Gorączka piątkowej nocy. Patrolowaliśmy Targówek wraz ze strażą miejską
16 marca 2015
Pojechaliśmy ze strażnikami miejskimi na nocny patrol ulicami Targówka i Białołęki. W piątkową noc nie zabrakło delikwentów, którzy tak bardzo chcieli się napić na świeżym powietrzu, że musieli spożywać alkohol pod chmurką. Argumenty? Różne. Piwo schłodzi się w drodze na przystanek. Koledze urodziła się córka. Autobus stuknął osobówkę na Młodzieńczej...
Godzina 21.00. Centrala wzywa nasz patrol na ulicę Bazyliańską 4. Według zgłoszenia "zakapturzony grubas rzuca butelkami w ścianę pawilonu handlowego". Na miejscu nikogo takiego nie ma, natomiast Bazyliańską idzie grupa młodzieży. Jeden z mężczyzn popija piwo z butelki. - Dobry wieczór państwu! Nie wiecie, że nie wolno pić alkoholu w miejscach publicznych? - pytają strażnicy. Grozi za to mandat w wysokości stu złotych. - Przepraszam. Taka miła, piątkowa atmosfera... - tłumaczy się Mateusz T. (24 l.). Pouczenie. Tym razem obyło się bez kary finansowej. Chłopak wyrzuca butelkę z piwem do śmietnika. - Jeszcze raz przepraszam, to się nigdy nie powtórzy - zapewnia i odchodzi.
Godzina 22.25. Jedziemy na północ - na Zieloną Białołękę. Ze sklepu przy Magicznej wychodzi grupa osób, która trzyma w siatkach piwo. Jedziemy dalej i zawracamy. Okazuje się, że już dwa piwka są otwarte. A jeden pan chce w mroku zrobić siusiu. - Panie władzo, za co? Jesteśmy świeżo po wypadku! Na Młodzieńczej autobus staranował osobówkę - mętnie tłumaczy się kobieta z puszką piwa w dłoni. Żadnego wypadku nie było - tylko drobna stłuczka. Autobus otarł się o renault. Ale każdy powód do napicia się jest dobry. Za spożywanie w miejscu publicznym Dorota R. (35 l.), Wojciech S. (62 l.), Piotr K. (41 l.) i Agnieszka S. (47 l.) otrzymują po stuzłotowym mandacie. Piwo chowają za pazuchę i odchodzą. Dokąd? - Do mnie. Mam na Skarbka z Gór mieszkanie i często zapraszam do niego nieznajomych, którzy chcą się napić - mówi tajemniczo Wojciech S. i wraz z grupą kompanów znika w mroku.
Dochodzi godzina 23.00. Jedziemy ulicą św. Wincentego. Przed sklepem pod numerem 101/2 stoi trzech mężczyzn. Popijają wódeczkę z kubeczków. Na nasz widok jeden z nich ucieka, ale dogania go strażnik Paweł. - Żona urodziła... córeczkę... wczoraj... a przedwczoraj miała cesarkę, panie władzo - mówi Kamil G. (36 l.). - Skoro tak, to dla pana mamy pouczenie. A dla panów po mandacie. Dokumenty poproszę! - mówi strażnik Mariusz, ale Adam T. (36 l.) i Mariusz M. (44 l.) nie zamierzają się legitymować. Są wulgarni i obrażają funkcjonariuszy. - Ja muszę, k..., ciężko zapracować na mamonę, a nie, k..., wydawać ją na mandaty - wydziera się Adam T. Koperkowa rozmowa z pijakami trwa kilkanaście minut. Upojeni panowie grożą strażnikom zwolnieniem z pracy. W końcu jednak Adam T. otrzymuje kolejny mandat - tym razem za przeklinanie w miejscu publicznym. - Dwie stówki, k..., poszły w p... - narzeka. Mandaty przyjęte, mężczyźni z siatkami pełnymi puszek piwa idą dopić w domu. Dziecko się w końcu narodziło, wypić trzeba.
Godzina 23.30. Centrala przekazuje zgłoszenie od mieszkańca Bródna. - Przy Kondratowicza 61 na budowie wciąż pracują robotnicy, jest straszny hałas - mówi dyspozytorka. Przyjeżdżamy na miejsce, gdzie czeka zgłaszający. - Spać nie mogę ani ja, ani żona, ani dzieci. Proszę, pomóżcie, ten hałas jest nie do wytrzymania - mówi i pokazuje plac budowy. Faktycznie, ekipy szlifują świeżą wylewkę podłóg w garażu. Hałas okropny. Strażnicy proszą ochroniarza o wezwanie kierownika. Nikogo z kierownictwa na placu już nie ma. Przychodzi za to Wacław S. (35 l.), który prowadzi firmę budowlaną. - Jestem od wykończeniówek. Razem z chłopakami z Grajewa na warszawskich budowach robimy. Wynajmujemy dom w Radzyminie. Taniej jest - mówi, przyjmując mandat 200 złotych. Nie jest zadowolony, że musi kończyć pracę. - Jestem podwykonawcą. Zleceniodawca nie będzie zadowolony, ale mam mandat na usprawiedliwienie przerwania prac - pan Wacław chowa dokument do portfela i odjeżdża swoim dostawczakiem w kierunku kwatery.
Godzina 0.17. - Na Wincentego straż miejska ma trolla - mówią strażnicy. Jakiego trolla? - Tak nazywamy ludzi, którzy są śmierdzący, brudni i odrażający. Bardzo często piją denaturat. Wiele razy widzieliśmy, jak chodzą po nich robaki. To nie jest przyjemny widok - mówią mundurowi. Okazuje się, że beznogi bezdomny to dobrze znany funkcjonariuszom Ryszard. Ma trzydzieści parę lat, pomagał uzależnionym od alkoholu. Mieszkał na Lnianej wraz z żoną i córką, ale sam wpadł w nałóg. Z powodu gangreny amputowano mu nogę. Dziś to wrak człowieka. Cuchnie brudem i alkoholem. Ma problem z percepcją, nie dociera do niego, co mówią strażnicy. Dostawczy radiowóz zabierze Ryszarda do noclegowni.
Godzina 2.13. Po zebrze na Radzymińskiej przy Trockiej przechodzi chłopak. Na widok radiowozu pospiesznie się cofa i chowa - jak postaci z kreskówek - za swoim kolegą. To Mateusz N. (25 l.), któremu - bynajmniej nie pod wpływem alkoholu - zachciało się filozoficznych dysput. - 100 złotych? A może 50? A dlaczego ma pan niebieski mundur? A ja się nie zgadzam na taki mandat. Ja chcę mandat MINUS sto złotych! - opowiada. - To dopisze pan sobie minus przed kwotą - odpowiadają strażnicy. W końcu młodzieniec przyjmuje mandat i odchodzi z kolegą między bloki na Trockiej.
Przemysław Burkiewicz