Czas rozszerzyć horyzonty
3 listopada 2006
"Echo" rozmawia z kandydatką na prezydenta Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz.
Zapowiada Pani decentralizację władzy w mieście? Konkret-nie - co, w jakim terminie? Co z delegaturami stworzonymi przez Lecha Kaczyńskiego? Jakie kompetencje pozostaną w mieście, jakie dostaną dzielnice?
- Za obietnicami muszą iść czyny. Delegatury zo-staną zlikwidowane, a odpowiednie wydziały przywró-cone dzielnicom. Uchwalimy przygotowany przez nas, decentralistyczny statut miasta. Zgodnie z zasadą po-mocniczości w mieście pozostaną tylko te kompeten-cje, które bądź to są określone przepisami ustawo-wymi, bądź mają wymiar ponaddzielnicowy, a więc transport publiczny, budowa dróg innych niż lokalne, inwestycje komunalne.
Na spotkaniu z wydawcami prasy lokalnej powiedziała Pani, że decentralizacja będzie następować etapami. Najpierw niedużo kompetencji i, jak dzielnice sobie z nimi poradzą, to zostaną przekazane następne. Kto Pani zdaniem sobie nie poradzi? Urzędnicy zajmujący się tym od lat?
- Podczas kampanii spotykam się z różnymi środowiskami. Wciąż słyszę narze-kanie na urzędy dzielnicowe. Mam wrażenie, że urzędnicy odzwyczaili się od podej-mowania decyzji i tylko z tego wynika etapowość.
Paraliż urzędów wynika raczej z braku kompetencji do podejmowania decyzji i złego zorga-nizowania stołecznych urzędów, a nie braku profesjonalizmu tychże urzędników.
- Jeśli okaże się, że po wprowadzeniu w życie nowego statutu, dzielnice świet-nie sobie radzą, kompetencje zostaną przekazane szybko.
Czy ma Pani jakąś koncepcję na rozwiązanie problemu braku miejsc w przedszkolach w dzielni-cach rozwijających się (jak np. Białołęka). Radni Białołęki chcą większego dofinansowania z budżetu miasta dla przedszkoli niepublicznych, tak aby rodzice ponosili mniejsze koszty niż obecnie. Czy akceptuje Pani takie rozwiązanie i poprze je w nowej radzie miasta, czy też zaproponuje inne?
- Oczywiście, że poprę. Placówki niepubliczne są obecnie dyskryminowane. Wszystkie podmioty oświatowo-wychowawcze winny mieć równe prawa. Praktyka pokazuje, że zaproponowane rozwiązanie jest tańsze i skuteczniejsze, niż budowa nowych przedszkoli za pieniądze publiczne. Natomiast chyba w żadnej innej dziel-nicy brak przedszkoli (i publicznych i prywatnych) nie jest tak dokuczliwy, jak na Białołęce.
Proszę odnieść się do pomysłu przedłużenia pierwszej linii metra z huty na Nowodwory po trasie mostu Północnego i dalej wzdłuż Światowida. Na Pani mapce rozwiązań komunikacyjnych jest takie połączenie. Tymczasem PiS zlikwidował rezerwę terenu pod metro w uchwalonym nie-dawno studium zagospodarowania miasta.
- PiS jest przeciwny przedłużeniu linii metra na Tarchomin i ta decyzja jest skandaliczna. PO jest absolutnie za tym. Moi specjaliści wyliczyli dodatkowy koszt takiego rozwiązania (około 700 milionów). Zupełnie irracjonalne jest nieustanne karanie Białołęki przez PiS. Niechęć wobec metra, brak mostu, brak przedszkoli, dialogu w sprawie Czajki.
Konsekwentnie opowiadamy się za przedłużeniem I linii metra z huty przez Wisłę na Białołękę. Tramwaj nie jest tak szybki, jak kolej podziemna, poza tym wymagać będzie przesiadki.
Są na Białołęce trzy miejsca dobitnie świadczące o niegospodarności władz Warszawy i zero-wym stopniu zainteresowania peryferiami miasta. To dawna fabryka domów przy Świderskiej, Faelbet przy Płochcińskiej oraz tereny portu Żerańskiego. Dziesiątki hektarów, którymi od lat nikt się nie interesuje, władze dzielnicy piszą, proszą, radni uchwalają, a władze stolicy milczą. Czy ma Pani jakiś pomysł na zagospodarowanie tych terenów? Jaki? W jakim terminie? Za czyje pieniądze?
- Opowiadamy się za decentralizacją, co w języku konkretów oznacza, że o sprawach lokalnych nie decyduje się z w zaciszu gabinetu prezydenta, lecz drogą dialogu społecznego i porozumienia z samorządem lokalnym. My, jako władze miasta, określimy ile pieniędzy i w jakim czasie możemy przeznaczyć na wspom-niane inwestycje. Rolą władz dzielnicowych będzie zaproponowanie optymalnego rozwiązania w tych warunkach. Z całą pewnością rewitalizacja tych terenów może następować z udziałem kapitału prywatnego.
Właśnie trwa budowa obwodnicy Jabłonny, która będzie gotowa za półtora roku, ale nic nie da kierowcom, bo miasto stołeczne nie wybuduje w tym samym czasie swojego odcinka Modlińskiej od ulicy Aluzyjnej do granic Warszawy i korki jak były, tak będą. Jakimi procedurami prawnymi, jakimi przepisami można na przyszłość uniknąć takich kompromitujących przypadków? Jak zmusić urzędników do większej koordynacji działań?
- Bardzo wiele skandali inwestycyjnych w stolicy wynika nie z braku pieniędzy, lecz skandalicznej niekompetencji urzędników. Moim celem jest radykalna poprawa kierowniczej kadry urzędniczej w mieście. Aby to nastąpiło trzeba usprawnić sys-tem rekrutacji i wybierać najlepszych, a nie tych z właściwą legitymacją partyjną. Władze miasta muszą też wprowadzić nowoczesną kulturę pracy, na wzór korpo-racji biznesowych, gdzie kładzie się nacisk na konkrety i efekty pracy, a nie liczbę godzin przesiedzianych za biurkiem. Można to osiągnąć np. motywacyjnym syste-mem płac (nagrody za dobre wyniki) i systemem oceny jakości pracy urzędników. W sprawach takich, jak przez Pana wspomniana, nic nie jest usprawiedliwieniem. Przez opieszałość ratusza dziesiątki tysięcy ludzi skazanych jest na codzienny, komunikacyjny koszmar.
Czy zdaniem Pani potrzebne jest coś takiego, jak ustawa aglomeracyjna, która między innymi wprowadziłaby zapisy regulujące kwestię komunikacji, aby w przyszłości uniknąć sytuacji likwidowania przystanków ZTM, jaka miała miejsce w Jabłonnie, a obecnie grozi Ząbkom? Komunikacja w miejscowościach podwarszawskich to nie jest tylko kwestia interesu tamtych gmin, to także interes wielu mieszkańców Warszawy utrzymujących ZTM, bo przecież praco-dawcy warszawscy zatrudniają osoby mieszkające np. w Jabłonnie i chcą, by punktualnie dojechały do pracy. Jakich regulacji potrzeba, żeby skończył się dyktat ZTM i ciągłe stra-szenie miejscowości podwarszawskich likwidacją przystanków?
- Ustawa nie jest konieczna, wystarczy dobra wola. Czas rozszerzyć horyzonty poza czubek własnego nosa. Władze Warszawy muszą zrozumieć, że ci, którzy mieszkają nieopodal rogatek stolicy pracują, uczą się w mieście i tworzą jego tkankę społeczną (ale nie mają prawa głosu - i może dlatego są całkowicie lekce-ważeni). Jeżeli będziemy patrzyli na interes miasta w wąskim spektrum, jako jed-nostki administracyjnej, będziemy świadkami żenujących kłótni o to, czy dana gmina dopłaci przysłowiowe parę groszy więcej, czy mniej w ramach rozliczeń tran-sportowych. Nowoczesne zarządzanie metropolią wychodzi poza ten ciasny hory-zont. Musimy zawiązać dobrowolny związek metropolitalny (na wzór trójmiejski) i na zasadzie partnerstwa i wizji wspólnego celu, maksymalnie uprościć i usprawnić system transportowy w całej aglomeracji.
Z powyższym wiąże się także koncepcja wspólnego biletu ZTM i PKP, która od lat nie może zostać zrealizowana. Czy i jak rozwiąże Pani ten problem? Jak doprowadzi Pani do porozu-mienia miasta z koleją? W oparciu o jakie przepisy, lub jakich zmian w przepisach takie porozumienie wymaga?
- Dokonamy konsolidacji kapitałowej, by ograniczyć koszty i podnieść rentow-ność. Zaproponujemy rozwój sieci SKM oplatającej Warszawę i gminy wianuszka. Kluczowy będzie wspólny bilet na wszystkie środki transportu w obrębie aglo-meracji: autobusy, tramwaje, metro i SKM. Jesteśmy przekonani, że zdołamy się porozumieć ze wszystkimi partnerami w tej bardzo ważnej dla mieszkańców stolicy i okolic sprawie. Przecież ten bilet to rozwiązanie do wprowadzenia od zaraz.
Mieszkańcy niemal wszystkich dzielnic Warszawy narzekają, że samorządowe ośrodki sportu są za drogie dla przeciętnej rodziny i nie promują w cennikach rodzin. Np. na wejście na basen całą 4-osobową rodziną stać przeciętnie zarabiających zaledwie dwa razy w miesiącu. Poza tym dochodzi do paranoicznych sytuacji, że organizatorzy np. społecznej ligi piłkarskiej skupiającej 400-500 chłopców muszą płacić ośrodkom sportu za wynajęcie boiska. Jak taką sytuację zestawić z walką z narkotykami i wydawaniem na ten cel setek tysięcy złotych? Czy i jak rozwiąże Pani powyższe sprawy?
- Zarządzanie sportem to obecnie jedna wielka patologia. Wiem, że na przyk-ład szkółka piłkarska dla chłopców na Legii dostaje grosze na szkolenie, a fundacja położona nieopodal, zarządzająca dwoma kortami setki tysięcy złotych.
Po pierwsze zadeklarowałam, że nawet metr z terenów sportowych należących do małych klubów nie zostanie przeznaczony na inne cele. Po drugie dofinansowa-nie sportu młodzieżowego - tu ma Pan całkowitą rację. Lepiej dawać na sport, niż potem na leczenie uzależnień, otyłości etc. Edukacyjna rola sportu jest nieocenio-na.
Projekt II linii metra na Pani mapce zakłada końcową stację na Bródnie w rejonie ul. Rem-bielińskiej. Czy nie uważa Pani, że korzystniej byłoby zaprojektować jeszcze co najmniej jeden odcinek, np. do stacji PKP Warszawa-Toruńska, aby w przyszłości stworzyć dogodną przesiadkę do i z szybkiej kolei miejskiej jadącej do Legionowa.
- Nie jest to wykluczone, aczkolwiek zwiększa to koszty, zaś wg naszych pla-nów z centrum będzie można dojechać linią nr 3 SKM. W założeniu II linia metra ma obsługiwać rejon osiedla Bródno, zaś na Białołękę planujemy przerzucić prze-dłużoną I linię. Jednak pomysł wart jest analizy. Być może okaże się, że jest to opłacalne.
Czy nie należałoby także już dziś przynajmniej zaplanować przedłużenia II linii na tereny dynamicznie rozwijającej się zielonej Białołęki? Biorąc pod uwagę plany zagospodarowania, które dopuszczają tu zabudowę kilkukondygnacyjną, wkrótce może tu mieszkać co najmniej tyle osób, co na Nowodworach (tam też jeszcze 8 lat temu były pola uprawne).
- Przez linię kolejową wzdłuż Białołęki zamierzamy puścić jedną z linii SKM. Po-zostałe tereny są obecnie zbyt słabo zurbanizowane, by opłacało się planować tam linie metra. Niestety środki są ograniczone, a potrzeby bardzo pilne. Jednak nie-wykluczone, że za kilka, kilkanaście lat okaże się, że rozwój urbanistyczny tych terenów usprawiedliwia plany przedłużenia II linii metra.
W Pani programie dla Targówka jest budowa przychodni w kompleksie Domu Kultury "Zacisze" na Blokowej. Po co w obecnej sytuacji służby zdrowia budować piękną przychodnię i ją wyposażać w nowoczesny sprzęt, skoro NFZ nie da pieniędzy na skorzystanie z tego sprzętu, a pacjent traktowany będzie jak dotąd, tylko w piękniejszym wnętrzu?
- Musimy inwestować w służbę zdrowia tak, by doprowadzić ją do standardów cywilizowanego świata. Bez modernizacji i rozwoju sieci placówek zdrowotnych kryzys będzie się pogłębiał. Z tego samego powodu gorąco popieramy budowę nowego szpitala na Ursynowie. Czy mamy nic nie budować, zakładając że NFZ i tak nie da pieniędzy?
Jeżeli wygra Pani wybory, to w jakiej koalicji najchętniej rządziłaby Pani miastem, a współ-pracę z kim Pani odrzuca? Proszę podać swój gabinet cieni, kto czym się zajmie - inwestycjami, zdrowiem, oświatą, sportem, funduszami unijnymi itd.
- Chcemy rządzić samodzielnie i jak wynika z sondaży - jest na to bardzo duża szansa. O ewentualnych koalicjach będziemy rozmawiali po wyborach. Co do "gabi-netu cieni" to nie chcę jeszcze zdradzać nazwisk, ale powiem Panu, że kilka z nich, to najlepsi fachowcy w swoich branżach. Dotyczy to szczególnie komunikacji, bez-pieczeństwa, edukacji, obsługi inwestycji.
U Marka Borowskiego już dziś wszystko jest jasne w kwestii obsady stanowisk, ale oczywiście każdy ma prawo do własnej strategii. Ja osobiście uważam, że wyborcy takie informacje powinni otrzymywać przed głosowaniem. Szkoda, ale zajmijmy się następną sprawą...
Warszawa jest największym w Polsce rynkiem pracy i na jej władzach ciąży dziś ogromna odpowiedzialność zatrzymania Polaków w kraju, aby masowo nie wyjeżdżali i nie emigrowali do Europy i USA. Czy i jak zamierza się Pani zmierzyć z tym wyzwaniem?
- Symbolicznie ujmując, chciałabym, by warszawskie Okęcie służyło nie do wy-lotów młodych ludzi za pracą, lecz ich powrotów do dynamicznie rozwijającej się Ojczyzny. W Warszawie bezrobocie jest niskie, ale płace wciąż odstają od tych, jakie ambitni i wykształceni ludzie mogą wypracować na zachodzie. Oczywiście nie zdołamy ich wyrównać z dnia na dzień, ale szybki postęp jest konieczny. Aby to osiągnąć, musimy postawić na dobrą jakość edukacji, z urozmaiconą i elastyczną ofertą dostosowaną do potrzeb rynku pracy, a także musimy budować nowoczesną, innowacyjną gospodarkę opartą na wiedzy. Te działania trzeba naturalnie uzupełnić dbałością o rozwój infrastruktury teleinformatycznej i komunikacyjnej, i oczywiście sektora usług, tak by inwestorzy mieli tu optymalne warunki do prowadzenia biz-nesu.
Ostatnio w Platformie Obywatelskiej nie dzieje się najlepiej. Autorytarny sposób zarządzania partią spowodował odejście ponad stu działaczy pierwszego szeregu. Są wśród nich ci, co organizowali w Warszawie PO od podstaw. Co miała Pani przeciwko Maciejowi Białeckiemu? Według mojej oceny to jeden z najbardziej kompetentnych i zaangażowanych samorządowców ostatnich lat. Co miał na sumieniu?
- Kompetencji i wiedzy Pana Macieja nigdy nie podważałam. To świetny samo-rządowiec. Wyciągałam jednak do niego rękę wielokrotnie, a on stał "w rozkroku" - był jednocześnie ze mną i przeciw mnie. A ja chciałam, żebyśmy grali w jednej drużynie.
Dlaczego PO przestaje być partią demokratyczną? Zewsząd słychać od działaczy lokalnych narzekania na "spadochroniarzy" na listach. Członkowie lokalnych kół dowiadują się, że właśnie ktoś jest pierwszy na liście do dzielnicy, chociaż nigdy nie pojawiał się w dzielnicowym kole? Wielu obserwatorów z taką sytuacją wiąże Pani osobę, proszę o komentarz.
- Absolutnie się nie zgadzam. Kandydatów rekomendowały koła, następnie szczeble powiatowe i regionalne. Zmiany na listach były absolutnie incydentalne i dotyczyły marginalnej liczby osób o złej reputacji. Część z nich otwarcie mówiła, że ma zamiar opuścić PO zaraz po wyborach. Tak było na przykład z działaczami na Ursynowie.
Jednak nie do końca ma Pani rację. Przemeldowywanie się kandydatów w ostatniej chwili do tej dzielnicy, do której matka-partia rzuciła ich na "nowy odcinek", to smutny obraz samorządu w wykonaniu PO. Oczywiście nie tylko, ale przecież to PO ma świecić przykładem.
- Myślę, że mówi Pan o sporadycznych przypadkach. Będziemy to sprawdzać. Jeszcze raz powtarzam, że koła samodzielnie rekomendowały swoich działaczy, a zarząd partii jedynie ich weryfikował.
Kiedy włączam rano radio i słyszę Hannę Gronkiewicz-Waltz opowiadającą o lustracji i tecz-kach, zaś wieczorem ta sama osoba w studiu Tomasza Lisa opowiada ponownie o teczkach, to zastanawiam się, gdzie jest kandydatka na prezydenta Warszawy...
- Po pierwsze nie mam wpływu na pytania zadawane mi przez dziennikarzy, a poza tym specjaliści od kampanii zdecydowanie orzekli, że wybory będą bardzo spolaryzowaną walką PiS i PO. Stąd mój udział w dyskusjach politycznych nie ma-jących wiele wspólnego z Warszawą.
Wkrótce przekonamy się, czy ma Pani dobrych specjalistów od reklamy i kreowania wizerunku. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Katner