Dekret Bieruta, czyli nowe ludzkie dramaty
14 października 2014
Swój warsztat na Szarych Szeregów pan Wiesław prowadzi już 42 lata. Musi się jednak wynieść lub zapłacić 5 milionów złotych za grunt. Ziemię odzyskali bowiem spadkobiercy dawnych właścicieli. - Pracowałem uczciwie, miałem wszelkie pozwolenia. I zgodnie z prawem idę na bruk - mówi załamany.
Najem z ojca na syna
Teraz na Szarych Szeregów urzęduje już syn pana Wiesława, wcześniej na tym terenie pracował stryj, a jeszcze wcześniej dziadek. Cztery lata temu pan Wiesław dostał decyzję, że ma się wynieść, bo kończy się najem, a odnaleźli się prawowici właściciele terenu. Tę wiadomość przypłacił zdrowiem. Częściej niż na Szarych Szeregów przebywa na oddziale kardiochirurgii w Aninie.
- Warsztat przejąłem w 1972 roku od stryja, a więc to już 42 lata. Dostałem wtedy 20-letnią dzierżawę od miasta. Stryj postawił budynki, na wszystko oczywiście mieliśmy zgodę. W latach 90. bez problemu dzierżawę przedłużono. Cztery lata temu powiedziano mi, że to koniec. Kazano rozebrać budynki, do białego piasku, to dla mnie ogromny koszt, nie do udźwignięcia obecnie - mówi.
W urzędzie dzielnicy zrozumienia nie znalazł. Przepisy to przepisy. Pozwolenie na wynajmowanie skończyło się w czerwcu 2012 roku i od tej pory pan Wiesław płaci kary za bezumowne zajmowanie terenu - blisko 1 tys. zł miesięcznie.
- Przez te wszystkie lata nigdy nie zalegałem z żadnymi rachunkami. Mało jest takich warsztatów pokoleniowych jak mój. Urząd wytoczył mi sprawę, właśnie jest w sądzie. Lokatorzy z Karolkowej 9 w razie czego dostaną lokale zastępcze, a mnie po prostu się wyrzuca. Nie uzbieram już pieniędzy na nowy warsztat. Całe życie poświęciłem Woli. Kilkadziesiąt lat żyję z pracy rąk, ale takich pieniędzy nie odłożyłem - mówi.
Teren wart miliony
Jak opowiada pan Wiesław, właściciele nie są oczywiście zainteresowani warsztatem. Chcą tylko terenu, bo będzie można go bardzo korzystnie sprzedać. To przecież prawie centrum, ledwie 1,5 km od Pałacu Kultury. Jest strzępkiem nerwów, ma wrażenie, że to miejsce codziennie oglądają wysłannicy deweloperów z różnych części kraju. - Ten ich mecenas powiedział nawet, że ich nie interesuje rozbiórka do białego piasku. Oni chcą po prostu terenu. A później rzucił, że mogą mi to sprzedać za pięć milionów. Powiedziałem mu, że ma naprawdę wysokie mniemanie o rzemiośle warszawskim. Jeśli pozbyłby się nas i lokatorów z Karolkowej, to może tę działkę sprzedać i za 60 milionów... Jak powiedziałem, sprawa jest w sądzie. Liczymy na to, że sąd okaże zrozumienie i serce - ma nadzieję pan Wiesław. Sprawę do sądu skierowały władze dzielnicy, domagając się nakazu opuszczenia terenu przez najemców. Pan Wiesław liczy, że jeżeli nie uda się mu zostać, to może chociaż nie on będzie musiał ponosić koszty rozbiórki.
Prawo jest za urzędem
Na to jednak nie ma co liczyć. Prawo nie stoi po stronie pana Wiesława.
- Zgodnie z księgą wieczystą właścicielem terenu jest m.st. Warszawa. Prowadzone jest postępowanie odnośnie zwrotu spadkobiercom gruntów przy Karolkowej 9 i Przyokopowej 25 stanowiących m.in. część dzierżawionego terenu. Z uwagi na bliskie zakończenie postępowania brak jest możliwości przedłużenia na kolejny okres umów dzierżawy na tym terenie. Poinformowaliśmy dzierżawców o przygotowaniu gruntu do wydania na rzecz byłych właścicieli bez poczynionych naniesień. Zgodnie z artykułem 705 Kodeksu Cywilnego dzierżawca po zakończeniu okresu umowy jest zobowiązany zwrócić teren w stanie uporządkowanym. Takie postanowienia zabezpieczają miasto przed wystąpieniem byłych dzierżawców o zwrot nakładów poniesionych na gruncie m.st. Warszawy. Niezastosowanie się grozi postępowaniem sądowym, niepotrzebnie generując koszty - wyjaśnia Barbara Stąpor, naczelniczka delegatury Biura Gospodarki Nieruchomościami dla dzielnicy Wola.
mac