REKLAMA

Nowe idzie

autor: Tomasz Kilian, Cezary Zbierzchowski, Dawid Juraszek, Andrzej Miszczak, Jakub Małecki, Adam Przechrzta, Piotr Rogoża, Paweł Majka, Jewgienij Olejniczak, Joanna Skalska, Robert M. Wegner
wydawnictwo: Powergraph
kolekcja: Fantastyka z plusem
wydanie: wydanie 1, Warszawa
data: 4 września 2008
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 532
ISBN: 978-83-6118704-2

Nowe idzie. Jedenastu autorów, jedenaście tekstów. Olejniczak, Kilian, Miszczak, Rogoża, Przechrzta, Skalska, Majka, Juraszek, Wegner, Zbierzchowsi, Małecki. XIX-wieczny fallout, para-horror o ciele i krwi, religijna space opera, fantastyka emigracyjna, słowiańskie neofantasy, militarna science fiction bliskiego zasięgu... Albo inaczej: umierający Paryż Ludwika Filipa, w którym panuje wieczna, pokatastroficzna noc; eksperymenty z ciałem, których celem jest coś więcej niż zmiana płci; wysłannik Watykanu, odległy układ gwiezdny i tajemnicze objawienia; Wyspa otoczona przez wody apokaliptycznego kataklizmu; rozciągnięte na milionlecia chronowojny, prowadzone przez podróżników pomiędzy światami; miłość i opętanie w sennym, górskim miasteczku; czwórka żołnierzy uwięziona na zatopionej łodzi podwodnej...

I dużo więcej.

Nowe idzie.

Jaka jest polska fantastyka A.D. 2008? O czym piszą autorzy wchodzącego na literacki Parnas pokolenia fantastów? Czy tak wygląda przyszłość polskiej science fiction?

Ta antologia próbuje odpowiedzieć na te pytania.

Nowe idzie.

Ciekawy wstęp Michała Cetnarowskiego, a zamiast posłowia - dyskusja trzech pisarzy, którzy w miejscu autorów niniejszej antologii byli kilka lat temu. Jak Maciek Guzek, Rafał Kosik i Łukasz Orbitowski postrzegają nowe pokolenie stojące u progu literackiej kariery?

Fragment

Robert M. Wegner "Najpiękniejsza historia wszystkich czasów"

"Żołnierz mówił z wyraźnym wschodnim akcentem, ale zrozumiale. Jakub widział tylko dolną część jego twarzy, usta, podbródek, fragment posiniałego od ciemnego zarostu policzka. Resztę zasłaniał hełm i matowa przyłbica. Dużo by dał, żeby móc spojrzeć obcemu w oczy. Z oczu człowieka, który mierzy do ciebie z broni, można wiele wyczytać.

- Komendant Jakub. Kilku moich ludzi ma cię na muszce, więc lepiej by było, gdybyś nie wykonywał zbyt gwałtownych ruchów, dobrze? Najlepiej, gdybyś w ogóle odłożył broń.

Rosjanin był dobrze wyszkolony. Nie rozejrzał się wokół, nie omiótł lufą okolicznych ruin.

- Moja broń nie lubi walać się po ziemi - mruknął cicho. - Czego chcesz?

Jakub oparł się o najbliższy mur i skrzyżował ramiona na piersi.

- Jesteś na moim terenie. Wszedłeś tu sam, bez kolegów ani bobotów. Prowadzisz dziewczynę, która najwyraźniej nie ma pojęcia, co się wokół niej dzieje. Żyjesz jeszcze tylko dlatego, że na nią nie krzyczysz, nie bijesz, tylko najwyraźniej się nią opiekujesz. Zapytam tylko raz, a potem zdecyduję, czy kazać cię zabić. Co tu robisz?

Rosjanin znieruchomiał na dłuższą chwilę, po czym powoli opuścił lufę broni i ściągnął hełm. Miał krótko przycięte ciemne włosy, prosty nos, czarne oczy. Jakub ucieszył się, że nie widział tych oczu wcześniej. Wyzierała z nich taka wściekła determinacja, że pewnie kazałby go zastrzelić od razu. Profilaktycznie. To, co wziął za zarost, okazało się wielkim siniakiem zdobiącym cały lewy policzek żołnierza.

- Michał Sienkiewicz. Szeregowy. Numer dwa, pięć, osiem, a, zet...

Jakub przerwał mu machnięciem ręki.

- Przestań. My jesteśmy "miejskie szczury", a nie wojsko. A ty nie poddajesz się do niewoli, tylko walczysz o życie. Dosłownie. Jesteś Polakiem?

Żołnierz skinął głową.

- Z Białorusi.

- I co? Uciekasz do Amerykanów, żeby wstąpić do polskiego wojska i walczyć za ojczyznę? Wzięli cię w sołdaty siłą, a ty nie chcesz strzelać do swoich? Tak? Myślisz, że ktoś kupi tę historyjkę?

Jakub widział, jak z oczu żołnierza znika wściekłość i gniew. Przyjrzał mu się dokładniej, gdyby nie mundur i broń, obcy wyglądałby jak jego rówieśnik. Może nawet jeszcze młodziej.

- Ja naprawdę...

- I co z tego? Nie jesteś pierwszy. Ale Amerykanie każdego uciekiniera maglują tak długo, aż zostanie mu z mózgu żarcie dla psów. Nasi zresztą też. Bo wszyscy wiedzą, co Ruscy robią z rodzinami dezerterów. Więc lepiej przygotuj sobie jakąś lepszą bajeczkę.

W czarnych oczach znów zapłonął gniew.

- Bajeczkę? Masz bajeczkę. Ja nie mam rodziny, jestem z domu dziecka, kogo mi zabiją? Wychowawcę? Srał go cziort, jeszcze im podziękuję...

Wyglądało na to, że się zaciął i nic więcej nie powie. Wreszcie nabrał powietrza:

- Mój sierżant i trzech innych lubili się zabawić z miejscowymi dziewczynami, bić, gwałcić, katować. Mieli do tego specjalną piwnicę. Porywali je i tak trzymali. Gdy dziewczyna się im znudziła, wpuszczali tam każdego z kompanii, za kilka rubli, paczkę fajek, butelkę wódki. Dopóki dziewczyna nie umarła - mówił coraz szybciej, coraz gwałtowniej, z coraz wyraźniejszym akcentem. - Mnie chcieli... mi mówili... ty Paliak, ty nowy, ty pokaż, żeś nasz. Jak ty jej nie wydupczysz, to my tobie granat do jajek przywiążemy i w pole wypuścimy. No to im pokazałem, bagnetem i kolbą, i... i krzesłem. A potem zabrałem dziewczynę i poszedłem. Do was. Albo Amerykanów. Bo gdzie miałem pójść?

Żołnierz rzucił broń na ziemię i zacisnął dłonie.

- Jak mi nie wierzysz, to chodź - tu i teraz. Na pięści. Pokonasz mnie, to zabijesz i zabierzesz wszystko. Ja pokonam ciebie, przepuścisz dalej. No?

Cofnął się o krok, zostawiając ekwipunek na ziemi.

Jakub uśmiechnął się szeroko."

Cezary Zbierzchowski "Płonąc od środka"

"Pogarda dla innych oraz pogarda dla siebie - za wieczny pośpiech, za niemożność życia poza czasem, niemożność zaprzeczenia prawom fizyki. Weles wyrywa bilet z rąk kasjerki i wskakuje do wagonu EKD, tłumiąc oddech po szaleńczym biegu podziemiami; pasażerowie nie mogą usłyszeć, że zieje jak pies. Pomylił godzinę odjazdu, czeka dziesięć minut na skrzekliwy sygnał. Odwraca się do szyby i ogląda w czarnym lustrze twarz człowieka, którym stał się przez ostatni rok. Pociąg sunie tunelami wydrążonymi pod miastem, potem wyjeżdża na powierzchnię - przystanek Ramma Zachód. Chłopak zakłada słuchawki, żeby przemycić do zatłoczonej kolejki pustkę peronu, ale bateria zdycha w najgorszym momencie.

Jest skazany na sąsiedztwo robotników, którzy z białymi reklamówkami w garści przycupnęli na czerwonych plastikowych krzesłach. Ich drelichy śmierdzą potem, oddechy piwem, a skóra mocnymi papierosami. Cała czwórka ma już dobrze w czubie, ciągle mylą im się rozdawane karty. Najmłodszy wstaje i majstruje przy zniszczonym oknie, usiłując je otworzyć. Siwy pyta bełkotliwie: A co, masz coś? Chwila na zastanowienie. Nie mam. A chęci masz?! Mam. No to siadaj! Młody wraca posłusznie na miejsce, a Weles nie może pojąć, o co chodzi tym półgłówkom; na wszelki wypadek przeciska się w głąb wagonu. Czuje mrowienie w plecach, jakby za moment miały z nich wyrosnąć błyszczące igły.

W połowie drogi pociąg hamuje gwałtownie i zatrzymuje się w szczerym polu. Wśród stłoczonych ludzi narasta szmer, a także piekielne gorąco, gdy przestaje wiać z uchylonych okien. Coś porusza się wewnątrz Welesa i próbuje schować się jeszcze głębiej, na dnie ciała. Chłopak oddziela się od tłumu murem wyobraźni; myśli o białym jednorożcu, który wpadł pod koła lokomotywy. Połamane kopyta i złoty róg na czole, ciemnowiśniowa krew bucha na miękką, gładką sierść i posklejane strąki grzywy. Przerażone oczy zwierzęcia wpatrują się szklistym wzrokiem w demona. To będzie piękna scena do pisanej w trudzie powieści, mocna scena. Weles nienawidzi Karen i naprawdę to jej życzy śmierci."

Jakub Małecki "Każdy umiera za siebie"

"Siedzieli w piątkę przy ścianie. Woda rwała stal na strzępy.

- Dymitr, teraz ty.

Dymitr mignął latarką, wachlarz z kart oślepił wzrok. Tylko na chwilę, trzeba było oszczędzać światło. Jedna latarka wysiadła zupełnie, pozostałe poświecą góra kilka godzin. Znowu zastygła ciemność, ale zapamiętał. As, dwa waliety, dziesiątka i dama.

Dama.

Poznał Olgę na dworcu, kiedy w święta przyjechał na przepustkę. Śnieg przybył do Petersburga równo z nim. Sypało z nieba jak ryżem na weselu, buty skrzypiały przy każdym kroku. Teraz wydawało się to wszystko tak odległe, tak nierealne. Mama pracowała z Olgą w tej samej szkole, musiała naopowiadać jej o synku, który służy we Flocie i jest pod każdym względem wspaniały. No to się dziewczyna rozczaruje, myślał. Zwalisty, wielki, w kolorowej spiczastej czapce. Facet, który jada czasem wyłącznie ogórki i jogurt, żeby pozbyć się nadwagi i wbić w mundur. Kapitan w sekcji turbin. Dobre żarty.

Olga miała włosy w kolorze marchewki i była drobniutka. Jej płaszczyk można by zmiąć i zamknąć w pięści. Uśmiechała się sztucznie i niepewnie, spoglądała to na Dymitra, to na jego matkę. Ściągnął czapę i wyszczerzył się najładniej, jak umiał. Gdyby to chłopaki widzieli!...

- Synocziek mój! - mama rzuciła się do przodu, kurtka furkotała, w oczach lśniły łzy. Jak to mama.

Zatrzymała w uścisku na dłużej i szepnęła do ucha. Zdążył się dowiedzieć, że Olga to bardzo dobra kandydatka na żonę. No tak. Niech to diabli, jak on nienawidził takich podchodów.

- Ale co ty, mama! - syknął w ciepły kołnierz. - Przecież ja nie...

- Dymitr!

Położył karty, Raszyd także. Mignęli znowu, Raszyd miał dwie siódemki i trzy czwórki.

- No, chłopcy, szans nie macie.

I wtedy coś pierdolnęło tak, że aż zabolało w głowie. Otarł pot z twarzy i oświetlił pozostałych. Już tylko Wiktor, Raszyd, Iwan i Dima, reszta nie żyła. Jeszcze ze dwie godziny temu wrzeszczał ktoś w ósemce. Nie otworzyli, bo złota zasada mówi, że każdy umiera za siebie - jakby co, to za żadne skarby nie wolno pozwolić, żeby pożar się rozprzestrzenił. Dymitrowi było z tym cholernie źle. Ktoś tam umarł przecież."

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024