Gleby, dzwony i...
27 kwietnia 2007
Sezon motorowy oficjalnie otwarty. Z wiosną dla wielu zaczyna się także sezon na bezmyślność. Koniom mechanicznym popuszcza się cugle i pędzi, często na złamanie karku, miejskimi ulicami.
Ktoś kiedyś jednak już wyprzedził ministra w pomysłowości. Proponowano bo-wiem, żeby każdy nabywca motoru wyścigowego automatycznie wraz z jego zaku-pem wyrażał zgodę na oddanie swoich narządów w razie tragicznej śmierci. Taki swoisty apel miałby charakter reklamy społecznej. Reklamy z pewnością kontro-wersyjnej, ale przez swoją drastyczność, skutecznie spełniającej jedną ważną funkcję - pobudzenie niebezpiecznie uśpionej wyobraźni.
Statystyki śmierci
W kwietniu oficjalnie zainaugurowano sezon motorowy. Oficjalnie, bo miłośnicy szybkiej i niebezpiecznej jazdy szarżowali po stolicy przez całą zimę, która w tym roku wyjątkowo nie ostudziła należycie ich gorących głów. A statystyki są bezli-tosne. Z każdym rokiem ginie coraz więcej motocyklistów. W 2002 roku w Warsza-wie w piętnastu wypadkach zginęło ich dwóch, ale w 2005 już siedmiu. W zeszłym roku wypadków było aż dwadzieścia. Do kwietnia tego roku na motorze zginął jeden motocyklista, ale policja ostrzega: sezon jeszcze nie zaczął się na dobre!Łukasz nie chce podać swojego nazwiska. Kilka lat jeździł po warszawskich uli-cach wyścigową hondą. Jeździć przestał, kiedy założył rodzinę. - W tym środowisku każdy zna kogoś, kto zginął na motorze. Spośród moich kolegów jeden nie żyje, jeden jest kaleką, ale z szerszego grona znajomych, kolegów kolegów, nie żyje około 10 osób - wyznaje. - Jeden chłopak kilka lat temu wjechał motorem z dużą prędkością w tył autobusu. Cud, że nikt nie zginął, bo motor znalazł się częściowo wewnątrz ikarusa. A gość pierwsze co zrobił po wyjściu ze szpitala, to kupił sobie nową maszynę, wychodząc z założenia, że "co go nie zabije, to wzmocni".
Niektórzy jednak wolą zginąć, niż zostać kalekami. W zeszłym roku na jednej z warszawskich ulic zginął młody chłopak. Do szyi przywiązaną miał metalową linkę połączoną z kierownicą. Podczas wypadku, przy dużej prędkości, linka zabija na miejscu, makabrycznie okaleczając ciało. Wielu motocyklistów robi podobnie, balansując na cienkiej granicy życia i śmierci. Czy poważnie myślą, że śmierć mo-że zajrzeć akurat im w oczy? Czy liczą na swoje umiejętności i szczęście?
Droga do śmierci
- Oczywistą przyczyną wypadków jest nadmierna prędkość, brawura, ryzykowna jazda, ale wskazać można też pośrednie przyczyny - ogromną rolę w tym proce-derze niewątpliwie odgrywają media, które chcąc nie chcąc nierzadko propagują niebezpieczną jazdę. Do jednego z magazynów dodano kiedyś film "Gleby, dzwony i paciaki", pokazujący bardzo niebezpieczne zachowania motocyklistów. Był to wręcz instruktaż efektownych upadków i ewolucji. Takie zachowania naśladowane są potem na zatłoczonych miejskich arteriach - mówi podinspektor Wojciech Pa-sieczny z wydziału ruchu drogowego KSP.Policja apeluje także do rodziców o rozwagę. - Kupowanie siedemnastolatkom motoru wyścigowego to szczyt nieodpowiedzialności. A potem jest płacz, ból i po-czucie winy do końca życia - dodaje nie bez emocji Pasieczny. Walkę z moto-rowymi piratami prowadzi specjalna grupa operacyjna. Zajmuje się ona zarówno karaniem motocyklistów, jak i przygotowywaniem prezentacji dla szkół oraz ośrod-ków nauki jazdy, pokazujących tragiczne konsekwencje bezmyślnej jazdy. - Panuje przekonanie, że kierujący ścigaczami są bezkarni i nieuchwytni dla drogówki. Nie jest to prawdą - przekonuje Pasieczny. W ubiegłym roku policja zakupiła nowo-czesny motocykl. Nieoznakowany, wyposażony w kamerę z doskonałym zoomem, patroluje miasto. Po dwudziestu dniach ogromne koszty jego zakupu zwróciły się w postaci wystawionych mandatów. A mandaty są bardzo wysokie, ponieważ naj-częściej obok zdecydowanego przekroczenia prędkości łamanych jest szereg in-nych przepisów ruchu drogowego: od lekceważenia czerwonego światła, po jazdę pod prąd. - Kary dochodzą do 1000 złotych i więcej - przestrzega Pasieczny. Jednak motocykliści są doskonale zorientowani w działaniach policji. Na licznych forach internetowych szybko pojawiły się ostrzeżenia dotyczące nieoznakowanego policyjnego motoru. Uczestnicy forów prześcigają się także w opowieściach o spektakularnych, często wyssanych z palca ucieczkach przed policją.
Od powszechnie nazywanych "dawcami organów" motocyklistów odcinają się stanowczo właściciele legendarnych harleyów, dla nich nawet pusta droga o zacho-dzie słońca nie będzie pokusą do wciśnięcia gazu. To inna filozofia jazdy. Pierwsi żyją zgodnie z mottem: "Motor jest bogiem... prędkość nałogiem... tuning zaba-wą... freestyle podstawą!". Ci drudzy natomiast chcąc być panami szos, swój przejazd przeciągają, celebrując go dostojnie.
Najbliższe miesiące mogą przynieść wiele zagrożeń na drogach. Sezon dopiero się rozpoczyna. Co prawda komenda rejonowa nie zauważyła na monitoringu nie-bezpiecznych zachowań z udziałem motorów, ale mieszkańcy mówią co innego. Zwłaszcza nocami świst rozpędzonych maszyn przerywa ciszę...
Piotr Otrębski
Jedni celebrują jazdę... |
... inni niebezpiecznie pędzą. |