REKLAMA

Harry Angel

tytuł oryg.: Falling Angel
autor: William Hjortsberg
przekład: Robert Lipski
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 6 października 2015
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 336
ISBN: 978-83-7674473-5

Klasyczna książka Hjortsberga nominowana do nagrody im. Edgara Allana Poe. Opowieść o detektywie, którego dochodzenie w sprawie zaginionego piosenkarza wiedzie w głąb arkanów okultyzmu.

Johnny Favorite występował jako frontman big-bandu przed wojskiem. Nagle scena została ostrzelana przez eskadrę myśliwców Luftwaffe. Wiele osób zginęło, a piosenkarzowi ledwie udało się ujść z życiem. Wojsko przewiozło go do prywatnego szpitala w północnej części stanu Nowy Jork, pozostawiając go tam, by dożył swych dni jako warzywo, skazany na zapomnienie przez cały świat.

Jednak Louis Cyphre nie zapominana nigdy. Cyphre miał z tym piosenkarzem umowę, która określała płatność za śmierć Johnny'ego - płatność wymagalną dopiero po jego śmierci. Kiedy Cyphre wynajmuje prywatnego detektywa, aby odszukał Johnny'ego w szpitalu, Angel odkrywa, że piosenkarz zniknął. Nie jest to zwyczajny przypadek zaginięcia. Każdy, kogo Angel odpytuje w tej sprawie, wkrótce potem umiera. On sam poprzez śledztwo wikła się coraz bardziej w dziwaczne sploty czarnej magii, korowody dziwolągów i złowróżbne rytuały voodoo. Gdy złowieszczy Louis Cyphre pojawia się we snach Angela, detektyw zaczyna obawiać się o własne życie, własny zdrowy rozum i o własną duszę

Fragment

Rozdział 1

Był piątek trzynastego i na ulicach, jak pozostałości przebrzmiałej klątwy, zalegał jeszcze śnieg po wczo­rajszej śnieżycy. Błotnista breja sięgała kostek. Wokół terakotowej fasady Times Tower na 7 Alei powtarzały się raz po raz świetlne informacje z żarówek, ukła­dające się w słowa: ,,...W wyniku głosowania Hawaje stają się 50 stanem USA: Biały Dom wyraża ostateczną aprobatę, 232 do 89; podpis Eisenhowera przypieczę­tował...". Hawaje, słodka kraina ananasów i Haleloki, pobrzękujących ukulele, słońca i wysokich fal, szarych spódniczek kołysanych ciepłym wietrzykiem.

Obróciłem się na fotelu i wyjrzałem na Times Square. Reklama Camela na Claridge buchała wielkimi kół­kami dymu ponad sunącymi poniżej, warczącymi samochodami. Wytworny dżentelmen z reklamy, z ustami ułożonymi w kształt O, jakby pod wpływem wiecznego zdumienia, był na Broadwayu zwiastunem wiosny. Wcześniej w tym tygodniu drużyna pracują­cych na wysokościach malarzy zmieniła strój palacza - ciemny zimowy homburg i gruby płaszcz chester­field na lekkie, powiewne szaty i słomkowy kapelusz. Wygląda to może niezbyt poetycko, ale ogólnie jest dość wymowne.

Mój budynek wzniesiono przed końcem ubiegłego stulecia: trzypiętrowa sterta cegieł, połączona sadzą i gołębim guanem. Na dachu zalegały wielkanocne tablice reklamowe, zachęcające do lotów do Miami i skosztowania rozmaitych gatunków piwa. Na rogu znajdował się sklep z artykułami tytoniowymi, salo­nik Pokerino, dwa kioski z hot dogami, a w połowie przecznicy kino Rialto. Wejście mieściło się pomiędzy peep-show sprzedającym też tanie pornole a sklepi­kiem z różnościami i wystawą, na której można było zobaczyć pierdzące poduszki i gipsowe psie bobki. Moje biuro znajdowało się na piętrze, równolegle do Zakładu Elektroliz Olgi, Spółki Importowej ,,Łza" i biura Spółki Lotniczej Iry Kipnis. Ośmiocalowej wysokości złote litery wyróżniały się pośród innych - AGENCJA DETEKTYWISTYCZNA ROZSTAJE - nazwę tę odziedziczyłem wraz z firmą po Erniem Cavalero, który przyjął mnie jako łapsa, kiedy tuż po wojnie zjawiłem się w mieście. Zamierzałem właśnie wyjść na kawę, kiedy zadzwonił telefon.

- Pan Harry Angel? - zaświergotała z oddali se­kretarka. - Dzwoni pan Herman Winesap z McIn­tosh, Winesap i Spy.

Burknąłem coś przyjaźnie i przełączyła mnie. Głos Winesapa był śliski jak brylantyna do włosów, którą obficie skrapiano czupryny dzieciakom. Przedstawił się jako adwokat. To oznaczało, że drogo się cenił. Wine-sap tak się rozgadał, że prawie się nie wtrącałem.

- Panie Angel, dzwonię do pana, ponieważ chcia­łem sprawdzić, czy byłby pan obecnie w stanie podjąć się pewnego zadania.

- Dla pańskiej firmy?

- Nie. Występuję w imieniu jednego z naszych klientów. Czy jest pan obecnie bardzo zajęty, czy też może mógłby pan przyjąć to zlecenie?

- To zależy od roboty. Musi mi pan podać więcej szczegółów.

- Mój klient wolałby omówić je z panem osobiście. Zaproponował, aby zjadł pan z nim dzisiaj lunch. Punktualnie o pierwszej w Trzech Szóstkach.

- Czy zechce mi pan podać nazwisko tego klienta, czy mam po prostu rozglądać się za facetem z czer­wonym goździkiem w klapie?

- Ma pan pod ręką ołówek? Przeliteruję je panu.

Napisałem na bloczku przeznaczonym na notatki imię i nazwisko Louis Cyphre i zapytałem, jak się to wymawia. Herman Winesap spisał się wyśmienicie, wymawiając klasyczne ,,r" jak instruktor wymowy od Berlitza. Poprosiłem zatem o informacje dotyczące pochodzenia tajemniczego klienta.

- Pan Cyphre posługuje się paszportem francuskim. Co się tyczy prawdziwej narodowości, szczerze mówiąc, nie wiem, skąd on pochodzi. Nie wątpię, iż na to i inne pytania z radością zechce odpowiedzieć panu podczas lunchu. Czy mam przekazać, aby pana oczekiwał?

- Będę tam punktualnie o pierwszej.

Adwokat Herman Winesap poczęstował mnie jesz­cze paroma końcowymi uwagami, po czym się rozłą­czył. Odłożyłem słuchawkę i aby uczcić przyjęcie no­wego zlecenia, zapaliłem jedno z moich świątecznych Montecristos.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy