Bielański Wilanów, czyli pałac Brühla. Ostatnia chwila na ratunek
9 marca 2017
Czy pałac zwany niegdyś Wilanowem Północy ma szanse wrócić jeszcze kiedyś do dawnej świetności?
Huczne zabawy i bale
Pałac został wzniesiony jako podmiejska rezydencja w latach 1752-1758 według projektu Johanna Friedricha Knöbla, z inicjatywy ministra króla Augusta III - Heinricha von Brühla, który w 1750 roku zapewnił swemu nieletniemu synowi urząd starosty warszawskiego. Młociny wchodziły wówczas w skład uposażenia starostwa i wcześniej słynęły ze zwierzyńca - wygrodzonego fragmentu puszczy, w którym polował między innymi sam król August III. Pod koniec wieku XVIII pałac został przebudowany według projektu Simona Gottlieba Zuga. Wówczas powstały też na terenie ogrodu pawilony parkowe. Pałac słynął z hucznych zabaw i bali. Bywał tu między innymi Stanisław August Poniatowski. Po roku 1790 posiadłość stała się własnością Michała Starzeńskiego, a od 1820 należała do rodziny de Pothsów. W 1898 znów został przebudowany i zamieniony w willę letniskową.
Muzealna obsadzona kasztanowcami
Pałac został zniszczony podczas II wojny światowej, a po wojnie odrestaurowany. W 1949 roku urządziło się w nim Muzeum Etnograficzne, a po 1973 roku przejęła go Polska Akademia Nauk. Malowniczo położony na wiślanej skarpie pałac składa się z parterowego budynku głównego oraz oskrzydlających go oficyn. Od ulicy Pułkowej wiedzie w kierunku bramy i dziedzińca ulica Muzealna, czyli dawna aleja dojazdowa obsadzona starymi kasztanowcami. Na tyłach pałacu przetrwały relikty parku założonego po 1753 roku jako ogród barokowy połączony ze zwierzyńcem oraz nadwiślańskim naturalnym krajobrazem.
Apartamentowce obok pałacu
PAN wyprowadził się z mocno nadgryzionego zębem czasu pałacu na początku lat 90. Starania o odzyskanie zabytku rozpoczęli wtedy spadkobiercy ostatniego przedwojennego właściciela Stefana Grodzickiego. Po długich staraniach się udało, a z ich rąk przejął pałac Sławomir Tomaszewski - honorowy prezes Forum Polonii w Austrii. Deklarował remont zaniedbanego zabytku, ale w zamian żądał zgody na... budowę w parku przed pałacem kilku apartamentowców. Biuro Naczelnego Architekta Miasta odmówiło wydania pozwolenia na budowę, ale w 2006 roku zgodę wydał mazowiecki konserwator zabytków Ryszard Głowacz, który wkrótce został odwołany ze stanowiska.
Co dalej?
W połowie 2008 roku nowym właścicielem obiektu został Sylwester Gardocki. Deklarował remont i przeznaczenie pałacu na swoją prywatną rezydencję. Jednak tylko ogrodził cały teren łącznie z wałem przeciwpowodziowym, szlakiem turystycznym i dojazdem rowerowym do sezonowego promu w Łomiankach. A pałac niszczał w oczach. Strzegące wejścia dwa kamienne lwy zostały strącone, na działce rosły sterty gruzu, ale zapowiadany remont wciąż się odwlekał. Pod koniec 2012 roku na terenie parku ze studzienki zaczęły sączyć się fekalia. Pałacyk został zalany ściekami, a nieprzyjemny, eufemistycznie mówiąc, zapach stał się zmorą całej okolicy. Dopiero nagłośnienie sprawy w mediach rozwiązało problem. Dziś już nie śmierdzi, ale gdy się patrzy na niszczejący pałac, serce się kraje. To ostatnia chwila na ratunek.
Tymczasem trwa spór między właścicielem a konserwatorem. Gardocki chciałby nadbudować piętro pałacyku, postawić nowy budynek od strony bramy.
- Ja tam nie chcę zrobić żadnej restauracji, żadnego hotelu. Chcę po prostu odrestaurować budynek, ale dostosowując go wewnętrznie do funkcji współczesnej - przekonuje. Konserwator stawia jednak swoje warunki i nie na wszystkie pomysły Gardockiego się zgadza. Remont budynku według wytycznych konserwatora może kosztować nawet 30 mln zł. Gardocki może liczyć na pomoc ze strony ratusza, ale sumę, jaką zaproponowało mu miasto, uważa za śmiesznie niską w stosunku do skali remontu. Pat trwa, a pałac spokojnie niszczeje.
(wk)