Deweloper ich oszukał, śpią w przyczepie
20 czerwca 2012
Kiedy cztery lata temu państwo Makuchowie sprzedawali swój majątek w Mielcu i kupowali budynek w Wawrze, mieli nadzieję na nowe, lepsze życie. Niestety, dziś przeżywają dramat. Zamiast wymarzonego domku jest przyczepa campingowa.
- Zgodnie z umową budynek miał zostać dokończony do czerwca 2008 roku. Niestety, deweloper nie wykonał wszystkich prac. Byliśmy zmuszeni do wynajmowania mieszkań, tułaliśmy się po wielu miejscach, nasze rzeczy zostawialiśmy u rodziny i znajomych.
Deweloper czeka na pieniądze
Państwo Makuchowie za ostatnie pieniądze wykończyli swój wymarzony dom z nadzieją, że dzięki temu szybko w nim zamieszkają. Niestety, okazało się, że powinni dodatkowo jeszcze wpłacić ostatnią ratę deweloperowi. Mimo że on nie wywiązał się z umowy.
- Sami zrobiliśmy to, co należało do obowiązków dewelopera. Z jakiej racji mamy jeszcze coś dopłacać, skoro wydaliśmy pieniądze właśnie na to, na co miały być przeznaczone? Sąd przyznał nam rację, w 2009 roku otrzymaliśmy prawo własności budynku. Założona została księga wieczysta na nasze nazwisko. Zostaliśmy zameldowani, na własny koszt wykonaliśmy wszystkie odbiory techniczne, zawarliśmy umowy na wszystkie media - opowiada pani Barbara.
Wydawało się, że dalej to już kwestia kilku papierków i problem zostanie rozwiązany. Niestety, okazało się inaczej.
- Nie możemy zdobyć zgody na użytkowanie. Zdaniem urzędników nadzoru budowlanego, aby takową otrzymać, musielibyśmy mieć pozwolenie na budowę, a to jest w posiadaniu pani Ireny P. - dewelopera, która nie chce nam jej udostępnić - mówi Wiesław Makuch.
Obecnie rodzina Makuchów w nowym domu trzyma swoje rzeczy, nie może tam jednak spać, ani przebywać. Ich lokum to malutka przyczepa campingowa na działce przy Zgodnej 10. Dodatkowym ogromnym problemem jest fatalny stan zdrowia pani Barbary i córki. Ona sama jest inwalidką I grupy, wymaga stałej opieki i pomocy, dziecko natomiast czekają dwie skomplikowane operacje.
Irena P. zaprzecza
Irena P. - deweloper tłumaczy, że budynek Makuchów zgodnie z umową miał być skończony 30 października 2009, a mieszkanie wynajmowali oni już wcześniej, bo sprowadzili się z Mielca przed terminem oddania domu.
- Nic o zawalonym dachu nie wiem, a byłam na budowie codziennie. Poza tym nie było żadnego zgłoszenia do PINB-u, a przecież katastrofę budowlaną zgłasza się natychmiast - mówi Irena P.
Wyjaśnia też, że nie rozumie zarzutu o skorodowanym ogrodzeniu, ponieważ gwarancja na dom minęła, a deweloper nie będzie malował ogrodzenia dożywotnio, bieżąca konserwacja należy do właściciela.
- Balustrady u państwa Makuchów założyłam, mimo że mi za nie nie zapłacili - mówi deweloper.
Dodaje też, że sprawę zmniejszonego metrażu budynku rozstrzygał już sąd w sprawie karnej, która została umorzona.
- Obecnie toczy się sprawa cywilna, która wszystkie te zarzuty w końcu rozstrzygnie. Zacieki na ścianach powstały chyba już trzy lata po tym, jak oddałam Makuchom klucze w czasie prac wykończeniowych - mają je oni jako jedyni, więc nie wiem co tam się działo - twierdzi Irena P.
Nie zgadza się też z tłumaczeniami Makuchów o wydatkach, jakie ponieśli wykańczając budynek bez jej wiedzy.
Sfałszowany podpis?
Tymczasem okazuje się, że żal do Ireny P. mają nie tylko Makuchowie. Sprawę przeciwko niej zgłosiła też rodzina Olszewskich, która twierdzi, że deweloperka posługując się fałszywym podpisem 91-letniej Filomeny Olszewskiej uzyskała pozwolenie na budowę na terenie jej działki.
- Sprawa ciągnie się od czterech lat. Była w prokuraturze, wróciła do policji. Końca nie widać - żali się syn staruszki.
W niedzielę, 10 czerwca Irena P. została zatrzymana przez policję.
- Prokuratura rejonowa prowadzi postępowanie przeciwko Irenie P. Przedstawiono jej dwa zarzuty: podrobienie dokumentu i przedłożenie w urzędzie, sfałszowanie oświadczenia o prawie dysponowania nieruchomością. W obu przypadkach Irena P. uzyskała dzięki temu korzystne dla siebie decyzje administracyjne. Zarzucane czyny były popełnione w 2006 roku. Irena P. została przesłuchana, odmówiła składania wyjaśnień, nie przyznała się do zarzucanych czynów - mówi zastępca prokuratora rejonowego Dorota Kuske.
Do sprawy wrócimy.
Anna Sadowska