Bohater Białołęki molestował dziewczynki?
5 listopada 2015
Po tym, jak fragmentowi Podróżniczej nadano nazwę Braci Zawadzkich, do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które oskarżają jednego z patronów ulicy o pedofilię.
- Miałam 12 lat, gdy podstarzały Wojciech Zawadzki pocałował mnie w usta. Wsadzał mi także ręce pod spódniczkę - wspomina ze zgrozą Anna Koczwarska z Wiśniewa.
Kim byli bracia Zawadzcy?
To zasłużeni lokalni działacze społeczni. W okresie okupacji niemieckiej prowadzili tajne komplety, tworzyli także pierwszą publiczną bibliotekę. Obaj byli samotnymi kawalerami i nie założyli rodzin. Wojciech Zawadzki zmarł w 1976, a jego brat Antoni - w 2001 roku. Wojciech jest patronem Gimnazjum nr 121 przy ulicy Płużnickiej. Jak mówi Wanda Walkowiak, dyrektorka szkoły, która z życiorysu Zawadzkiego uczyniła temat pisanej właśnie rozprawy doktorskiej, nigdy nie słyszała o żadnych jego incydentach z udziałem małoletnich dziewczynek.
Bracia Zawadzcy zostali niedawno patronami przecznicy ulicy Modlińskiej. I wtedy zawrzało. - Koleżanka zadzwoniła do mnie wstrząśnięta. Była w szoku, że Wojciech Zawadzki, który molestował mnie i ją, ma teraz w Warszawie ulicę. I to prowadzącą do szkoły - mówi Anna Koczwarska, mieszkanka Białołęki, była podopieczna biblioteki prowadzonej przez Zawadzkich.
Wojciech całuje w usta
- Bracia Wojciech i Antoni Zawadzcy byli dobrymi znajomymi mojego ojca - opowiada Anna Koczwarska i wspomina czas sprzed 45 lat. - Spotykałam ich na ulicy Srebrnogórskiej. Zachęcali do odwiedzenia biblioteki, którą prowadzili. Wojciech był bardzo życzliwym starszym panem i udzielał korepetycji - wspomina pani Anna. Ojciec posłał ją do Zawadzkiego na dodatkowe lekcje. Miała 12 lat. - I to, co się wydarzyło, było obrzydliwe. Wojciech Zawadzki całował mnie w usta. Z czasem zaczął obmacywać, m.in poniżej krzyża - wzdryga się pani Anna. Była przerażona i powiedziała o tym rodzicom - ci jednak zbagatelizowali sprawę. Aby uniknąć podobnych sytuacji, do biblioteki chodziła z koleżanką.
Wojciech pisze kartkę
Ale Wojciech nie odpuszczał. - Wystawał pod moim oknem. W końcu napisał do mnie pocztówkę. Zachęcał do częstych spotkań - wspomina z niesmakiem pani Anna. Gdy pokazała ojcu kartkę od Zawadzkiego, ten zaprosił kolegę na obiad i wyłuszczył bibliotekarzowi, że nie życzy sobie podobnych zachowań. - Od tamtej chwili nie musiałam już chodzić do tej biblioteki - wspomina Anna Koczwarska. I dodaje, że zasługi braci Zawadzkich dla Białołęki są wyolbrzymione.
- Przywłaszczyli sobie założenie Koła Młodych Przyjaciół Wiśniewa, które pod inną nazwą powstało jeszcze w 1935 roku, gdy Zawadzcy byli bardzo młodzi. Nie można natomiast odmówić im tego, że prowadzili w czasie wojny tajne komplety i tworzyli bibliotekę publiczną. To bezsprzeczny fakt - podkreśla.
Nikt o tym nie mówił
Dziś potrafimy bez wahania nazwać rzeczy po imieniu. Prawie 50 lat temu Wiśniewo, Henryków czy Płudy to były wsie - z inną wiedzą i inną mentalnością. Poza tym Zawadzcy byli bardzo cenieni przez proboszcza. To wystarczyło, aby ofiary milczały.
- To były inne czasy. Dziewczynki się wstydziły. Nikt poza tym nie chciał wierzyć w molestowanie. Tym bardziej przez nobliwych starszych panów - mówi Anna Koczwarska. A milicja? - Nie... Nikt nie mówił takich rzeczy otwarcie - mówi pani Anna.
Wojciech się dziwnie zachowuje
Pani Anna nie była jedyną dziewczynką, która padła ofiarą lubieżności Wojciecha Zawadzkiego. Dotarliśmy do jeszcze jednej jego ofiary. - Bardzo lubiłam książki, a zapisanie się do biblioteki Zawadzkich kosztowało zaledwie parę groszy - mówi pani X. Była właściwie dzieckiem, gdy zetknęła się z Wojciechem. - Starsze koleżanki ostrzegały, żeby nie chodzić do braci w pojedynkę, tylko we dwie lub trzy. Ja pewnego dnia nie miałam z kim iść, więc poszłam do biblioteki sama. Wojciech Zawadzki zachowywał się bardzo dziwnie. W niespotykany dla dziecka sposób zaczął mnie całować we włosy. Potem jego ręka poszła poniżej mojego pępka... - urywa ze zgrozą kobieta.
Milczenie o Wojciechu
Czy starszy pan, mający ciągoty do małych dziewczynek, na dodatek głoszący nieprzychylne socjalizmowi i władzy ludowej tezy mógł być na celowniku Służby Bezpieczeństwa albo Milicji Obywatelskiej? To bardzo prawdopodobne. To, co się wydarzyło, było obrzydliwe. Wojciech Zawadzki całował mnie w usta. Z czasem zaczął obmacywać, m.in poniżej krzyża - wzdryga się pani Anna. Była przerażona i powiedziała o tym rodzicom, ci jednak zbagatelizowali sprawę. Aby uniknąć podobnych sytuacji, do biblioteki chodziła z koleżanką. Jeśli był, to w Instytucie Pamięci Narodowej powinny być dostępne informacje potwierdzające skłonności Wojciecha Zawadzkiego. W czerwcu poprosiliśmy o pomoc rzecznika prasowego IPN Andrzeja Arseniuka. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy do dziś. Zwróciliśmy się więc do zaprzyjaźnionych historyków. Po pobieżnym sprawdzeniu dali nam odpowiedź, że w IPN nic o Zawadzkich raczej nie ma, ale zastrzegają, że "raczej".
W sekretariacie burmistrza Białołęki dowiedzieliśmy się, że do ratusza dotarł zarówno protest przeciwko nowej nazwie ulicy, jak i panegiryk na temat Zawadzkich, w którym o sprawie pisze się jako o "nagonce". List Anny Koczwarskiej wpłynął do Rady m.st. Warszawy. Jednak radni miasta nie zostali z nim w ogóle zapoznani. Magdalena Dardzińska z biura obsługi rady poinformowała nas, że pismo zostało przekazane do burmistrza Białołęki.
Burmistrz Piotr Jaworski potwierdza, że otrzymał pismo. Chce, aby sprawą rzetelnie zajęli się historycy.
Dziwna reakcja historyków
W odpowiedzi na list Anny Koczwarskiej Zarząd Główny Towarzystwa Przyjaciół Warszawy wyraził wielkie zdziwienie, że kobieta nie protestowała wcześniej, gdy imieniem Wojciecha Zawadzkiego nazwano szkołę. Paweł Kruk z upoważnienia Zarządu Głównego TPW zachęca, by pani Anna opisała swoje wspomnienia, a także zasługi dla rozwoju Wiśniewa jej ojca i dziadka oraz wzięła udział w... konkursie historycznym dotyczącym Białołęki. Jako kontrę wobec jej zeznań podaje wspomnienia byłych uczniów Zawadzkiego, którzy tytułują go "profesorem" i wypisują na jego cześć peany. Z pisma TPW wynika, że wyjaśnienie sprawy jest w zasadzie niemożliwe, bo... główny bohater nie żyje. Jak na towarzystwo składające się z zawodowych historyków i pasjonatów historii argumentacja dość "księżycowa".
Nam - oprócz cytowanych powyżej - udało się zweryfikować informacje u jeszcze jednej osoby.
Prosimy o informacje
Cała sprawa jest smutna dla Białołęki także z tego powodu, że dzielnica cierpi na brak własnych bohaterów, o których można uczyć dzieci w szkołach. Wojenna i powojenna karta Zawadzkich nadała im rangę w zasadzie jedynych lokalnych postaci historycznych, bez wątpienia zasłużonych dla społeczności Wiśniewa, Henrykowa, Płud i okolic. Ujawnione przez Annę Koczwarską i panią X wydarzenia sprzed lat burzą idealny dotąd przekaz historyczny. Sprawa wymaga wyjaśnienia. Im szybciej, tym lepiej. Proszę wszystkich, którzy pamiętają braci Zawadzkich i wydarzenia sprzed wielu lat o kontakt ze mną: tel. 519-610-435, e-mail: przemyslaw.burkiewicz@gazetaecho.pl. Gwarantuję dyskrecję.
Przemysław Burkiewicz