Dla kogo są biblioteki?
20 listopada 2009
Biblioteki na Białołęce - podobnie jak w innych dzielnicach - są finansowane z pieniędzy miasta. Zysków nie przynoszą żadnych, bo jako placówki kulturalne nie takie mają zadanie, ale czy istnieje możliwość zreformowania bibliotek, tak aby były lepiej przystosowane do potrzeb czytelników - miały lepsze księgozbiory i były bardziej dostępne dla pracujących mieszkańców dzielnicy?
- Biblioteki powinny być bardziej nowoczesne, powinny stać się małymi centra-mi kultury, organizować spotkania z autorami, teatrzyki dla dzieci, wykłady dla młodzieży i dorosłych. Jak to zrobić w lepiance na ulicy Ambaras? - pyta mieszka-niec Białołęki Dworskiej.
O tym, że dzieci na placu Światowida muszą podczas zajęć w bibliotece robić siusiu do wiaderka, bo w placówce nie ma toalety, pisaliśmy w "Echu" dokładnie rok temu. Od tamtej pory jednak coś drgnęło. - Toaleta typu toi-toi, z wodą bieżącą, funkcjonuje od września. Jest przystosowana dla dzieci i dorosłych. Także teren wokół biblioteki, który był notorycznie zaśmiecany został już uprzątnięty i powsta-nie tu plac zabaw. Zostanie ogrodzony, już zakupiono elementy wyposażenia placu zabaw i planujemy jego wykonanie na wiosnę - mówi Małgorzata Kozieł, naczelnicz-ka wydziału kultury w urzędzie dzielnicy. Toaleta powstała we wrześniu, choć pisa-liśmy o tym rok temu. Jeśli z jedną sławojką urząd rozprawia się przez dziesięć miesięcy, nie dziwota, że inne inwestycje stoją w miejscu.
Dotacja z budżetu na utrzymanie bibliotek publicznych w dzielnicy w 2008 roku wynosiła - według informacji Małgorzaty Kozieł - 4,27 mln zł, a w 2009 roku 4,5 mln zł. Koszt zakupu książek, multimediów oraz innych pomocy dydaktycznych w 2008 r. wyniósł 436 tys. zł, co stanowi 10,2 % ogółu budżetu, a na 2009 rok zaplanowa-no w budżecie na ten sam cel 600 tys. zł (13,3%). Procentowo jest więc podobnie jak w innych warszawskich dzielnicach - czyli bez rewelacji.
Skoro większość środków jest przejadana, czy jest sens utrzymywania dzie-więciu bibliotek w jednym rejonie dzielnicy (wszystkie są zlokalizowane na Tarcho-minie i w jego najbliższej okolicy, wschodnia Białołęka nie ma ani jednej placówki). Każda z nich generuje koszty. Pieniądze, które mogłyby być przeznaczone na zakup książek czy innych multimediów idą na utrzymanie samych lokali oraz pra-cowników.
Oprócz mizernych środków na zakupy nowych książek problemem są też go-dziny otwarcia bibliotek - większość pracuje od 13 do 19 bądź od 10 do 15. Trzeba pamiętać, że Białołęka jest w większości zamieszkana przez osoby, które pracują poza dzielnicą i dla nich dotarcie z centrum do biblioteki w porze popołudniowego szczytu jest nie lada wyzwaniem.
- Rzadko się to udaje, ale czasem wpadam do biblioteki w ostatniej chwili, wy-bieram książki po omacku, bo jest za pięć siódma, a potem najczęściej nie czytam do końca, bo nie wybrałam tego co chciałam. Panie bibliotekarki nie doradzą, bo są już w dołkach startowych do domów. Popędzają wszystkich i jeszcze dostaję burę za przetrzymywanie książki. No cóż, próbowałam wiele razy zdążyć, ale to jest jak gra w totolotka - opowiada 35-latka z Nowodworów.
Rozwiązaniem byłoby otwarcie przynajmniej części placówek w soboty - wtedy mieszkańcy mieliby większą szansę na skorzystanie z księgozbiorów. - Rozważymy tę propozycję - mówi wiceburmistrz Andrzej Opolski. - Spróbujemy zamknąć którąś z bibliotek w dzień powszedni, w zamian udostępniając ją w sobotę.
Naszym zdaniem bibliotekami należałoby porządnie potrząsnąć, a nie robić de-likatne próby. Są to instytucje publiczne, utrzymywane za grube miliony, a ich dni i godziny otwarcia są skandaliczne. Zupełnie nie przystosowane do współczesnych realiów pracujących i stojących w korkach mieszkańców.
- Bibliblioteki są dla emerytów, młodzieży i osób niepracujących. Większość nie ma żadnych szans na skorzystanie z księgozbiorów - mówi 40-latek z Tarchomina. - A wystarczyłoby przedłużyć godziny otwarcia codziennie do 21, albo przynajmniej w wybrane dni. O tym, że powinny być otwarte w soboty i niedziele nawet nie wspominam.
- Księgozbiory są słabe. Praktycznie nie ma nowości, a na rynku jest naprawdę dużo wspaniałych książek. Wystarczy wejść do księgarni na Krakowskim Przed-mieściu. Niestety ceny nie są na kieszeń przeciętnie zarabiającego człowieka - żali się osoba korzystająca z bibliotek.
Inną sprawą jest to, dla kogo są białołęckie multicentra, zbudowane i wyposa-żone za ciężkie miliony. W dzielnicy są dwa: Multicentrum na Porajów oraz Multi-medialna Biblioteka dla Dzieci i Młodzieży nr LVI "Nautilus" na Pancera. Oba mają w swoich programach zajęcia dla dzieci przedszkolnych i szkolnych - ale poza zorganizowanymi grupami miejsc dla najmłodszych prawie nie ma. Obie placówki nie pracują w weekendy. Jedynie Multicentrum na Porajów otwarte jest przez cztery godziny w sobotnie przedpołudnie.
- Takie placówki powinny działać tak samo jak ośrodek kultury, czyli siedem dni w tygodniu - uważa matka kilkuletniego chłopca. - Mój Pawełek był raz w Multicentrum i bardzo chce tam chodzić, ale niestety nie ma miejsc. Panie mówią, że przychodzą do nich głównie grupy zorganizowane. Pytałam w przedszkolu, kiedy dzieci będą miały zajęcia na Porajów, ale niestety nie będą miały. Starsza córka jest już w szkole i też nigdy nie miała zajęć w Multicentrum.
Zarząd dzielnicy właśnie ogłosił przetarg na projekt kolejnego centrum nauko-wo-kulturalnego na Świderskiej. Mają się tam znaleźć sala kinowo-widowiskowa, biblioteka multimedialna, klimatyzowane sale edukacyjne, amfiteatr i tereny rekre-acyjne. Pytanie tylko, czy ta biblioteka będzie podobnie mało dostępna dla miesz-kańców? Zanim burmistrz z wielką pompą przetnie kolejną wartą miliony złotych wstęgę, powinien poważnie zastanowić się nad sensem wcześniej wydanych milio-nów na placówki zamknięte w weekendy.
(wt), bk