REKLAMA

Kiedy Bóg zasypia

autor: Rafał Dębski
wydawnictwo: Fabryka Słów
wydanie: I, Lublin
data: 4 czerwca 2007
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 400
ISBN: 978-83-6050543-4

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka, I  2007.06.04

Kiedy Bóg zasypia... ty nie zaśniesz. Do kartki ostatniej. Bo to krwawa opowieść o mechanizmach zdobywania władzy, o jej smaku, magii i zabójczym uroku. O mężach i kapłanach opętanych żądzą władania życiem, majątkami, myślą, mową oraz uczynkami narodów...

Kiedy Bóg zasypia słychać lament nieszczęśników rozszarpywanych przez strzygi, ożywieńców, dziwożony i południce, które prócz ciała wyżerają i duszę...

Inne demony, ludzkie namiętności, żerują w błocie i kurzu bitew, przelewając smołę i krew.

Jest też miłość silniejsza niż śmierć. Dosłownie - sięga grobu.

Fragment

Kopała najpierw rydlem. Ziemia, zapiekła po deszczach następujących na przemian z upałami, poddawała się niechętnie. Nie chciała oddać tajemnic. Ale tym razem musiała ustąpić. Najpierw rydel, potem długi, wąski sztylet. Wszystko, aby zagłębić się w chłodne wnętrze, dotrzeć tam, gdzie...

Pod warstwą gliny niespodziewanie pulchna czarna gleba. Nanieśli jej kmiecie z pól. Ponoć została poświęcona przez chrześcijańskiego kapłana. Kopiąca odchyliła głowę, zaśmiała się na cały głos. Po lesie poniosło się przeszywające wycie. Przy nim wilczy zew mógł się zdać kwileniem niewinnego niemowlęcia. Umilkły nawet ptaki, bezpieczne wysoko w koronach drzew. Zdawało się, że w samym środku wiosny okolicę nagle skuł straszliwy mróz.

Pod czarnoziemem znów gliniasta skorupa. Niecierpliwie zaczęła ją rwać palcami, nie zważając na łamiące się i krwawiące paznokcie. Rozgarniała oporną ziemię. Ta osuwała się z powrotem w wykopany dół, zupełnie jakby chciała jak najbardziej utrudnić pracę.

-Trzy łokcie, może cztery - mruknęła do siebie kobieta - nie więcej. A choćbyście nawet schowali go głęboko na siedem sążni, znajdę!

Znów chwyciła rydel, mozolnie rozbijała uparte grudy. Głupi ludzie, uważają, że jeśli coś ukryją w trzewiach matki ziemi, jest to bezpiecznie schowane. Nie wiedzą, jak łatwo odkryć ich marne tajemnice. Uderzyła mocno z góry. Drewniane ostrze okute żelazem wbiło się w coś miękkiego. Powietrze wypełnił mdlący odór.

Uśmiechnęła się triumfalnie. Jest! Nareszcie! Jeszcze tylko trochę cierpliwości. Niech zgaśnie słońce, a księżyc wypełni świat sinym, skradzionym bogom blaskiem. To już niedługo. Patrzyła bez zmrużenia na czerwony krąg powoli znikający za horyzontem. Pozostał jeszcze jedynie sam skraj tarczy, jeszcze ostatnie promienie pieściły delikatnymi palcami poszarpane na strzępy obłoki. Jeszcze przeleciał ostatni ciepły podmuch. Wreszcie nastał zmierzch. Sierp księżyca stał już wysoko, zbudzony jeszcze za dnia. Dawał niezmiernie mało światła, ale jej to musiało wystarczyć. I wystarczało w zupełności.

Źrenice rozszerzyły się, wypełniły nie tylko całe tęczówki, ale sprawiły, iż oczy stały się prawie całe czarne, obwiedzione jedynie wąskim pasmem bieli. Podjęła pracę. Ostrożnie odkrywała znalezisko, odgarniała zeń ostatnią warstewkę ziemi. Najpierw ukazały się dłonie, poczerniałe, połyskujące śliskim, cuchnącym woskiem. Złe ręce zapętliły je konopnym sznurem. Natychmiast rozcięła więzy. Nogi... również uwięzione. Potwory! Pomsta spadnie na wasze głowy! Warknęła cicho. A teraz głowa... Rzadkie włosy zlepione trupim jadem, opuchnięte wargi, wyszczerzone zęby. Na oczach srebrne monety.

W czoło wbity długi żelazny gwóźdź. Bez dalszych oględzin wiedziała, że ostrze wychodzi potylicą, wbite głęboko w glinę. Tak właśnie mali, brudni ludzie potrafią się zabezpieczyć przed powrotem umarłych. Ale nie dzisiaj! Tej nocy ich podstępy okażą się podobne jałowym poczynaniom mrówek zabezpieczających dom przed powodzią. Podniosła głowę, zawyła przeciągle. Tym razem wydobyła z piersi bardziej jeszcze potępieńczy głos niż za dnia. Zdecydowanym szarpnięciem wyrwała gwóźdź, odrzuciła go ze wstrętem, prędko, jakby mógł ją sparzyć, jakimś patykiem zrzuciła z powiek trupa srebro. Rozgarnęła resztki ziemi wokół ciała. Ujęła przelewającą się dłoń. Przegniłe tkanki rozstępowały się pod dotykiem. Pochyliła się, by złożyć na granatowosinych wargach długi, miłosny pocałunek.

- Zbudź się, miły - szepnęła. - Dość już wypocząłeś. Pora wstać. Nadchodzi nasz czas. Dzisiejszej nocy obejmiemy świat we władanie. Zatańczymy w oszalałym rytmie bijących, przerażonych serc. Napijesz się krwi i nasycisz strachem. Zbudź się!

Ostatnie słowa wypowiedziała głośno, z mocą. I znów przywarła wargami do martwych ust kochanka. Jakże pragnęła, by drgnęły, oddały pieszczotę! Pogładziła sztywne włosy.

- Jam jest twoja, a ty mój jesteś, jak to sobie ślubowaliśmy na nowiu pod starym posągiem. Zbudź się, ukochany.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA