Bochenek - kultowa karczma dawnych Bielan
19 maja 2016
Ta karczma już niestety nie istnieje, ale przez ponad stulecie rozsławiała Bielany jadłem i napitkiem godnym królów.
Początkowo zajmowała duży drewniany dom. Z czasem się rozbudowywała. Na początku XX wieku na zabudowania karczmy składały się już dwa budynki mogące pomieścić ponad 300 osób. W najstarszym znajdowały się dwie duże sale, bufet i kameralny pokój na potrzeby specjalnych, ceniących prywatność gości. Zabudowania okalały duży dziedziniec. Pod kasztanami stały ławy dla większych grup, zaś w ogrodzie pod daszkiem stoliki dla bardziej eleganckich i wymagających gości. Z czasem od północnej strony podwórza dobudowano jeszcze jeden drewniany budynek mieszczący dwie kuchnie i pomieszczenia gospodarcze. W szczycie budynku głównego znajdowało się natomiast mieszkanie właścicieli. Od strony Wisły do budynku głównego przylegał na całej jego długości duży ogród. Tu także można było usiąść przy kameralnych stolikach.
Najlepsze świeże piwo
Karczma była słynna już pod koniec XIX wieku. Podczas majówek i uroczystości gościła najznamienitszych wielmożów. Miała opinię najlepszej w okolicach, słynęła też ze świeżego piwa. Ponoć, gdy w wyjątkowo piękny majowy dzień w 1896 roku dwadzieścia parostatków przywiozło na Bielany osiemnaście tysięcy osób, a około czterdziestu tysięcy przybyło lądem, gazety poinformowały, iż w rezultacie owej niebywałej frekwencji w słynnej restauracji Bochenka po raz pierwszy w dziejach zabrakło piwa!
Nie zaważyło to na reputacji karczmy. Przechodziła z pokolenia na pokolenie kolejnych Bochenków i wciąż była słynna. Po odzyskaniu niepodległości stała się miejscem modnym, nie tylko ze względu na znakomitą jakość dań i napitków, ale także z powodu stylizowanego na dawność wystroju. W budynkach nie było elektryczności. Jedyne oświetlenie zapewniały świece.
To wszystko sprawiło, że do restauracji Bochenków waliły tłumy gości. Tych zwykłych spragnionych schabowego i kufla zimnego piwa, ale i tych z eleganckiego i wytwornego świata elit II Rzeczpospolitej. Restauracja gościła przemysłowców, bogatych kupców, aktorów, pisarzy, nawet arystokratów. Miała też stałych bywalców, którzy bryczkami, powozami, dorożkami lub zwykłymi furmankami przyjeżdżali tu całymi rodzinami. "Bochenek" słynął wtedy ze staropolskich dań (bigos, flaki), nie brakowało też świeżych ryb, odławianych z Wisły przez miejscowych rybaków. Latem, w upalne niedziele często brakowało miejsc dla gości. Największą frekwencją restauracja cieszyła się podczas Zielonych Świątek przy okazji odpustu u Kamedułów.
Na pamiątkę pozostał krzyż
W początkach XX w. ówcześni właściciele restauracji Julia i Józef Bochenkowie postawili krzyż na polanie przed restauracją, naprzeciw wejścia do zabudowań Marianów. Stoi do chwili obecnej. Drugi krzyż postawili przy ul. Marymonckiej. Krzyż ten zlikwidowano w czasach komunistycznych, ale jakiś czas temu stanął ponownie na dawnym miejscu. Tylko restauracji już nie ma. Spłonęła w końcowym okresie Powstania Warszawskiego lub już po jego upadku, a ostatnia właścicielka - Julia Bochenkowa zmarła w 1951 roku. Ale pamięć o tym miejscu przetrwała do dziś, a mój dziadek wciąż tęskni za ziemniakami ze zsiadłym mlekiem od Bochenka...
(wk)
Na podstawie wspomnień Tekli Chmielewskiej pochodzących z książki "Bielany: przewodnik historyczno-sentymentalny" autorstwa Jarosława Zielińskiego.