, czasem na trasach, które liczyły tysiące kilometrów i oferowały kilkadziesiąt godzin podróży. Coś jeszcze zwróciło moją uwagę, na początku składu nie jedna lokomotywa, a dwie, jedna za drugą. Były masywne, stwarzały wrażenie, że mogłyby ciągnąć dużo więcej niż - parafrazując Tuwima - czterdzieści wagonów. Wagony zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie. Patrząc na tego wjeżdżającego majestatycznie na Dworzec Centralny w Warszawie kolosa, uśmiechnąłem się lekko pod nosem, wróciła mi dziecięca ciekawość. Taka dziecięca fascynacja sprzed lat pociągami i podróżami koleją. Wtedy poczułem, że podjąłem słuszną decyzję co do sposobu ucieczki z kraju. Chciałem to zrobić jak najbezpieczniej i jak najbardziej anonimowo. Pozostałe opcje zawierały zbyt wiele ryzyka. Oczywiście miałem wybór. Mogłem wylecieć z kraju samolotem, co trwałoby krócej o dwadzieścia godzin, lub przekroczyć granicę samochodem albo autobusem. To również byłoby szybsze, zakładając, iż nie trafię na zator przy przejściu granicznym. Z samochodu zrezygnowałem od razu, ponieważ nie mam prawa jazdy, a nie chciałem brać swojego kierowcy, by nie zostawiać śladów ani informacji, gdzie wyjeżdżam. Dotarcie samolotem na Ukrainę również nie wchodziło w grę. Choć byłaby to najszybsza podróż, to odpadała z tego względu, że lotniska prowadzą skrupulatną kontrolę, nie tyle bagażu, co osoby wyjeżdżającej. Do tego istniała bardzo mała szansa na ewentualne dogadanie się z człowiekiem po drugiej stronie, ze względu na małą przestrzeń, rygory i procedury. Przez dogadanie się mam na myśli oczywiście przekupstwo. Pozostawała mi ewentualnie jazda autobusem, gdzie sama podróż mogłaby nie być tak męcząca i nie tak długa, gdyby nie masa ludzi jeżdżąca tymi autobusami, która w dziewięćdziesięciu procentach zajmowała się nielegalnym handlem pomiędzy Ukrainą a Polską. Przemyt i kontrabanda kwitła w tamtych czasach. Oznaczało to praktycznie stuprocentową pewność, iż ten autobus i jego pasażerowie będą przeszukani przez służby celne, tak po polskiej stronie, jak i po ukraińskiej. To przedłużyłoby podróż o następne dwadzieścia godzin. Nigdy nikt, z tego co wiem, nie dojechał do miejsca docelowego autobusem zgodnie z rozkładem jazdy podawanym przez przewoźników.
Oczywiście nie przeszkadzało to indywidualnym osobom jeździć w tę i z powrotem, zabierając ze sobą karton papierosów czy parę butelek wódki. Dostatecznie dużo, żeby zarobić na różnicy ceny, ale zbyt mało, żeby złamać przepisy. O skali i procedurach przemytu na granicy polsko-ukraińskiej miałem się jednak dopiero dowiedzieć. Oczywiście pociągi też służyły do przemytu i była to osobna gałąź kontrabandy. Ale nagminnego indywidualnego przemytu nie było, przede wszystkim ze względu na ceny biletów. Tu rządzili kolejarze i to oni zajmowali się przemytem, na dużo większą skalę.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Krew na rękachAgnieszka Peszek
-
[ książka ]Wałbrzych. Tajna graRobert Foks
-
[ e-book ]PodchodyKatarzyna Żechowicz-Wygryz
-
[ książka ]Zabijesz mnie?Agnieszka Peszek
-
[ książka ]OneAgnieszka Peszek
-
[ książka ]Je2bnikAgnieszka Peszek
-
[ audiobook ]Sherlock Holmes. Dolina trwogiArthur Conan Doyle
-
[ książka ]NaroślAgnieszka Peszek
-
[ książka ]InfernoDan Brown
-
[ e-book ]Szwindel w GrunberguAlfred Siatecki
-
[ audiobook, e-book ]Człowiek tygrysA.E.W. Mason
-
[ audiobook, e-book ]Zdjęcie z profiluJerzy Edigey